Sobotnie zimowe popołudnie.
Małżonek zabiera urwisów na kilka godzin z domu.
Matka ma wolne.
Jeszcze tydzień temu powiedziałabym, że to wstęp do jakiejś totalnie utopijnej historii, ale o dziwo ta historia wydarzyła się naprawdę w ubiegłą sobotę.
Małżonek poinformował mnie, że zabiera całe nasze stadko, dokładnie sztuk dwa, a ja mam wolne popołudnie. Zaraz po tym jak otrząsnęłam się z szoku i zamknęłam za nimi drzwi w mojej głowie zaczęły się tworzyć wizje na spędzenie wolnego czasu.
Wyłączam telefon, internet, domofon - ma być cisza i spokój. Nikt mi nie będzie przeszkadzał.
Najpierw długi, gorący, nie zmącony okrzykami "sikuuuu!!!" i "kuuupaaaa!!!" prysznic, obowiązkowo w blasku świec. O tak, na takie przyjemności Matka rzadko może sobie pozwolić. Potem czas na wsmarowanie w siebie tony kosmetyków, obowiązkowo do każdej części ciała inny i na inną przypadłość, i paradowanie nago po domu dopóki to wszystko się nie wchłonie tam gdzie powinno.
Po prysznicu lampka pysznego, czerwonego, wytrawnego wina wypita przy akompaniamencie ulubionej muzyki i czas na chwilę z książką bez przerywania co drugie zdanie bo ktoś akurat coś.
Czas na rozmyślanie i totalne niemyślenie. Na malowanie paznokci i przymierzanie sukienek, które nie pamiętam nawet kiedy miałam na sobie. Czas na święty spokój.
Taaakkk.....
Dokładnie tak wyglądało to popołudnie w moich marzeniach.
Rzeczywistość była 'odrobinę' inna....
Zaraz po tym jak otrząsnęłam się z szoku i zamknęłam za nimi drzwi w mojej głowie zaczęły się tworzyć wizje na spędzenie wolnego czasu (nie wydaje wam się, że już to czytaliście?)
Zaległam na kanapie. Moje zaleganie trwało może jakieś 5 minut po czym zaczęłam czuć się odrobinę nieswojo. Sytuacja z sekundy na sekundę zaczęła mnie powoli przerastać, a do głowy wkradała się niewiadomo jakim sposobem, lekka panika. Nie wiem czy to jakiś błąd genetyczny czy nie wykryte w dzieciństwie ADHD, ale w takiej sytuacji dopada mnie zawsze ten sam demon:
poczucie marnowanego czasu
Skutek jest taki, że zamiast za przeproszeniem przeleżeć to popołudnie z dupą na kanapie korzystając z tego, że oto jakimś cudem zasłużyłam sobie na dość szeroko pojęty urlop:
- ugotowałam rosół
- zrobiłam obiad na dzień następny
- wstawiłam pralkę
- ściągnęłam poprzednie pranie z suszarki i rozwiesiłam nowe
- upiekłam ciasto
- pozmywałam to czego zmywarka zmyć nie dała rady
- ogarnęłam mieszkanie
i......
- pomalowałam paznokcie :)
To się da jakoś leczyć czy nie ma już dla mnie nadziei??
OMG dobra jesteś! Ale że obiad?? Mnie chyba nie chciałoby się stać przy garach ;) chociaż nie wiem.. Nie mam dzieci. Ale ostatnio mając wolny, nie wyjazdowy weekend, zamiast odpoczywać i dać wytchnienie kręgosłupowi, ja: pomyłam okna, zmieniłam pościel i upiekłam ulubione muffiny mojemu mężowi, który był na treningu :)) a miałam odpoczywać :))) Aa, i 3/4 obiadu ugotowałam :P
OdpowiedzUsuńwww.swiat-wg-anuli.blogspot.com
A widzisz też masz problem ;)
UsuńSpokojnie da się wyleczyć,jak dzieciaki pójdą na studia :)
OdpowiedzUsuńA tak na serio to raz ogarniam chałupę, raz zalegam przed kanapą :)
Kurcze trochę daleko do tych studiów no i istnieje ryzyko,że wybiorą uczelnię w Poznaniu i dalej będą mieszkać ze mną :)
UsuńDa się leczyć :D Ja po kilku takich akcjach jestem w stanie się wyłączyć i nic nie robić. Albo robić coś ze sobą :) Albo wychodzę i spotykam się ze znajomymi, bo wtedy nie mam szans na ugotowanie zupy i pieczenie ciastek :D
OdpowiedzUsuńTeż zdecydowanie preferuję wyjścia z domu bo nie mam dostępu do kuchni i odkurzacza, wtedy regeneruję się najlepiej :)
UsuńChyba każda Matka ma już takie coś zakodowane :P Ja też jak mam chwilę i mogłabym poleżeć, to mam jakieś takie poczucie, ze marnuję czas... Więc robię milion innych rzeczy. Ale w tą sobotę miałam wolne od Męża i dziecka. Miałam wychodne - babski wieczór z przyjaciółkami w klubie, także wybawiłam się, wyszalałam, a w niedzielę stękałam, bo nie miałam kiedy tego nocnego balowania odespać :P
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam, człowiek wyjdzie poszaleje, a na drugi dzień nie ma zmiłuj :)
UsuńPrzypadlosc bardzo ciezka... Typowa Matka Polka. Mi zalacza sie jeszcze scenariusz, ze cos moglo sie stac zlego bo dlugo nie wracaja...
OdpowiedzUsuńOoooo dokładnie też tak potrafię mieć :)
UsuńMam tak samo :) nawet się nie zorientuję jak mąż z dzieckiem z powrotem stoi w drzwiach i mój czas relaksu minął.
OdpowiedzUsuńZ tym się raczej trzeba nauczyć żyć. ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam, witam w klubie. :)