"Pusty rynek. Nad dachami
Gwiazda. Świeci każdy dom.
W zamyśleniu, uliczkami,
Idę, tuląc świętość świąt."
Joseph Von Eichendorff
Do Świąt pozostały zaledwie trzy tygodnie. Coraz więcej wokół świątecznych dekoracji, światełek, choinek czy 'marketowych' Mikołajów, jednak tej bliskości Świąt towarzyszy coś jeszcze: coroczne narzekanie.
Już od dłuższego czasu obserwuję, że Święta powodują u ludzi jakąś dziwną, nie do końca wytłumaczalną frustrację. Narzekamy na wszystko, a szczególnie na kupowanie prezentów no bo kogo na to stać i jeszcze trzeba się przedzierać przez tłumy w sklepie, a wcześniej to trzeba jeszcze wymyślić co i komu.
Przykre to trochę, że w zasadzie raz do roku nie chce nam się choć trochę pomyśleć planując upominki. Zastanowić się co uszczęśliwiłoby naszych bliskich. Pomyśleć o nich inaczej, cieplej, więcej bo na co dzień mamy dla siebie coraz mniej czasu. Że patrzymy na prezenty przez pryzmat wydawanych pieniędzy, a przecież prezent nie musi być drogi, wystarczy jeśli będzie trafiony i od serca :)
Ale prezenty to nie wszystko. Narzekamy na sprzątanie (tak jakby na Wigilię miała do nas przyjechać Perfekcyjna w białej rękawiczce), na pogodę (bo śniegu jest zawsze, albo za mało albo za dużo i nigdy w sam raz), na choinkę bo albo opada, albo się kurzy, a jeszcze, o zgrozo!, trzeba ją ubrać, że trzeba jechać, albo nie daj Boże iść, odwiedzać (bo w sumie to po co, przecież widujemy się co trzy-cztery tygodnie to w zupełności wystarczy).
No i tak na tym narzekaniu, nerwach, pośpiechu jak co dzień, umyka nam ten przecież całkiem fajny przedświąteczny czas oczekiwania.
Osobiście nie mogę się doczekać pieczenia ciasteczek z kokonami, syf w kuchni jest niemiłosierny, wszystko z góry na dół (łącznie z kokonami) upstrzone jest różnobarwnym lukrem, ale frajda jest z tego nie do opisania. Czyszczenia butów dla Mikołaja i tego oczekiwania na sen kokoników żeby w końcu podrzucić do tych pieczołowicie wyczyszczonych butów malutkie paczuszki. Przygotowywania domu, wieszania ozdób, lampek, ubierania choinki, która jak co roku będzie żywa, do sufitu i kolorowa.
I też czasem mi się nie chce, też jak wszyscy wpadam w szaleńczy wir sprzątania po to żeby koniec końców paść prawie na pysk ścierając ostatni pyłek kurzu i poprzysiąc sobie, że już nigdy więcej. Też nie przepadam za tłumami w sklepach i walkami o miejsce w kolejce do kasy, a śniegu przeważnie jest dla mnie za dużo :)
Ale czy to jest ważne? Absolutnie nie, bo ja jak w wierszu, który zacytowałam na początku uwielbiam 'tulić świętość świąt'. Staram się nie myśleć o czasie przedświątecznym jak o czasie bieganiny ze ścierą i choć zdziwiły mnie choinki w jednym ze sklepów ósmego listopada to jakoś mi to nie przeszkadza. Fajny, radosny czas więc? Więc niech się święci... :D
P.S U mnie zawitała już nawet choinka (zanim stanie ta właściwa). Ikea kocha recycling, a ja 'zrecyclingowałam' Ikeę :D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Robienie zakupów prezentowych mnie nie wkurza ale te tłumy... na szczęście w tym roku dość sprawnie nam to idzie:)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam robić prezenty, chyba bardziej niż dostawać. Połowę już mam, ale jeszcze trochę zakupów mnie czeka i przeraża mnie to stanie w kolejkach... Ech :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam robić prezenty- choćby to miały być drobiazgi :)
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie spojrzałam na przedświąteczny czas trochę inaczej. Należę do tej sporej grupy osób, które żyją w napięciu- czy wszystko kupiłam? Czy wszystko zrobiła? Czy wszystko dopięłam na ostatni guzik? Mój mąż stara się mnie zawsze uspokajać, mówiąc, że nic się nie stanie, jeśli nie zrobię tego lub tamtego... Więcej luzu- może powinnam się dostosować do Waszych rad? :))
OdpowiedzUsuń