Tydzień temu moja koleżanka została mamą, ma śliczną, długo wyczekiwaną
córeczkę. Jednak nie to było inspiracją do powstania tego postu, choć pośrednio się do niego przyczyniło, ale to co powiedziała inna moja
znajoma o pierwszych chwilach macierzyństwa biorąc pod uwagę swoje własne przeżycia i doświadczenia.
Pamiętacie ten moment
kiedy wasze ukochane dziecko pojawiło się na świecie?
Kiedy po raz
pierwszy usłyszałyście jego krzyk, dotknęłyście maleńkich rączek i
stopek?
Kiedy po raz pierwszy wzięłyście tą kruszynkę w ramiona?
Euforia, apogeum szczęścia, totalna ekstaza. To nie ulega wątpliwości.
Ale czy dalej też tak było? Czy kolejne dni spędzone w szpitalu, miejscu gdzie matka i dziecko spędzają ze sobą pierwsze chwile, miejscu które z zasady powinno otoczyć wsparciem i opieką młodą mamę, nadal były takie przepełnione euforią?
Euforia, apogeum szczęścia, totalna ekstaza. To nie ulega wątpliwości.
Ale czy dalej też tak było? Czy kolejne dni spędzone w szpitalu, miejscu gdzie matka i dziecko spędzają ze sobą pierwsze chwile, miejscu które z zasady powinno otoczyć wsparciem i opieką młodą mamę, nadal były takie przepełnione euforią?
A może zderzyłyście się nagle z rzeczywistością? Rzeczywistością, która nijak nie wpasowywała się w wasze wyobrażenie o
pierwszych dniach macierzyństwa?
Już będąc w ciąży z pierwszym synem
wiedziałam, że nie będę karmiła piersią, a przynajmniej nie tylko
piersią. Jakby komuś przyszło do głowy wyzywać mnie od wyrodnych, samolubnych matek to
niech sobie daruje. To był mój wybór i nikomu nic do niego i za stara jestem żeby się komukolwiek ze swoich wyborów tłumaczyć. Nie zamierzam również poruszać tutaj kwestii karmienia czy tego co jest lepsze dla dziecka itp. bo nie o tym jest ten post.
Niestety, możecie mówić
co chcecie, ale w wielu szpitalach panuje terror mleczny i nacisk na karmienie piersią przy jednoczesnym braku wsparcia w tym karmieniu. I choć
położna przynosząc pierwszą butlę mojemu dziecku, jeszcze na sali
pooperacyjnej nawet nie zapytała czy wyrażam na to zgodę, to potem
patrzyła na mnie jak na dziwoląga, kiedy prosiłam o mleko dla mojego
dziecka. Jednocześnie tak jak wspomniałam, pomocy w karmieniu piersią nie było żadnej. Bo wcale nie jest tak, że każda matka od razu przystawia dziecko, a
karmienie natychmiast staje się najprzyjemniejszą czynnością jaką kiedykolwiek w
życiu wykonywała.
Niewiele zmieniło się
trzy lata później kiedy rodziłam młodszego syna. No może poza tym, że
tym razem zapytano czy młody może dostać butlę, jednak kilka dni później
kiedy lekarzowi na obchodzie zakomunikowałam, że moje dziecko będzie na
butli i pierwszy syn też na butli był usłyszałam: "No to ma pani okazję
teraz naprawić swój błąd."
Helołłłł jaki błąd, moje dziecko żyje, jest
zdrowe, przez te trzy lata ani razu nie chorowało, nie ma alergii,
kocham je, a ono mnie kocha i ten konował ma czelność mówić mi o
błędach? A niby co on może poza teorią wiedzieć o karmieniu piersią? Czyżby praktykował??
Odwróćmy więc sytuację i zobaczmy jak wyglądała pomoc przy karmieniu piersią. Otóż kiedy przyszła na
salę położna laktacyjna (Akurat w szpitalu, w którym rodziłam takowa była, bo nie wszędzie jest) rzuciła tylko w stronę mojego łóżka: "Wieloródka to wie jak karmić". No ba, pewnie, że wiem, kurs
korespondencyjny kończyłam, a dwa porody to rzeczywiście wiele. A
może by się szanowana pani położna zapytała czy te wcześniejsze wiele
dzieci (czyt. jedno) które urodziłam było karmione piersią i może jednak trzeba w czymś pomóc?
A może w trzeciej dobie dopadł was baby blues? Z pewnością część tak. I pewnie wszyscy otoczyli was wtedy zrozumieniem i opieką? Taaaa.
A może w trzeciej dobie dopadł was baby blues? Z pewnością część tak. I pewnie wszyscy otoczyli was wtedy zrozumieniem i opieką? Taaaa.
Za pierwszym razem nie wiedziałam co się ze mną dzieje,
dlaczego nagle mój nastrój w skali od 1-10 sięgnął poziomu -7. Ryczałam
do poduszki i było mi źle, bez powodu, po prostu hormony postanowiły
sobie z mojego organizmu zrobić pole bitwy. Kolejne położne i
pielęgniarki przewijające się przez salę patrzyły z politowaniem lub w
ogóle omijały mnie szerokim łukiem. W końcu przyszła jedna, starsza położna,
usiadła na brzegu łóżka, wzięła mnie za rękę i powiedziała : "płacz
dziecko, to normalne jutro będzie ci lepiej."
I było. I wystarczył taki drobny gest żeby zachować godność człowieka, wesprzeć go, wytłumaczyć.
I było. I wystarczył taki drobny gest żeby zachować godność człowieka, wesprzeć go, wytłumaczyć.
Historii z oddziałów położniczych mogłabym przytaczać wiele, ile matek
tyle historii. Nie chodzi o to żeby szykanować, o to żeby wrzucać
wszystkie szpitale i cały personel do jednego wora. Miejsca i ludzie są różni. Na przykład podczas obu moich cięć miałam na sali operacyjnej cudowny zespół operacyjny, a szczególnie miło wspominam fantastycznych anestezjologów z obu porodów. Niestety faktem
jest, że tych historii poniżających, obdzierających z godności, z
brakiem wsparcia i czysto ludzkiego zrozumienia jest niestety więcej. I tu wracamy do koleżanki, której wypowiedź odnośnie jej prób karmienia piersią w szpitalu stała się inspiracją dla tego postu.
"Boli mnie i wkurza strasznie, że przez takie rzeczy jak cycki już pierwszego
dnia wmawia się matkom, że macierzyństwo to udręka, płacz, zmartwienia,
niepokój. To są pierwsze dni z najcudowniejszym stworzeniem na świecie -
twoim własnym dzieckiem. Nikt nie ma prawa tego niszczyć jeżdżąc po
psychice matki, głodząc dziecko, maglując piersi! Każdy powinien nad
matką wtedy skakać. A tu jak zwykle mamy płacze, żale, witaj mamo teraz
zobaczysz co to ból, żal, cierpienie, smutek, niepewność, strach,
bezsilność. No cudownie wyglądają pierwsze dni młodych mam."
To nie w taki sposób kobieta powinna stawać się matką, nie w takich warunkach powinna spędzać pierwsze chwile z dzieckiem. Ktoś powie, że się kobiety nad sobą użalają, ale to że kiedyś kobiety rodziły w polu, przecinały pępowinę i wracały do roboty nie oznacza, że tak musi być dalej. Skoro na przestrzeni lat wykreowaliśmy obraz ciąży jako stanu błogosławionego, a narodzin dziecka jako wręcz mistycznego przeżycia to niech rzeczywiście będzie ono jak najbardziej do tego mistycyzmu zbliżone. Zdaję sobie sprawę, że kolejna pacjentka jest tylko kolejną pacjentką, a dla personelu szpitala jest to po prostu praca. Ale skoro ktoś zdecydował się na tak szczególny zawód w tak szczególnym miejscu jakim jest szpital i oddział położniczy to wymagam wręcz żeby w tą pracę wkładał odrobinę empatii, zrozumienia, współczucia, pomocy - zwyczajnych ludzkich odruchów.
A jak wyglądały wasze pierwsze chwile z maleństwem w szpitalu? Macie dobre wspomnienia?
Temat trudny, bo ileż to ja znam przypadków gdzie matka przechodziła tuż po porodzie załamanie, bo z cycka nie leci, bo pewnie dziecko głodne a one Cię zmuszają do karmienia piersią... nacisk taki, że co słabsza matka wcale laktacji nie dostała przez zablokowaną ze stresu psychikę właśnie. Czasami mam wrażenie, że zbyt mocny nacisk na to kladą, a zamiast krzyku i przymusu powinna być edukacja. Każda matka ma prawo wybrać, każda matka robi to, co dla jej dziecka najlepsze...robi to z miłością.
OdpowiedzUsuńMoje dziecko krótko karmione było piersią, ale nic mu nie brakuje na mm :) Jestem z niego dumna - z siebie też :)
www.MartynaG.pl
to, że kiedyś było inaczej nie znaczy, że lepiej, dobrze, że piszesz o takich sprawach, bo czym więcej będziemy mówić, pisać może wreszcie się coś ruszy w tym temacie!
OdpowiedzUsuńDzięki, takie wpisy dodają mi skrzydeł.
UsuńU mnie mały nie był karmiony piersia , sciagalam mleko , personel bardziej naciskał niż uczył, w domu wszyscy ,, daj mu cyca zabierz butle'' , jeszcze bardziej mnie to stresowało, nikt nie pomyslal jak ja sie czuje... dziecko bylo bardzo grzeczne mowili o nim LENIWIEC jednak gdy podrósł i zaczął brykać zaczełam sie nie wyrabiac ze wszystkim i wtedy złapał mnie baby blues zamiast pomoc , to dokladali masakra... urodziłam mając 18 lat wkraczalam w dorosłe życie, obowiązki , ciężko było, ale już sie przyzwyczaiłam , mam harmonogram dnia i jest lepiej, drugie dziecko bede starala sie karmic piersią, jeśli nie wyjdzie to NEI KONIEC SWIATA bedzie dostawal moj pokarm ale przez butle tyle ile sie da :) tutaj pisalam o karmieniu piersia inaczej http://soundlymalinkaa.blogspot.com/2015/02/karmienie-piersia-inaczej.html
OdpowiedzUsuńMoja znajoma powiedziała kiedyś bardzo mądre słowa: Matka to nie cycek! Każda mama kocha swoje dziecko, a to jak je karmi nie jest absolutnie żadnym miernikiem tej miłości.
UsuńDzielna z ciebie kobieta.
ja chyba miałam szczęście bo już na sali poporodowej trafiłam na wspaniałe osoby, które do upadłego tłumaczyły i pomagały, doradzały. Personel był wzorowo przygotowany by pomóc młodej mamie. Niestety ale są to tylko wyjątki. A szkoda.
OdpowiedzUsuńTa koleżanka, którą cytowałam w poście dokładnie tak samo wspomina swój drugi poród w innym szpitalu, otoczony zrozumieniem i opieką. Można? Pewnie, że można szkoda tylko właśnie, że nie wszędzie.
UsuńJa się na nic nie nastawiałam idąc do porodu. Nie nastawiałam się, że położne będą mi pomagać. Lubię wszystko ogarniać sama. Jednak pamiętam jak położna przyszła, położyła mi młodą pod pachę i kazała karmić. Luz. Jednak jak dziecko zaczęło mi się drzeć drugiego dnia, jak zaczęła wyć tak jakby ją ktoś ze skóry obdzierał to nikt sam z siebie nie pomógł. Jak już się doprosiłam położnej laktacyjnej to mnie wygniotła i stwierdziła, że pokarm jest, jak sie naje to się uspokoi. Sranie w banie. Pokarmu nie było, ni chu-chu! Jak nie było tak się zbytnio nie pojawił. Gdybym nie wysępiła butli to by mi się dziecko zawyło z głodu. Już nie wspomnę o tym, że jedną z przyczyn braku pokarmu było to, że lekarz na oddziale kazal odstawić mi leki, które brałam całą ciąże. DUPA. To, że nie zrobili mi cesarki chociaż Maśka ważyła prawie 5 kg to już przemilczę, bo szkoda moich nerwów.
OdpowiedzUsuńDużo by tu można pisać, jak mówisz, ile kobiet, tyle przypadków. Mnie się udało z jedną i z drugą córą, a swoje, kiedy tylko poszły do przedszkola i tak odchorowały. Generalnie oddział położniczy bardzo źle mi się kojarzy. Moje dziewczyny też obie urodziły się przez cesarskie cięcie, nie udało się inaczej. Pierwsza córka urodziła się podczas upału, klimatyzacja na sali była włączona na full, dostała oczywiście zapalenia płuc, jak wszystkie dzieci w tym czasie, ale w wypisie miała, że dziecko urodziło się z ...wrodzonym zapaleniem płuc.
OdpowiedzUsuńZ druga córą byłam w szpitalu przez dwa tygodnie przed porodem i to, w jaki sposób byłyśmy tam traktowane, to osobna, długa i wstrętna historia. Oczywiście, że są jednostki, które są po prostu dobre, życzliwe, pomocne, ale to niestety jednostki. Chyba, że coś się przez 6 lat zmieniło. Najbardziej ubawiła mnie koleżanka, która nie ma jeszcze dzieci i naczytała się o takiej znanej w tamtym okresie akcji Rodzić po ludzku i nie mogła uwierzyć w to, że to tylko piękna teoria.
Oj w tej sprawie to mogłaby napisać doktorat :) Moje odczucia są podobne, ale przecież szpital ten sam ;)
OdpowiedzUsuńMój poród odbierały dwie Pani, które ewidentnie były wściekłe, że przerwałam im drzemkę. Głośno krytykowały poród nastolatki, który odpierały trzy godziny przede moim. Leciały teksty typu "Ciekawe czy jak seks uprawiała to też się tak darła?" Byłam tak zestresowana,że przez cały poród nawet nie pisnęłam. Synka zabrano mi pół minuty po porodzie. Wiem, że to było dla jego dobra ale... nikt mi nie powiedział co będą z nim robić. Dopiero, gdy przyjechał mój mąż udzielono mu informacji. Wiem, że 12 w nocy nie jest idealną godziną na rozmowy, ale oczekiwałam chociaż kilku słów o stanie zdrowia mojego dziecka.
Jeżeli chodzi o karmienie piersią to zdecydowałam już w ciąży, że chcę karmić. Kwestia ta jest indywidualną decyzja każdej kobiety i nikomu nic do tego. Jednak w szpitalu ewidentnie kładziono na to nacisk. Nie karmisz piersią to jesteś ZŁA.... i niech porwą Cię złe duchy. Mój Filip karmiony był butelką, ale moim odciągniętym mlekiem. leżał długo w inkubatorze, a to uniemożliwiało mi przystawianie. Jednak, gdy nadszedł moment przystawiania to zdecydowanie mieliśmy pod górkę. Synek był już przyzwyczajony do butelki. Tyle ile było pielęgniarek i położnych, tyle było historii jak mam dostawiać dziecko. Każda swoje. Oj potrafiły nieźle nakręcić w głowie. Leżeliśmy 18 dni w szpitalu i żadna pielęgniarką nie potrafiła wytłumaczyć mi jak mam poprawnie dostawić synka do piersi. Zrobiła to dopiero położna środowiskowa!