Ogłaszam oficjalne rozpoczęcie blogowania i ....sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie. :)
Na początek dzielę się doświadczeniami dnia wczorajszego. A mianowicie....
Dokonałam wczoraj wskrzeszenia. Niestety nie miało to nic wspólnego ze wskrzeszeniem łazarza czy choćby 'zwyczajną' reanimacją. Nie było ogólnego zachwytu i oklasków ze strony zebranej gawiedzi, nie rozbłysły fajerwerki, nie rozbrzmiały chóry anielskie w sumie to w ogóle nic istotnego się nie wydarzyło co mogłoby zainteresować pospólstwo. A jednak wskrzeszenie miało swój cel, sens i niestety dość bolesne przesłanie. Otóż wskrzesiłam swoją wagę w łazience (i uwaga tu udowodnię, że mężczyzna jednak czasem błyska intelektem,a nie tylko emanuje głupotą, a tym samym do czegoś się jednak przydaje). Otóż mój małżonek wpadł na pomysł, że skoro waga składa się z dwóch części i każda osobno zasilana jest innym zestawem baterii to może jeden z nich po prostu się wyczerpał. No i po mało spektakularnej wymianie ów wspomnianych baterii waga zaczęła działać. I w tym momencie dochodzimy do celu, sensu i przesłania. Celem było żebym mogła się wreszcie zważyć po świąteczno-sylwestrowej rozpuście kulinarnej, sens był taki, że będę wiedziała na czym stoję i ile swojej ciężkiej pracy zmarnowałam przez te kilka dni,a przesłanie....oj bolało. Z głębi wagi wydobył się złowrogi jęk, a potem usłyszałam groźne 'Spier...aj jesteś za ciężka'. No dobra głosy były w mojej głowie, ale waga i tak dała mi jasno do zrozumienia, że przeholowałam. Tak więc od dziś jestem oficjalnie na diecie. Oczekuję wsparcia, potoku słów otuchy, współczucia, troski i współodczuwania. Przesadziłam? No dobra wystarczy jak będziecie mnie pilnowali żebym nie żarła.
Cel: 5kg. Co prawda aż tyle nie przytyłam po świętach,ale pozwoli mi to na dojście do wagi sprzed świąt i założenie bikini w wakacje

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)