10 kwietnia 2015

Schudnij babo!
























Nadszedł taki czas, czyt. czas po świętach, że dopadają nas, to znaczy kobiety (bo mężczyźni ze swoim poziomem samouwielbienia nie mają takich reakcji) refleksje na temat naszej wagi i naszego rozmiaru. Tego wszerz rzecz jasna, bo wzdłuż to już się w pewnym wieku powiększyć nie da. 
Wszerz niestety da się i to niestety nawet znacznie.

Większość kobiet (łącznie ze mną oczywiście), które znam jest na nieprzerwanej (teoretycznie), ścisłej diecie mającej doprowadzić nasze ciało do stanu, kiedy to staniemy przed lustrem i spojrzymy w nie pełne zachwytu i podziwu dla samej siebie.Taaaa.

Oczywiście głównym destruktorem naszych jakże idealnych wcześniej ciał, poza wspomnianymi świętami, jest ciąża. To dosłownie demon-niszczyciel kobiecego piękna. Potrafi zdewastować ciała wszelakie. Nie zdewastowało tylko Angeliny Jolie czy Cameron Diaz, ale to jakby inna liga. Oszczędziły też i kilka 'Kowalskich' z jak to się mówi 'dobrymi genami'. Reszta kobiet poległa i przytyła. Mniej lub bardziej,ale ciąża odbiła się im piętnem....tak, głównie na tyłku. 

Ciąża to taki kaliber, który potrafi zdewastować w trakcie swojego trwania nawet męskie ciało, ale jak wspomniałam mężczyźni przeważnie takimi pierdołami się nie przejmują.

Nam kobietom tłucze się natomiast do głowy, że rozmiar S jest jedynym słusznym jaki w przyrodzie występować powinien, reszta powinna wyginąć i nie straszyć na ulicach, a już nie daj Boże na plażach miejskich, podmiejskich czy nadmorskich.

Matka prosto z porodówki powinna udać się do dietetyka, a zaraz potem zahaczyć o fitness i nie wyłazić stamtąd dopóty dopóki nie osiągnie tego 'idealnego' rozmiaru. 
Niestety ile byśmy nie piały na prawo i lewo, że nas to nie dotyczy i że dobrze nam w takim rozmiarze jaki aktualnie posiadamy to jednak gdzieś tam w dołku ściska i zamiast kotletem raczymy się na obiad sałatą twierdząc z usilnie ukrywanym obrzydzeniem na twarzy, że przecież nam smakuje i zdrowa jest i taka zielona, bla, bla, bla.....

Szczególnie motywujące do osiągnięcia magicznego rozmiaru są wszelkie 'psiapsiółki', sąsiadki czy nawet przypadkowo spotkane na placu zabaw matki. Uzbrojone w arsenał tekstów motywacyjnych typu: 
"Chyba sporo przytyłaś w ciąży?", 
"Wiesz tam na drugim końcu miasta są takie zajęcia dla kobiet po ciąży...", 
"Nie myślałaś żeby zacząć biegać?", 
"Tak ci do twarzy było w tej beżowej sukience, ale teraz to chyba będziesz musiała kupić coś nowego" - ruszają nam na pomoc w walce ze zbędnymi kilogramami, których możliwe, że same byśmy nawet nie dostrzegły. 

O dzięki drogie koleżanki, że tak ochoczo sprowadzacie nas na dobrą i jedynie słuszną drogę bycia na diecie. Bez was przepadłybyśmy w otchłani naszych durnych przekonań, że ciało po ciąży się zmienia, a naszemu dziecku potrzebna jest mama zadowolona, wypoczęta, a niekoniecznie chuda. Wbrew pozorom mężom też.

Tak więc skoro już jesteśmy uświadomione, postanawiamy coś ze sobą zrobić, najlepiej jak najszybciej. Widmo matki idealnej w mini spódniczce i na obcasach, pchającej przed sobą wózek lub biegającej po boisku za piłką i swoimi pociechami (nadal w szpilkach) spędza nam sen z powiek i nie pozwala normalnie funkcjonować. 

Zdobywamy nowe umiejętności i już po tygodniu diety potrafimy przyrządzić sałatę na 20 sposobów, zawartość kalorii w produktach mamy w najmniejszym palcu, a zasady zdrowego odżywiania recytujemy bez problemu nawet obudzone w środku nocy. 
Co ambitniejsze osobniki, do których ja akurat nie należę, postanawiają nawet do diety dołączyć ruch i jak tylko dziecko uda się na drzemkę zalegają przed tv w towarzystwie MelB czy innej Chodakowskiej i wylewają siódme poty. Albo nawet kupują odpowiedni strój, odpowiednie buty plus odpowiednie wkładki do butów  i szaleją po osiedlowych bezdrożach.

Po jakimś czasie stajesz na wadze, potem przed lustrem i mówisz: 'Kurczę jest ok'. Mąż też jakoś tak z błyskiem oka spogląda, a spodnie, które do tej pory wciskałaś w głąb szafy bo pamiętały czasy studenckie teraz idealnie prezentują się na nowo zdobytym tyłku.

I nagle przychodzi taki dzień, kiedy idziesz kupić sobie coś nowego. Już możesz, osiągnęłaś wagę sprzed ciąży, ba co tam sprzed ciąży, sprzed ślubu. Zgubiłaś te okropne nadprogramowe kilogramy i....zonk. Mieścisz się dopiero w rozmiar 40. WTF ja się pytam?

Tak, kiedy odświadczyłam tego pierwszy raz świat mój się zawalił. Tyle wyrzeczeń, tyle kasy wydanej na tą sałatę ;) i chodzenie dłuższą drogą byle ominąć bar z kebabem a to dooopa. Jednak z biegiem czasu, doświadczona dwiema ciążami, wieloma dietami i wieloma zakupami doszłam do wniosku, że pierdoły nam się wciska. Bo niby jakim cudem mam w szafie ubrania od rozmiaru 36 do 40 i wszystkie są identyczne? Tylko 'metką' się róznią.

Jaki z tego morał? Rozmiar S nie jest nieosiągalny, wystarczy wiedzieć gdzie kupować :D

35 komentarzy:

  1. Cha, cha! Świetny tekst!!! Buziaków stos :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja wczoraj zrobiłam 1 km na rowerze. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak niezła jesteś bo ja nie pamiętam kiedy ostatni raz choćby siedziałam na rowerze :) Ba, ja nawet nie mam roweru :D

      Usuń
    2. Kurde, teraz dopiero spojrzałam- 21 km- muszę przyznać, że ten 1 km to na pewno powalił Cię ;-)

      Usuń
    3. :) Tak czy siak nawet 1km był dla mnie wyczynem. Wczoraj przebiegłam (a raczej przetruchtałam) z synem 10m po czym strzeliło mi coś w kolanie (starość pewnie) i dalej o bieganiu nie było mowy :)

      Usuń
  3. Teraz przyjedz do mnie z szufelka i pozbieraj mnie z podlogi bo rozlozylam sie na czynniki pierwsze ;) Sama sobie wiecznie mowie schudne, schudne ale jakos czasu mi brakuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogarnę chatę i zaraz będę :) Będziemy się mobilizowały razem :)

      Usuń
    2. Przy kawie/herbacie i slodkim ciachu ;) I zapewne na mobilizacji sie skonczy, a do dzialania ciezko bedzie przejsc ;)

      Usuń
    3. Nie no kawa i ciacho obowiązkowo, a słownie to na bank byśmy się mobilizowały wzajemnie. No tylko tak jak mówisz z działaniem może być już gorzej. Właśnie czekam na męża z kolacją i umieram z głodu i jak zaraz nie przyjedzie to zjem bez niego :)

      Usuń
  4. mm ja ostatnio weszłam w sukienkę s, szkoda tylko że jest tej samej wielkości co moje wszystkie w szafie m :) za tym jedna L jest ciasna ech. na diecie jestem i ćwiczę, ale zależy mi na redukcji brzucha i tkanki tłuszczowej, a nie kilogramów :)
    poza tym od wczoraj leczę zakwasy od Ewy :) a niby codziennie wyciskam i dźwigam przynajmniej 13kg i to wiele powtórzeń mam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to się śmieję, że mam mistrzostwo w podrzucie do 18kg (kokon młodszy) i w rwaniu do 20kg (kokon starszy) :D

      Usuń
    2. starsza ma 16kg więc lajcik mam.
      ale swego czasu chodziłam na pumpy, czyli cwiczenia ze sztangą, cwiczac z takim obciązeiem przez 1h w tygodniu miałam piekne poslady, uda i cudowny brzuch, tylko cycków nie zdazyło mi podciągnąć. A potem zaszłam w drugą ciąze, męza praca stałą sie bardziej intensywna i nie daję rady na to chodzić niestety, stąd zadowalam się zumbą z super instruktorką, no i w domu z Ewą.

      Usuń
    3. Oj ja to ci nawet tej zumby zazdroszczę niestety dla mnie musieli by jakiś fitness w nocy otworzyć bo tylko wtedy miałabym z kim dzieci zostawić, a takich luksusów jeszcze w Poznaniu nie ma :)

      Usuń
    4. jak chłop w domu to na 20 dam radę, jak go nie ma, to nie ide. Całe lato siedziałam na dupsku, bo samej mi sie nie chciało, a chłop tylko na weekendy do chaty wracał. Nie powiem jak się rozrosłam :(

      Usuń
    5. Mój to rzadko kiedy do 20 daje radę. A żeby było zabawniej to fitness mam dosłownie 10m od bloku. No, ale za krótko czynne.

      Usuń
  5. Hehe....jakbym słyszała siebie...tylko ze u mnie to po prostu kwestia tego ze ja siebie większej nie lubię, źle mi z boczkami i wylewającym sie brzuchem....wsumie w nosie mam zdanie innych czy przytulam,czy nie, czy potrzeba mi dieta czy nie...Najwazniejsze ,żeby kobieta czuła sie dobrze w swoim ciele....bez względu czy w rozmiarze s czy xxxl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo dokładnie, ja też tak mam, że jest taka granica wagowa, w której czuję się dobrze, a jak zaczynam ją przekraczać to nie ma bata zaraz jest dieta. No i mam obsesję na punkcie brzucha, swojego oczywiście :) Ma być płaski jak deska inaczej zaraz czuję się źle.

      Usuń
  6. Wiedzieć gdzie kupować albo jak przeszywac metki :D
    Ja też wiecznie na diecie, a wczoraj małe lody zjadłam. A jeszcze chciałam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja całe życie leń do ćwiczeń, jak już się katuje to dietą MŻ zawsze skuteczna...A z metkami cała prawda, ostatnio weszłam w spodnie rozmiar 36 co było dla mnie wielkim szokiem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O tak to jak u mnie szafa pełna od 34-42 i szok za każdym razem co patrzę na metkę, kg tyle samo a wciąż inne rozmiary :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś jest w tych metkach! Ostatnio kupowałam kurtkę i niestety musiałam wziąć L. Mimo iż nieco ubyło.. Ciut ciut ale widać ;) i po co te kilometrowe spacery z wózkiem z Podopiecznym? A jeszcze ile razy dziennie się nadźwigam tych 8,5kg.. A tu lipa! Potem w sklepie okazuje się, że wszystko bez zmian? :-/
    Pozdrawiam,
    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja tak patrzę w internety i dziwię się jakim cudem tym wszystkim kobitom chce się pichcić takie cudne i fit posiłki. Mnie szlag trafia na samą myśl stania nad garami. Chciałabym umieć być na diecie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na najbardziej restrykcyjnej diecie byłam w ciąży z Natikiem. Moim jedynym marzeniem po porodzie było wrócić do domu i porządnie się najeść :) No,ale dieta była skuteczna.
      A co do gotowania to nie mam czasu na cudne posiłki, jak już jestem na diecie to jem to co reszta tyle, że mniej i też działa :)

      Usuń
  11. Podpisuję się pod każdym zdaniem! Nie ma to jak psiapsiółki motywujące do powrotu wagi sprzed ciąży:),

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja ćwiczyłam z Chodakowska, dwa tygodnie. Byłam z siebie dumna ale mąż miał w pracy wypadek i był na l4,przy nim ciężko było ćwiczyć. No i skończyło się odchudzanie.
    Naslonecznej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się ze wszystkim! Choć obecnie mam odwrotny problem. Juź nie chcę chudnąć a waga ciągle w dół... Nawet w święta schudłam kilogram! Ale jestem na przymusowej diecie ze względu na alergie córy i no nie ma tu na czym przytyć... A tak mi brakuje słodyczy! /Justyna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja kupuje M, noszę S :) M mnie trochę powiększa :)

    OdpowiedzUsuń
  15. no bez kitu, a ja się zastanawiałam nad tym tyle czasu.... ;) a tak na poważnie - dzięki za dobry humor na weekend!

    OdpowiedzUsuń
  16. Super tekst! Bardzo mi się podoba :)
    Ale ja mam tak na przekór, że jak czytam o dietach to zawsze robię się głodna .. pozdrawiam z nad talerzyka z ciachem :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja ostatnio z L przeszłam na M, a w sumie waga stoi w miejscu. Trochę ćwiczyłam, poza tym najlepszym ćwiczeniem jest opieka nad dzieckiem 24h/ dobę + do tego końcówka studiów i pisanie pracy mgr. Kiedyś bardzo chciałam być szczupła. Teraz sobie odpuściłam. Będąc cały czas na hormonach wiele nie zdziałam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobry tekst ;) Ja na diecie nie jestem...kiedy na niej jestem to zawsze jest problem bo wszystkiego mi się chce. Jem normalnie ( potrafię wsunąć całą pakę chipsów po 22:) tylko w mniejszych ilościach- czasem w większych i mimo, że nie mam idealnej figury w rozmiar 38 się wciskam ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Potwierdzam, dieta MŻ jest najlepsza. Bo na każdej innej ciągle mam ochotę na to co w niej zakazane ;) A tak można jeść wszystko, ale w rozsądnych ilościach. Czyli nie całą tabliczkę czekolady, a kostkę, czy pasek :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP