24 czerwca 2015

Dzień z życia wyjęty :)























Nie lubię takich dni jak dzisiejszy. Niby z pozoru normalny, niby nic takiego, a jak się zacznie to już masz ochotę żeby się skończył. Cieszyłam się, że Starszak idzie do szkoły, a właściwe na jakieś tam warsztaty dopiero na 9.25 bo oznaczało to, że istnieje nikła szansa na to, że wyśpię się choć trochę i nawet po części mi się to udało. Na tym pozytywy tego dnia można by już zakończyć :)


Niestety pomimo tego, że mogliśmy się wyspać i mimo tego, teoretycznie mieliśmy więcej czasu na wyprawienie się do wyjścia, to oczywiście i tak byliśmy gotowi na ostatnią minutę. Kiedyś ktoś mojemu dziecku powiedział, a może usłyszał to w telewizji, że szybkie jedzenie jest niezdrowe. Tak sobie chłopak wziął to do serca, że zjedzenie obiadu zabiera mu niekiedy półtorej godziny, a śniadanie mieli przez dobre czterdzieści minut.

Na przystanek tramwajowy wpadliśmy w ostatniej chwili. W tramwaju też niespodzianka bo doładowana dzień wcześniej PEKA (takie ustrojstwo poznańskie służące za bilet) oczywiście nie działa. Po kilku próbach opłacenia przejazdu poddałam się i mentalnie przygotowałam na wojnę z potencjalnym kanarem. Na szczęście do wojny nie doszło bo na kanara nie trafiłam.

Po wyjściu z tramwaju w moim przypominającym durszlak mózgu coś zaiskrzyło i bach! oświeciło mnie, że dziecko ma nie na 9.25, a na 9.45, i że mamy jeszcze mnóstwo czasu. Czas ten wykorzystaliśmy na rozmienienie posiadanej gotówki i ponowne doładowanie PEKI tak, żebym nie musiała naginać do domu pieszo. Oczywiście dzięki temu prawie spóźniliśmy się na zajęcia :)

Po przyjściu do domu szybko ogarnęłam tzw. social media i miejsce zameldownania, a już musieliśmy tym razem z Młodym pędzić na kontrolę do pulmonologa. Tu uwaga nastąpił cud. Wizyta na 11.20, a my o 11.18 byliśmy już po wizycie  w łapce trzymając receptę na cudotwórczy specyfik za jedyne 110zł. Niestety jednocześnie powstał dylemat -wracać do domu czy iść po Starszaka na 12.30 do szkoły. 

Wracać się nie opłacało więc pokręciliśmy się jak to kiedyś młodzież mówiła po rewirze totalnie nieświadomi tego, że dzieciaki z warsztatów wrócą dopiero o 13. Młody zmęczony, ja w sumie też od tego latania w te i z powrotem, ale jakoś koniec końców udało się dotrzeć do domu. Oczywiście nie na długo, tylko po to żeby zjeść obiad i biec do nowej szkoły Starszaka prosić żeby łaskawie zapisali go na świetlicę, a  później na zajęcia adaptacyjne do przedszkola.

Młody wykazuje takie zainteresowanie zajęciami w  przedszkolu jak zeszłorocznym śniegiem o ile nie mniejsze. Dzisiaj zrobił postęp bo kilkanaście minut bawił się z jakimś kolegą, ale generalnie w przedszkolu najfajniejsze są panie. Dzieci, a nawet zabawek mogłoby nie być, wystarczyłoby jakby były same panie i to tylko i wyłącznie dla niego. 

Teraz kiedy wreszcie na dobre wróciłam do domu i mogę wreszcie na spokojnie usiąść jest moja najukochańsza chwila w ciągu dnia. Kokoniki słodko śpią. Jest cisza. Totalna cisza i święty spokój. 
A jutro? 
A jutro będzie powtórka z rozrywki bo znowu czeka nas zalatany dzień :)

17 komentarzy:

  1. Ah ta peka! A wiesz, że jak ją doładujesz to przez parę godzin nie ma tej transakcji na niej? Pulmunolog? Ja dziś tez się widziałam z pulmunologiem :P A już niedługo wakacje ,nie trzeba będzie się spieszyć do szkoły :))

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, ale ja ją doładowywałam wczoraj rano więc już kasa powinna być. Mimo wszystko ja tam jestem z Peki zadowolona. A co do pulmonologa to ja mam wrażenie, ze teraz co drugie dziecko tam chodzi :)

      Usuń
  2. Też tak mamy. A wieczorem zastanawiam się czemu ja taka zmęczona jestem?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień wariata- niby człowieka męczy a jak go przez jakiś czas brakuje to się na nudę narzeka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się obraziłam na pekę. Zrobiłam, bo bywa mi potrzebna. Pojechałam odebrać dzień przed upływem terminu, a tam info, ze przypadkiem wcześniej niż powinni odesłali ja na ul Matejki. Wiec od grudnia tam sobie leży i czeka, aż kiedyś będę miała okazję odebrać. Niestety zupełnie mi tam nie po drodze jest, więc jeśli już muszę jechać MPK to place straszna cenę za bilet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mo bez Peki to kwota biletu jest trochę bolesna :) Muszę złożyć reklamację bo kasy na karcie do dziś nie ma.

      Usuń
  5. Wariacki dzień, oj jak ją to znam. Tylko u matek to nie wariacki tylko norma. Człowiek siada wieczorem na dupie i nie ma siły oddychać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po takim dniu nie można narzekać na nudę. A ja bym czasem chciała na nią narzekać! My miałyśmy taki dzień w poniedziałek ... wieczorem padłam na twarz

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie taki dzień wariata dzisiaj. Kursuję jak głupia. Z dzieckiem w aucie zrobiłam od 7:30 jakieś 130 km, a to jeszcze nie koniec ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow to rzeczywiście masz dzień wariata. Odpocznij koniecznie wieczorem :)

      Usuń
  8. Taki urok matek wszystko w biegu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. szalony dzień, skąd ja to znam?! Ale my mamy tak mamy :D nigdy sie nie nudzimy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. I tak do śmierci moja Droga :-). Dziwić się potem, że średnia wieku w jakim ludzie przenoszą się na tamten świat maleje.

    OdpowiedzUsuń
  11. I ja delektuję się wlasnie tą chwilą ciszy dla siebie ;) /Justyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz też, choć Młody już był z wizytą. Na szczęście udało mi się go spacyfikować :)

      Usuń
  12. Świetną masz kondycję :D delektuj się ciszą :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja mam wrażenie, że ostatnio mam same takie dni... ciągle w biegu. A jak w końcu przyjdzie wieczór, to jakoś za szybko mija... Czasem nie chce mi się kłaść spać, bo wiem, że na drugi dzień wszystko zacznie się od nowa;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP