23 września 2013

Jesień idzie...


...a  właściwie nadeszła i to ładnych kilkanaście godzin temu. Po ulewach przyniosła słonko i przyjemne ciepło aż człowiekowi chciałoby się powitać ów jesień na długim spacerze. Niestety siedzimy w domu. Kokonik starszy z anginą, młodszy gile ma do pasa nie pozostaje nam więc nic innego jak dzielnie przyjmować leki i czekać, aż choróbsko odejdzie wraz z przemijającym latem. Mam tylko nadzieję, że w takim stanie nie zastanie nas zima. Kokon starszy codziennie dopomina się kiedy wreszcie będzie mógł iść do szkoły bo o dziwo szkoła spodobała mu się już od drugiego dnia. Właśnie dnia drugiego poszedł do szkoły z nieukrywaną ochotą, a po tygodniu na czekającą na pożegnalnego buziaka matkę przestał w ogóle zwracać uwagę. Mimo, że nadal utrzymuje, że będzie całe życie mieszkał z mamusią to w jego relacjach ze szkoły coraz częściej przewijają się imiona kolejnych koleżanek :) I na co ci Matko Polko były te nerwy, obawy, że sobie nie poradzi, że będzie płakał, że histeria będzie?? Oj Matko Polko więcej wiary chciałoby się powiedzieć! No tak, ale łatwo mówić po fakcie, a każda matka, która kiedyś musiała zaprowadzić swoje dziecko i oddać w ręce oświaty wie o czym piszę :)
W tym całym ferworze związanym z rozpoczęciem przez moje dziecko edukacji (w  grupie zerowej,ale zawsze) przez chwilę zapragnęłam być ojcem. Tak mentalnie rzecz jasna. Jako, że Matka Polka ze mnie z krwi i kości, trzęsłam się ze strachu odprowadzając moje dziecko pierwszego dnia do szkoły i wdzięczna jestem niezmiernie, że cała ta adaptacja poszła mu tak gładko. Natomiast małżonek mój przyjął wszystko jak to się mówi 'na klatę' i wykazał co najwyżej minimum zainteresowania zaistniałym faktem.
Inni ojcowie również ze stoickim spokojem podeszli do tematu. W grupie mojego syna jest dajmy na to Jaś. Jasia do szkoły odprowadza tata i ledwo tata z Jasiem przekraczali próg sali Jasiowi jak na komendę z oczu łzy jak grochy leciały. Matka Polka rzuciłaby się pomimo wszelkich nauk i zdrowemu rozsądkowi do pocieszania biedactwa, a tatuś każdego dnia machał na pożegnanie, odwracał się i wychodził niewzruszony. Jaś rzecz jasna po około tygodniu płakać przestał i nie sądzę, żeby w dorosłym życiu czyhała na niego jakakolwiek z tego tytułu trauma.
I ja czasem chciałabym podejść do niektórych spraw tak bez emocji, na chłodno, ale chyba już taka Matki Polki natura żeby martwić się i trząść nad latoroślami.
No,a  wracając do jesieni....oby jak najdłużej towarzyszyła nam ta złota polska jesień. Już nie mogę się doczekać spaceru i pierwszej fotograficznej sesji moich kokonów w złoto-czerwonych liściach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP