2 kwietnia 2015

Tradycyjna tradycja czy nowoczesna nowoczesność? Czyli jak spędzić święta wielkanocne.



tradycje wielkanocne


Podchodziłam do tego wpisu jak do jeża. Ale nie żeby mnie ten temat jakoś męczył czy był jakiś drażliwy, co to to nie. Zniechęca mnie aura za oknem.
Niby za kilka dni święta, a ja momentami żałuję, że kazałam mężowi choinkę na śmietnik wynieść. Nie wiem jak to jest, ale żeby poczuć magię Bożego Narodzenia, nie potrzebuję tony śniegu, sanek i rzucania się śnieżkami. To przychodzi samo i często tak się zdarza, że klimat Bożego Narodzenia wzrasta we mnie już od listopada wraz z chwilą kiedy w witrynach sklepów pojawiają się jeszcze nieśmiało pierwsze lampki i choinki. Z Wielkanocą jest trudniej.

Klimat tych świąt niestety nierozerwalnie związany jest, w moich odczuciach, z pogodą. Wielkanoc kojarzy mi się z wiosną, z budzącą się do życia przyrodą, z kwitnącymi żonkilami i krokusami, z ciepłem słońca na twarzy. Przy tym co aktualnie serwuje nam pogoda jakoś ciężko wczuć mi się w klimat Wielkiej Nocy. 

Kiedy zaraz po ślubie wyprowadzałam się z rodzinnego domu postanowiłam jednak, że zrobię wszystko żeby klimat świąt (którychkolwiek) przenieść również do mojego domu, zwłaszcza jeśli pojawią się w nim dzieci. Toteż pomimo mojego zniechęcenia, ogarniającej mnie niemocy i kompletnego braku odczuwania świątecznej aury staram się żeby jednak te święta przypominały te, które pamiętam z dzieciństwa. 

W takim razie z czym jeszcze oprócz pogody, na którą niestety nie mam wpływu, kojarzy mi się Wielkanoc? Przede wszystkim z malowaniem jajek. To chyba najbardziej znana tradycja. Kiedyś ja z moim bratem siadaliśmy do tworzenia pisanek, dziś siadam razem z moimi chłopakami i tworzymy. I nie ważne, że pisanki udekorowane są jak to mówi Nati 'gryzdkami', nieważne, że nie ma na nich misternych koronkowych szlaczków, i tak są najpiękniejsze bo malowane przez moje dzieci.

W Wielką Sobotę wszyscy razem idziemy poświęcić pokarmy. Nie jestem zwolenniczką koszyków z czekoladowymi zającami. U nas koszyk jest tradycyjny, pisanki, baranek z masła, wędlina, sól, chleb, mazurek. Chcę żeby chłopaki wiedzieli co tak naprawdę powinno się w tym koszyku znajdować, żeby od dziecka czuli, że to co jest w koszyku ma swoją symbolikę i nie znalazło się tam ot tak z przypadku. 

Śniadanie Wielkanocne jemy zawsze w naszym czteroosobowym gronie. Odkąd jesteśmy małżeństwem tylko dwa razy było inaczej (byliśmy u rodziców), podjęliśmy jednak decyzję, że te święta będziemy spędzać z domu. Wbrew pozorom tak mało czasu spędzamy razem, że ten czas poświęcamy głównie sobie. Mój mąż wniósł do naszego domu tradycję związaną ze stukaniem się jajkami. Wygrywa ten, którego jajko przetrwa. Chłopaki mają przy tym wielką frajdę, a najczęściej wygrywa Tymek.

Po śniadaniu również wszyscy idziemy do kościoła. Trochę brakuje mi mszy rezurekcyjnej na szóstą rano, na którą uwielbiałam chodzić jak jeszcze mieszkałam z rodzicami, ale tu w Poznaniu we wszystkich okolicznych kościołach, odbywa się ona w sobotę późnym wieczorem kiedy ja stoję jeszcze przy garach, albo gdy po całym dniu stania przy garach zwyczajnie padam na pysk ;)

Zajączek. Całkiem niedawno dowiedziałam się, że to zwyczaj kultywowany głównie, o ile nie tylko, w Wielkopolsce i na Śląsku. U nas przychodził zawsze. Nie przynosił dużych prezentów, głównie słodycze lub jakieś drobiazgi, ale frajda była nieziemska. Moje maluchy też czekają na zajączka. Ponieważ nie dysponujemy jak na razie ogrodem, nie możemy tam chować upominków, które podrzuca zajączek. Staram się jednak, żeby chłopaki przygotowali zawsze coś na kształt gniazdek, w których w niedzielę znajdują słodkości. W tym roku zastanawiam się nad tym czy zamiast robienia gniazdek, nie urządzić im zabawy w poszukiwanie podrzuconych przez zajączka upominków. 

Lany poniedziałek jest obowiązkowy. Chyba jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie była pierwszą, która bierze się za oblewanie wodą. W ruch idą pistolety na wodę, jajeczka, kubki, a nawet prysznic. Mój starszy syn do dziś pamięta jak mamusia potraktowała go z prysznica choć było to dobre dwa lata temu. Chyba największe wrażenie zrobiło na nim to, że w tym dniu matka nie darła się, że podłoga jest pooblewana, a nawet sama zalała całą łazienkę i pół korytarza :) 

Co jeszcze? Koniecznie sianie rzeżuchy. Najlepiej w dużej ilości. Wielkanoc to też zapach bukszpanu. Ozdabiam nim koszyk ze święconką i potrawy na stole. Musi być, nie ma innej opcji.

Tak jak wspomniałam, ciężko mi poczuć klimat świąt przy tym co dzieje się za moimi oknami, ale nie wyobrażam sobie ich nie przeżyć, nie włożyć w nie serca, nie pokazać moim dzieciom jak takie święta wyglądały kiedy ja byłam w ich wieku. Nie wyobrażam sobie wyjechać w tym czasie na tropikalną wyspę i opalać się na plaży, albo korzystać z innej formy wypoczynku. Może jestem staroświecka, ale tradycja to dla mnie coś ważnego, coś co koniecznie chciałabym przekazać swoim dzieciom, dać im fundament, a od nich będzie już później zależało co na nim zbudują.

A wy wolicie tradycję czy raczej skłaniacie się ku nowoczesnej formie spędzania świąt?

P.S Zdjęcia stare co widać po moich dzieciach, ale jakbyście chcieli zobaczyć więcej to zapraszam TU . Nota bene te zdjęcia są z tej Wielkanocy co ją śnieg przykrywał :)

wielkanoc

24 komentarze:

  1. U mnie w domu również było tradycyjnie. Baranek był z ciasta które babcia (nie ma jej już z nami :() piekła. W środku zawsze jaja (w łupinach cebuli gotowane), wędliny, kiełbaska, chlebek, chrzan, sól, pieprz cukier. No i babka piaskowa - kawałek tej tradycyjnej :)) ale masz rację, ostatnia pogoda totalnie nie zachęca do wiosennych przygotowań (dziś od rana śniegiem wali).
    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. My w tym roku Świeta spedzamy w Norwegii . Także wszystko nie jest tradycyjnie . Nie idziemy święcić pokarmów bo nie ma kościoła , nie mamy pogody , nie mamy bukszpanu ani aury która jest w te Święta . Za to staram się jak najlepiej zorganizować je , tak żeby w jak największy stopniu przypominały te w Polsce . Co do upominków to u nas zawsze jest jakaś zabawka i słodycze . Chowamy je po domu ( że niby zajączek przyniósł ) a mała chodzi i szuka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas podobnie jak u Ciebie, tylko ja od dziecka zawsze chodziłam na mszę w sobotę wieczorem. Podobał mi się ten klimat, ciemno - poświęcenie ognia, płomienie świec. Czekam aż dzieci ppodrosną, aby móc fo tego wrócić. Tradycja jest ważna. Coraz więcej samowoli, więc w codziennej pogoni niech pozostanie chociaż krztyna tego co zawsze było kultywowane w moim rodzinnym domu.

    OdpowiedzUsuń
  4. W dzieciństwie Lany Poniedziałek spędzaliśmy przed domem oblewając się wodą z wiadra :) Pamiętam, że miałam przygotowane 3 zestawy ciuchów do przebrania. Cóż w tym roku chyba pogoda nie pozwoli na takie szaleństwa :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku nie potrzebne będą wiadra z wodą. Wystarczy wyjść z domu, tak leje, że przemoczenie gwarantowane :)

      Usuń
  5. Ja też jestem zwolenniczką tradycji, chociaż staram się pogodzić nasze tradycje z włoskimi, żeby każdy był zadowolony. I tak we Włoszech kupuje się na Wielkanoc gigantyczne czekoladowe jaja wielkanocne, które daruje się dzieciom. Swięcenie palmy to obowiązek, natomiast o koszyczku nikt nie słyszał, przynajmniej w regionie, gdzie mieszkam. Lanego Poniedziałku się nie obchodzi, co nawet mnie cieszy, bo mogę spokojnie wyjść z domu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzieci mam jeszcze małe, ale tradycja wydaje mi się ważna w wychowaniu. Poczucie tożsamości grupowej, "osadzenie" w świecie, zasady postępowania, etc. Z Wielkanocą mam jeden problem poważny. Śmierć,a raczej droga krzyżowa i śmierć na krzyżu. póki co mogę temat omijać, ale za rok będzie trzeba już coś powiedzieć. Szukam pomysłu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój syn ma 7 lat i nie ma zupełnie problemu z tym tematem. Jakoś nie zadaje szczegółowych pytań więc wiedza na temat tego, że Wielkanoc to święto na pamiątkę zmartwychwstania Pana Jezusa, który został ukrzyżowany najwyraźniej mu na tym etapie wystarcza. A młodszy na obecną chwilę jest na etapie pisanek i zajączka, który koniecznie ma mu przynieść ciasteczka Oreo :)

      Usuń
  7. Na szczęście przy odrobinie chęci można połączyć tradycję z nowoczesnością :)

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie dzis zakupy, jutro sprzatanie, pojutrze gotowanie :) www.soundlymalinkaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u mnie podobnie z tym, że dziś było sprzątanie jutro nadal sprzątanie plus zakupy i w sobotę gotowanie :)

      Usuń
  9. Obecnie w naszym domu jest niewiele tradycji świątecznych ale bardzo chciałabym to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem dlaczego, ale Wielkanoc mnie nie zachwyca, a powinna. Nie lubiłam tych swiat i to się nie zmieniło.
    W niedziele śniadanie rodzinne, a lany poniedziałek zostajemy w domu i będziemy się lenić :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne zdjęcia. U nas pół na pół. Koszyczek przygotowuje moja babcia, bo święcenie jest o 10 wiec trzeba było by wcześnie wstać by Julka mogła zrobić pisanki ale za rok napewno będzie inaczej. Teraz jest jeszcze mała. W niedziele śniadanie z wujkiem i babcią no i nasza trójka. (mieszkamy w jednym domu, oni na dole a my na gorze). Później pójdziemy na mszę. Po mszy damy Julce drobny prezent. No i jak minie reszta Świąt, to się okaże.
    Naslonecznej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. u nas po prostu rodzinnie. Poprzednie dwa razy były święta na wyjeździe, ze wszystkim, co sie wiąże z Wielkanocą, ale na wyjeździe i to nie my staliśmy przy garach. Byliśmy z teściami, bo moi rodzice woleli zostać w domu. Dwa lata temu nd morzem śnieg dosłownie po pas, by nie napisać inaczej. Rok temu w górach- świetna miejscówka i było bdb pogoda i oprawa. Nad morzem źle trafiliśmy, ale trudno.
    W tym roku jesteśmy w domu. Śniadanie jemy u siebie, a potem kazde święto u rodziców. Mieszkamy na tyle blisko, że nie ma problemu z krążeniem. Swego czasu nawet łapaliśmy się na dwie wigilie :)
    I tak jak napisałam na początku, ze rodzinnie, to właśnie to stwierdzenie jest dla mnie kluczem do obchodzenia świąt. Każdych. Bo moja rodzina i rodzina mojego męża, Nasze rodziny są obrzydliwie wręcz rodzinne. I dobrze mi z tym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O i to jest kwintesencja wszystkiego, żeby święta były rodzinne :)
      A co do łapania się na dwie wigilie to my też jakiś czas to praktykowaliśmy, ale że z jednej wigilii na drugą dzieli nas 100km zaprzestaliśmy tych praktyk :)

      Usuń
  13. Tak jak Ty też miałam postanowienie, aby w naszym domu po wyprowadzce od rodziców klimat świąt przenieść do naszego własnego "M". Jak z Bożym Narodzeniem nie było problemu, tak Wielkanoc chyba w pełni nie zaistniała w naszej chatce. Jakoś tak zawsze głupio wypada, że Bartas jest w pracy i to zazwyczaj na popołudniową zmianę więc nie mamy okazji w pełni przeżywać tych świąt...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja w tym roku z nadmiaru czasu sprzątanie rozłożyłam na kilka dni, ale mimo wszystko staramy się, aby tradycja świąt była w naszym domu podtrzymana. Lubimy święta i celebrowanie tych dni z rodziną

    www.zaraz-wracam.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja też zupełnie nie czuję klimatu Wielkanocy, pewnie przez to, że u mnie co prawda Wielkanoc się obchodziło, ale jakoś mama nie pałała entuzjazmem na nie i pewnie przez to mam podobne odczucia. To jakby święta, które jakoś trzeba obejść, choc nie koniecznie ma się na nie ochotę..

    OdpowiedzUsuń
  16. Doskonale Cię rozumiem. Ja też te święta zawsze miałam z piękną pogodą, żąkilami kwitnacymi w słońcu na oknie i dyngusem na świeżym powietrzu, bez obawy o przeziębienie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak mi się skojarzył ten zajączek bo ostatnio rozmawiałyśmy na ten temat. W kuj-pom obchodzi się zajączka prezentowego u mnie w płocku nikt o nim nigdy nie słyszał. :) Uwielbiałam czasy dzieciństwa i ogromnie chciałoby się do nich cofnąć no ale cóż jeśli można to chociaż na siłę trzeba przenieść "wspomnień czar" do teraźniejszości. Ja uwielbiałam robic pisanki i stukać się z siostrą u babci jajkami :) Teraz każda ma już swój dom i niestety już robić się tego nie da :)

    OdpowiedzUsuń
  18. W tym roku też nie czuję tych świąt, bo jakoś tak szybko przyszły. A ostatnio byliśmy zajęci przygotowaniami do pierwszych urodzin córci, więc w ogóle nie myśleliśmy o świętach. A tu już Wielki Piątek! Ale w sobotę idziemy święcić koszyczek, a w niedzielę śniadanko świąteczne i msza w polskim kościele - tutaj w Limericku jest tylko jedna taka msza. Szkoda, że nie ma Rezurekcji rano, bo w Polsce lubiłam chodzić z całą rodziną tak o świcie, a potem wszyscy głodni rzucali się na jajka :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP