Nie, nie jestem nadgorliwa i absolutnie nie miałam w planach dwóch postów dziennie (obiecuję, że w weekend dam wam odpocząć...chyba), ale tak mi się ciśnienie podniosło, że muszę sobie ulżyć.
Wszystko przez jeden artykuł klik. Jak się komuś nie chce czytać to w skrócie napiszę, że artykuł traktuje o nowych zasadach naboru do przedszkoli w naszej 'wsi'.
W związku z powyższym artykułem krótko przed północą podjęłam życiową decyzję. Pofatygowałam się do drugiego pokoju gdzie mój małżonek w pocie czoła przygotowuje się do ważnego egzaminu i oznajmiłam:
KOCHANIE, ZOSTAJEMY RODZINĄ PATOLOGICZNĄ
Nie do końca wiem jeszcze jak to zrobić, ale zrobić musimy szybko bo czas nagli. W końcu podania do przedszkola składać będzie trzeba już lada chwila. W związku z tym, że czasu mało, wielodzietność odpada bo w dwa tygodnie jakoś znacznie stada nie powiększymy. Zresztą wielodzietność wcale nie oznacza patologii, a wręcz przeciwnie popieram całym sercem tych, którzy chcą mieć dzieci jak najwięcej.
Pod rozwagę biorę więc alkoholizm i przemoc domową. Z tym pierwszym może też być problem bo starość nie radość i po dwóch lampkach wina głowa napiernicza mnie jak ruski czołg, a tu by trzeba było jednak przyjąć większą ilość procentów. Mąż to może wytrzymałby ciut dłużej, ale też wiekowy jest to specjalnie długo by nie pociągnął.
Przemoc? Hmm... tylko kto kogo? Ja jego czy on mnie? No nie ukrywam, zdarzyło mi się nie raz podczas trwania małżeństwa pomyśleć o tym żeby użyć patelni w zupełnie innym celu niż przygotowanie posiłku, no ale żeby tak niecne myśli w życie wprowadzać? Eeee chyba nie. No jakby nie było to w końcu mój mąż. Lać się przecież też nie pozwolę bo makijaż to ja jednak wolę w brązach niż w odcieniach fioletu. Zresztą mój małżonek to nie ten typ.
Jest jeszcze trzecie wyjście. Przestajemy płacić rachunki i olewamy kredyt na mieszkanie co znacznie ułatwi nam zmianę statusu społecznego na zdecydowanie niższy. Dzieci oczywiście obowiązkowo powinny być zaniedbane, brudne i głodne.
Ok. To była ironia i wcale nie zamierzam zmieniać swojego statusu społecznego. Chociaż zaraz wróć, miałam zamiar zmienić swój status społeczny na wyższy posyłając dziecko do przedszkola i idąc do pracy, ale po przeczytaniu nowych wytycznych ręce i szczęka opadły mi do samej ziemi.
Oto w jaki sposób będą w tym roku przyznawane punkty:
"15 punktów w sytuacji, kiedy oboje rodziców pracują lub kiedy pracuje
rodzic samotny; 12 punktów kiedy do przedszkola chodzi rodzeństwo; po
dwa punkty za każdą godzinę zadeklarowaną w przedszkolu po godzinie 13;
15 punktów za przedszkole pierwszego wyboru; 15 punktów za rozliczanie
podatku w jednym z poznańskich urzędów skarbowych i 70 punktów za opiekę
kuratora lub asystenta rodziny."
Cóż zaryzykujemy i 9 marca pokornie zaniesiemy w ząbkach nasze podanie i zobaczymy co z tego wyniknie. W najgorszym przypadku za rok i tak moje młodsze dziecko dopadnie obowiązek szkolny i będzie musiał iść do zerówki, a zerówkę mamy już przetestowaną na starszaku więc poślemy go tam ze spokojem.
Taki też problem miała, w sumie nadal ma moja bliska koleżanka, która chce posłać synka do żłobka. W jej okolicy jest jeden państwowy i jest w całości "zapakowany" dziećmi samotnych matek. Jak sobie przeczytałam Twój post to głęboko zaczęłam się zastanawiać nad sensem naszej przyszłotygodniowej wycieczki do okolicznego, wiejskiego przedszkola :/ Chciałam Mańkę posłać od przyszłego roku, ale chyba muszę zacząć ciułać na osiedlowe prywatne. Jaki sens ma praca obojga rodziców skoro jedno zarabia praktycznie tylko na opłaty za prywatny żłobek/przedszkole/opiekunkę... ehhh.
OdpowiedzUsuńJa już słyszałam o takich akcjach, że ludzie to się specjalnie rozwodzą dla miejsca w przedszkolu,no paranoja. Do tego dochodzi paradoks, że jak matka nie pracuje to dziecko ma mniejsze szanse, najpierw trzeba sobie znaleźć pracę,a potem zapisać dziecko tyko, że żeby znaleźć pracę trzeba mieć co zrobić z dzieckiem - błędne koło. Prywatne przedszkole u nas to kwoty zaporowe niestety.
UsuńTak masz rację ręce opadają, ale żeby aż 70 punktów za kuratora lub asystenta rodziny ? przegięcie. Trzymam kciuki abyście się jednak dostali :)
OdpowiedzUsuńWiesz nas dyskwalifikuje jeszcze jedno. Nati będzie miał w tym roku 4 lata więc idzie do czterolatków, a wiadomo jak jest, najprawdopodobniej nie będzie miejsc bo grupa trzylatków automatycznie idzie wyżej.
Usuńprzedszkola i system zamiast pomagać to komplikują, ale trzymam kciuki! ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nasz system jest chory. Mamy urlop macierzyński trwający rok, ale Państwo skutecznie zlikwidowało żłobki i przedszkola doprowadzając do patalogii, którą opisałaś. Mnie obecnie macierzyński się kończy i gdybym wróciła na etat, to zarobiłabym na nianię, a na dojazdy musiałabym dołożyć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i będę Cię odwiedzać,
Agata
www.inspiracjemamy.blogspot.com
Ja pewnie na nianię u nas bym nie zarobiła. Może od biedy na prywatne przedszkole, ale pod warunkiem, że młody byłby tam przez pięć godzin, a ja w pracy normalnie 8 czyli sytuacja patowa :D
UsuńTrzymam kciuki. Niestety wiele w tym kraju pozostaje do życzenia.
OdpowiedzUsuńMieszkasz w Ząbkach koło Warszawy?:)
OdpowiedzUsuńMy też chcemy oddać Wiktorię do przedszkola :).Uświadomiłaś mi że powinniśmy już się za tym rozejrzeć :) Dzięki :)
Oj do Warszawy to mam kawałek, pieszo nie da rady :) Mieszkamy w Poznaniu :)
OdpowiedzUsuńW ząbkach czyli w zębach źle zinterpretowałam Twoje słowa :))))Faktycznie daleko :)
UsuńPowodzenia !!! Trzymam kciuki !!!
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńI czy to nie śmieszne, że normalne rodziny traktowane są inaczej? wręcz gorzej?
OdpowiedzUsuńIle to ja spotkałam przypadków, gdzie młodzi ludzie nie pobierają się celowo, bo ona ciągnie kasę jako matka samotnie wychowująca dziecko, bo wiele przywilejów - żłobki i przedszkola, bo ulgi itd. spotkałam się nawet z sytuacją że ludzie w separacji byli oczywiście pozorowanej żeby kasę wyciągnąć. A ja się pytam skąd te pieniądze? czyje? czy nie nasze??
www.MartynaG.pl
A no nasze. I niestety takich sytuacji jak opisujesz jest mnóstwo.
UsuńGorzej niż źle. U nas też nie lepiej, bo nowy burmistrz szuka wszędzie oszczędności, nawet w przedszkolach i szkołach. W związku z tym do tej pory nie są wydawane karty zgłoszeniowe. :/
OdpowiedzUsuńU nas w szkole też były w zeszłym roku cyrki, dzieci, które nie były z rejonu, a chodziły do szkoły do zerówki potem nie mogły iść w tej samej szkole do pierwszej klasy. Głupota. To po co przyjmowali te dzieciaki do zerówki, mogli na początku powiedzieć, że nie i koniec,a tak dziecko musiało zmienić szkołę.
UsuńTeraz to mam dziurę w głowie. Ciekawa jestem kto to wymyślił? Jest jeszcze jedna opcja :) Założyć własne przedszkole!
OdpowiedzUsuńA no radni wpadli na taki pomysł. Własne przedszkole to jest pomysł, tylko ja nie wiem czy bym zniosła taką ilość dzieci :D
UsuńŁatwo widzę nie macie. Ale może jakbyście tak z mężem po te dwie lampki wina wypili i zgłosili na policję, że dzieci pod opieką nietrzeźwych, to jest szansa, że Wam na jakiś czas zabiorą ;)
OdpowiedzUsuńA mnie ktoś ostatnio straszył, że teraz ma być obowiązek przedszkolny dla dzieci od lat czterech. Czyżby to nieprawda?
O tym obowiązku to ja już słyszałam rok temu, ale to chyba plota bo na razie jest od 5 lat.
UsuńTemat ostatnio na topie i u nas. We Włoszech termin składania podania do przedszkola mija 15 maja (niektóre przedszkola zamykają nabór 13 z racji, że to piątek). Gfdy prezczytałam warunki naboru to aż spać nie mogłam z wrażenia. Syn ma zaświadczenie o niepełnosprawności, które prawniepowinno mu dawać pierwszeństwo, ale przedszkola u nas w mieście mają na to wylane...Kij z tym. Wybraliśmy przedszkole najbliżej naszego miejsca zamieszkania(ok 700metrów), ale UWAGA nie łapiemy się do okręgu dydaktycznego...za to łapiemy się miedzy innymi do przedszkola oddalonego od nas o 10km!! Gdzie tu logika pytam?
OdpowiedzUsuńLogiki brak. Dokładnie jak w Polsce.
UsuńJa nie ukrywam, że miejsce w przedszkolu mam już zaklepane. Podaniu już dawno złożone. Jedyna kwestia była taka, że mój Maluch będzie miał we wrześniu dopiero 2lata i 8 miesięcy. A do tego przedszkola, do którego chcemy go wysłać przyjmują dzieciaki od 3 lat. Będąc na Drzwiach otwartych zagadałam z Dyrektorką, która zresztą była kiedyś moją wychowawczynią, bo chodziłam do tego przedszkola sama jako dziecko - zresztą mąż też. Powiedziałam, że nam zależy, bo najbliżej i to takie już wielopokoleniowe przedszkole. I się udało, zrobi wyjątek dla mojego Urwisa i jeszcze jednej dziewczynki i nie odeśle ich do drugiej filii tylko przyjmie tam gdzie chciałam. Po za tym nie ukrywam, że pracowała tam też moja siostra, moja mama z kolei pracuję w innej placówce, która zajmuje się wyżywieniem przedszkoli, więc zapewne jakieś znajomości też mają trochę znaczenie. Jak wszędzie zresztą.
OdpowiedzUsuń