11 stycznia 2016

Jaką wybrać dietę plus sprawozdanie z pierwszego tygodnia



zdrowa dieta
 źródło: http://popolsku.nl


Jak wspominałam niedawno w poście (klik) nie ważne od kiedy zaczniemy dietę, ważne, żebyśmy były pewne, że w ogóle chcemy ją kontynuować. Zacząć to nie jest problem. Znam masę przypadków (również swój), kiedy zaczynanie diety zakończyło się na przeczesywaniu internetu w poszukiwaniu tej jednej jedynej.

Wybór mamy spory. Jeszcze nie tak dawno swoje pięć minut miała po części owiana złą sławą dieta Dukana. Oprócz niej możemy skorzystać z diety śródziemnomorskiej, kopenhaskiej, rozdzielnej, paleo, redukcyjnej i jakiej tylko sobie chcemy. Od wyboru do koloru. Prawda jest niestety taka, że większość tych diet opiera się na eliminacji pewnych składników odżywczych, a organizm ludzki jest tak skonstruowany, że potrzebuje ich wszystkich.

Wśród znajomych lub ewentualnie w internecie możemy bez problemu znaleźć osoby, które poprzez nieumiejętnie dobraną dietę, skuszone obietnicą szybkiej utraty wagi wyrządziły sobie mniejszą lub większą krzywdę. Dobrze jeśli skończy się na zawrotach głowy i gorszym samopoczuciu, gorzej gdy mimo wszystko trwamy w błędnym przekonaniu, że dana dieta pozwoli nam pozbyć się wielu kilogramów w krótkim czasie. Wtedy skutki mogą być o wiele poważniejsze.

We wspomnianym na początku poście pisałam wam, że sama byłam na diecie wiele razy, a w zasadzie wiele razy dietę rozpoczynałam i to właśnie często wzorując się na tym co podpowiadał dr google. Szczęście w tym takie, że do odchudzania często mam słomiany zapał i ochota na dietę przechodziła mi po kilku dniach. Może kilogramów w ten sposób się nie pozbyłam, ale również nie nabawiłam się żadnych kłopotów zdrowotnych.

Dopiero kiedy urodziłam drugie dziecko postanowiłam, że naprawdę muszę schudnąć. Poczytałam, nastawiłam się odpowiednio co trwało mniej więcej cztery miesiące i zdecydowałam, że najzdrowiej i najskuteczniej będzie jeśli zastosuję dietę ŻP, w wolnym tłumaczeniu 'żryj połowę' ;) Udało się, dlatego też i tym razem postanowiłam wprowadzić ją w życie.

O co chodzi? O to, żeby tak naprawdę nie rezygnować z jedzenia, zwłaszcza jeśli ktoś tak jak ja, lubi i gotować, i jeść. Ograniczenia powodują, że myśli się o jedzeniu jeszcze częściej i jeszcze intensywniej niż zwykle. U mnie na przykład powodowało to wręcz dziką rządzę zjedzenia czegoś słodkiego, a zaznaczam, że w zasadzie słodyczy nie jadam. Jakby ktoś musiał przechować czekoladę to nigdzie nie będzie bezpieczniejsza niż u mnie :)

Jakie są główne założenia zdrowej diety?
- regularne posiłki
Wprowadziłam stałe godziny posiłków. Jem 5 posiłków dziennie mniej więcej co 3h.

- małe porcje
Dzięki regularności i tak dużej ilości posiłków porcje mogą być o wiele mniejsze niż zwykle, a i tak bez problemu się najemy.

- kontrola kaloryczności
Staram się przede wszystkim jeść zdrowo, zrezygnowałam więc ze smażenia i wszelkich kalorycznych dodatków.

- nawadnianie
Przy diecie należy dużo pić, najlepiej wody. U mnie przyzynaję z ręką na sercu z tą wodą nie jest tak prosto ponieważ nie jestem miłośniczką wody mineralnej zwłaszcza zimą. Dzień rozpoczynam od szklanki wody z cytryną, później staram się jak najwięcej pić herbatek owocowych lub herbatę zieloną.

- jedz wszystko
Organizm potrzebuje wszystkiego, białek, węglowodanów, witamin, ale i tłuszczów, oczywiście najlepiej w małej ilości i tych zdrowych, ale jednak.

- pozwól sobie zgrzeszyć
Ta zasada podoba mi się najbardziej. Kiedy z jakiegoś powodu moje myśli nie będą w stanie oderwać się od bułki z masłem, albo kawałka pizzy i będzie to za mną chodziło, dręczyło i męczyło to zamiast się katować zwyczajnie to zjem. Od jednego razu świat się nie zawali, a diety zaraz szlag nie trafi. Lepiej zgrzeszyć niż się męczyć. To przyzwolenie na 'grzech' często działa tak, że chęć na jakiś zakazany owoc zwyczajnie sama mi mija :) Jak nie mija, patrz wyżej :)

I żeby nie było, optymalnym wyjściem jest pójście do dietetyka, który po dokładnym badaniu i wywiadzie dobierze wam dietę idealną dla was, dopasowaną do waszego wieku, możliwości i trybu życia. Niestety dietetyk kosztuje więc jeśli uważacie, że was nie stać, polecam zwyczajnie zachować zdrowy rozsądek w odchudzaniu.

A jak mi minął pierwszy tydzień z dietą ŻP? Muszę przyznać, że sama siebie podziwiam za wytrwałość. Do diety, co już w ogóle w moim przypadku jest wyjątkową wyjątkowością ;), dołączyłam również kilka ćwiczeń i wszystko razem zaowocowało tym, że po tygodniu waga pokazała 1,2 kg mniej. Lepiej się czuję, mam jeszcze więcej motywacji, a przede wszystkim mam świadomość, że cel jest do osiągnięcia.
No i nie chodzę głodna :D

28 komentarzy:

  1. Świetnie, że głośno wspominasz o tych tłuszczach. Ludzie zaczynają przesadzać i nawet malutkim dzieciom ograniczają tłuszcz, a przecież jest potrzebny, by witaminy się wchłaniały. Wszystko z umiarem, ale i tak najtrudniej wytrwać.

    OdpowiedzUsuń
  2. BRAWO BRAWO!!! Ponad kilogramów tydzień to ładny wynik :) Najważniejsze to jeść wszystko z umiarem, pic wodę i ruszać się , bo sama dieta to nie wszystko :) Trzymaj tak dalej,a na spotkaniu w marcu cię nie poznam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszać się staram chociaż w takie dni jak dziś jak przejdę drogę do szkoły i przedszkola bagatela sześć do ośmiu razy w ciągu dnia to mam przeważnie serdecznie dość :)
      A w marcu na bank mnie poznasz, raczej spektakularnych efektów się nie podziewam choć mój cel 7kg muszę osiągnąć. Jeszcze tylko niecałe 6 :)

      Usuń
  3. U nas jest wybitnie podobnie :) My musimy do tego wszystkie dodać sobie solidną dawkę ruchu, bo inaczej oporniw idzie. U mnie po 2 tygodniach walki -1kg. Ale nie spinam się. Ważne by szło w dół i nigdy nie wracało. Teraz bardziej zależy mi na wyrobieniu nawyków niż na samym spadku wagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilogram to jest rewelacyjny wynik. Optymalny spadek to 0,5-1kg na tydzień. Szybszy ubytek powoduje potem efekt jo-jo, a tego rzecz jasna nie chcemy :)

      Usuń
    2. I ja się mogę pod tym wszystkim podpisać. Właśnie zmieniam swoją dietę i styl życia, dzisiaj 5 dzień ze 100, które sobie założyłam jako cel (aby z pewnością wprowadzić nowe nawyki!) i już czuję się lepiej. Nie chodzi mi o utratę wagi, to może być skutkiem ubocznym (ale nie mam wagi w mieszkaniu :D), a o zmianę trybu życia na zdrowszy. Polecam! :)

      Usuń
  4. Ja jestem przeciwna wszelkim dietom. To nie jest dobre rozwiązanie na dłuższą metę. Jak pisałaś - zdrowe odżywianie, nawadnianie i ruch. I powinno być cacy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja to wszystko wiem, i nawet tak robiłam już i efekty były, a teraz tak ciężko mi wypowiedzieć słowa; strat zaczynam od dziś! Małymi kroczkami trzeba zmienić nastawienie, na razie nie jem słodyczy, a przynajmniej próbuję. Tobie życzę powodzenia, super wynik w pierwszym tygodniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie ten sam problem bo ciężko mi zacząć, dlatego moje psychiczne przygotowanie do diety trwa mniej więcej dwa miesiące :)

      Usuń
  6. Najgorsza u mnie to ta woda do picia... ;) wielokrotnie podchodzę do tego tematu :O

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę Wam tego, że jesteście na diecie. Mi by się też przydała, z tym, że w drugą stronę. O dietach nie wiem nic. Raz może się próbowałam odchudzać, gdzieś po ciąży, gdy wskazówka skoczyła o 3 kilo w górę. Ale skończyło się na tym, że później siedziałam i jadłam jak opętana.
    A teraz... teraz to by mi się przytyć przydało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno przytyć jest wręcz ciężej niż schudnąć, ale pociesz się tym, że na bank wiele kobiet ci zazdrości ;)

      Usuń
  8. Dobra, zawstydziłaś mnie;) ja jeszcze nie zaczęłam. Z kolei u mnie z nawadnianiem nie ma problemu uwielbiam wodę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Karola, żeby oszukać jeszcze bardziej mózg - dietetyk mojego męża polecił mu wybieranie talerza mniejszych rozmiarów. Wtedy wydaje się, że porcja jest większa i człowiek szybciej się najada :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam te myki :) Na szczęście ja naprawdę nie chodzę głodna, mimo, że jem na dużych talerzach :)

      Usuń
  10. Ja wracam na dobre tory od poniedziałku. Na razie muszę sobie oswoić inne sprawy, muszę do domu wrócić, muszę się wykurować, żeby treningi zacząć... Mam jeszcze tydzień laby i doprowadzania do używalności :)
    Gratuluję pierwszych efektów, do tłuszczyku jeszcze troszkę, bo pierwsza leci woda, ale na pewnno ciuchy niedługo będą wisieć :) Życzę Ci osiągnięcia celu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, te pierwsze kilogramy to właśnie woda. A co do ciuchów to ja nie chcę żeby wisiały, ja chcę żeby te co mam nie uciskały tak bardzo :D

      Usuń
  11. Poproszę ten wpis w wersji wydrukowanej i oprawionej :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Podziwiam każdego, kto trzyma się diety. Ja przyjęłam zasadę żryj mniej:)

    OdpowiedzUsuń
  13. a chciałam dodać, że od niedzieli mam jelitówkę, dzisiaj mam nadzieję ostatnie chwile, bo już się czuję ok. Na wagę nie wejdę póki płynów nie uzupełnię. Jednak liczę na niespodziankę :) Do lata trochę czasu zostało, a ja chcę, by moje ubrania które sa ok były nadal ok, ale z luzem :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Super! W takim razie dalszych sukcesów życzę! Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  15. U mnie chyba też w końcu czas na dietę, nawet moja mama to stwierdziła... Ale nie będę szukać cudów ani chodzić po dietetykach — postawię na dużo warzyw, owoców i wody, małe częste porcje, żadnych słodyczy i jakiś pyszny 'grzech' raz w tygodniu :)

    OdpowiedzUsuń
  16. 1,2 kg już po tygodniu?! Zazdroszczę:) Ja mam taki plan na miesiąc^^ ale mi schodzenie z wagi zawsze wolno szło mimo diet i sportu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam to woda na razie :) Ale, fakt mam to szczęście, że mimo wieku nadal dość szybko tracę na wadze. Takie 7kg to dla mnie pikuś. Niestety w pewnym momencie dochodzę do wagi, z której już za nic nie mogę zejść, choćbym nic nie żarła.

      Usuń
  17. to jest najlepsza dieta! jeszcze jakiś ruch przydałby się ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP