20.10 piątek
Młody od jakiegoś czasu już śpi. Starszy dogorywa przy Shreku. Mąż na szkoleniu. Gdyby nie dochodzące gdzieś zza ściany imprezowe odgłosy byłoby idealnie. Idealnie rozpoczęty weekend w ciszy i spokoju z chwilą dla siebie.
No niezupełnie jest tak idealnie. Bo z tego wszystkiego tak naprawdę idealne jest tylko to, że młody już śpi. Starszy, owszem też zalega w łóżku, ale oprócz Shreka w tv ma też potworny kaszel bo znowu przywlókł ze szkoły jakieś choróbsko. Niby nic takiego bo katar i kaszel, ale i tak się dzieciak męczy, a ja męczę się z nim bo pomimo podania mu wszystkiego co na tym etapie podać mu można, wcale nie jest lepiej. Oczywiście tylko czekać, aż zarazi młodego bo oni ZAWSZE chorują we dwoje. I nie robią wyjątków, a wręcz koniec końców wplątują w to zawsze mnie.
Mąż na szkoleniu. No tak, jest. Tyle, że jego szkolenie też kosztowało mnie już kilka lat życia krócej bo wyjechał na nie o 4 w nocy. Co prawda to nie on prowadził, jednak kolega, z którym jechał nie jest z Poznania i musiał wyjechać od siebie dużo wcześniej. Z ulgą odetchnęłam gdy o 11 dał znać, że są na miejscu.
Z atrakcji to mam jeszcze zepsuty kran w kuchni. A męża przypominam nie ma. Nie żebym liczyła na to, że on mi ten kran naprawi. Co to to nie. Już kiedyś pisałam w którymś poście, że mój mąż ma pewien sztandarowy tekst (kiedyś poświęcę mu cały post :) ), który określa jego zapał do tego typu zajęć, więc w najśmielszych snach do głowy by mi nie przyszło, że mój małżonek wlezie pod zlew i będzie mi tam coś naprawiał. Sama sobie naprawię. Zawsze sama naprawiam. Tylko, że proces naprawy musi być poprzedzony procesem zakupu i do tego jest mi akurat potrzebny mąż. Bo on wie co ma kupić i gdzie ma kupić i jakie to ma być, a na dodatek może pojechać tam gdzie to mają i przywieźć mi do domu żebym mogła naprawić. No, a jak go nie ma to nie pojedzie.
A uwierzcie mycie naczyń w łazienkowej umywalce to jest nie lada wyczyn, a perspektywa mycia ich w ten sposób do poniedziałku przyprawia mnie o gęsią skórkę.Próbowaliście kiedyś w takiej umywalce umyć wielką patelnię, albo naczynie żaroodporne po zapiekance?
Podsumowując: dziecko z początkami choróbska, nieczynny kran w kuchni i huczna impreza u sąsiadów. Czy ja dwa dni temu pisałam coś, że chcę weekend??
Tak?
A widzicie jakie człowiek czasem pierdoły wygaduje :)
No kochana współczuję Ci z tymi naczyniami . Kiedy wprowadzałam się do domu , nie miałam jeszcze kuchni i niestety naczynia musiałam myć właśnie w zlewie łazienkowym - nigdy więcej nie chcę tego powtarzać ! A co do napraw w domu , mam to samo , kiedyś jeszcze prosiłam męża o pomoc , dziś daruję sobie tą czynność i naprawiam sama :D
OdpowiedzUsuńZależy jak duża masz umywalkę :D zawsze możesz myć pod prysznicem/w wannie.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, nie zazdroszczę!
No nie zazdroszczę!! Ja też mam weekend.. Zamiast jeszcze odpoczywać to się męczę z gardłem uszami zatkanymi i dzieckiem szwagrostwa "wszędziewlezewsztstkowywale" i ze szwagrostwem którzy ganiaja za córka 2,5latką jak za niemowlakiem raczkujacym po domu... Od samego patrzenia mam gęsią skórkę..
OdpowiedzUsuń(a przecież w tygodniu mam pod opieką roczniaczka wszedobylskiego i jakoś nie ganiam za nim w kółko).
Także witam w klubie nie odpoczywania ;)
www.swiat-wg-anuli.blogspot.com
No to faktycznie weekend kiepsko się zapowiada :( trzymam kciuki za to, żeby choróbsko się nie rozwinęło i kran sam się naprawił.
OdpowiedzUsuńOby po tym kiepskim weekendzie nastało piękne słońce i pogoniło wszystkie smutki.
OdpowiedzUsuńNiech do kranu dorzuci w ramach bonusu zmywarkę. Ja naszą Marysię wielbić będę już zawsze :)i gary umyte, i paznokcie piękne i więcej czasu dla wszystkich
OdpowiedzUsuńA nie no zmywarka jest :) bez niej to ja bym już w ogóle te Gary zamknęła pod prysznicem i czekała aż się same umyją. No, ale zmywara wszystkiego nie ogarnia więc trzeba sobie jakoś radzić :)
UsuńJak mój ostatnio jechał na szkolenie, to wysłali go aż do Libanu. Przez kilka dni łaziłam jak struta, bo w tej części świata nigdy nic nie wiadomo.
OdpowiedzUsuńA nieszczęścia lubią chodzić parami, u nas noce też nieciekawe.
Łączę się w bólu. Ja wróciłam po 1,5 rocznej przerwie do pracy, tak przypadło, że pierwszym dniem był piątek, ale weekend mile widziany, bo moje dzieci postarały się przygotować mnie do maratonu. Młody od środy wstaje wyspany o 23. Hania dopiero wyszła z zapalenia krtani, wróciła na jeden dzień do przedszkola, wieczorem płacz od 23-2 dlaczego? Kto to wie, tak po prostu... Następnego dnia gotowa do przedszkola - zwymiotowała. Stwierdziłam, że przyniosła świństwo, które od tygodnia panuje w przedszkolu (5-dniowy wirus z wysoką gorączką, biegunką i wymiotami), ale popołudniu był spokój. Kolejny dzień - smarki do pasa i stan podgorączkowy. A dzisiaj? Przed 7 wskakuje mi do łóżka i informuje mnie:
OdpowiedzUsuń- Mamusi brzuszek mnie boli.
Na pół przytomna pytam: - Będziesz wymiotować?
- Tak
Zaraz się zerwałam jak oparzona, żeby ją wziąć i pędzić do łazienki krzycząc: Ale nie tutaj...
I co? Nie zdążyłam uniknąć przyozdobienia pościeli... Na szczęścia na tym razie się skończyło, gorączki nie ma, ale atrakcji co niemiara... Życzę wytrwałości! Ciężki jest czasem żywot matki, ale oby pozytywne chwile rekompensowały nam cały wysiłek i zaangażowanie :)
Zdrówka dla młodego, ja bym w wannie umyła ;)
OdpowiedzUsuńWanny brak :D Ale poświęciłam mój kręgosłup i po obiedzie umyłam gary pod prysznicem :)
UsuńWspółczuje. Jednak z doświadczenia wiem, że jak człowiek coś planuję to zawsze jest coś nie tak. Ja planowałam pospać dłużej dzisiaj, bo weekend... ale mój syn postanowił mi popsuć te plany i zrobił pobudkę po 7. Jak na złość. Natomiast kiedy w tygodniu w któryś dzień musiałam go obudzić wcześniej, bo ja do pracy i mąż, a jego musiałam do siostry oddelegować to spał jak zabity. Nic go nie ruszało, żadne gadanie, ruszanie...
OdpowiedzUsuńJa to mam zazwyczaj takiego pecha, ze jak zaplanuje sobie cos na weekend to przywecze sie jakies chorobsko, epidemia, trzesienie ziemi lub cos innego i wybije mi planowanie z glowy...
OdpowiedzUsuńZycze duzo zdrowia!
Kochana, ja to miałam taki weekend , że sie dziwie, że jeszcze dam rade o 20 czytać blogi :)
OdpowiedzUsuńNie lubię takich awarii ;) zdrowia dla Was
OdpowiedzUsuńWspółczuję! Współczuje schorowanych maluchów i mycia garów w łazience, bo to też kiedyś przerabiałam i wiem jakie to jest przerąbane! :*
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę. Wyjściem jest jeszcze wanna albo prysznic, ewentualnie kupno bardzo szerokiej miski.
OdpowiedzUsuńkiedyś pewna bezdzietna osoba śmiała się ze mnie i innych rodziców że przeżywamy każdy katarek i kaszelek u dziecka. Przykre gdy wypowiada się ktoś kto nie ma o tym pojęcia. Nie ma pojęcia że katarek i kaszelek to tylko początek choroby która nie minie i zazwyczaj jest dużo gorszy w skutkach niż katarek u dorosłego. A jak się ma dwoje to podwójnie nieprzespane noce przez cały tydzień i ślęczenie przy łóżkach z termometrem...
OdpowiedzUsuńJej jakie tu piękności. Jutrzejszy wieczór planuje spędzić na obejrzeniu tego wszystkiego
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę :/ A gary wrzuciłabym do wanny :D
OdpowiedzUsuńZdróweczka :*