3 stycznia 2016

Książeczka zdrowia dziecka - biurokracja czy niezbędnik małego pacjenta?



nowy wzór książeczki

W sumie to nie miałam zamiaru o tym pisać, ale zaszumiało trochę na FB, przeczytałam kilka dziwnych i absolutnie niezrozumiałych dla mnie komentarzy więc postanowiłam wtrącić swoje pięć groszy.
Pewnie większość z was już wie, że od 1 stycznia tego roku obowiązują książeczki zdrowia dziecka.
I jak to zwykle bywa podniosły się głosy oburzenia, że biurokracja, że przecież od zawsze są, że o co chodzi, że ktoś chce na tym zarobić itp itd.

Przede wszystkim to co nasze dzieci dostały w szpitalach, a  co rodzice często nazywają książeczką zdrowia tak na prawdę nie ma z nią nic wspólnego. Prawda jest taka, że gdybyście zaraz po wyjściu ze szpitala wyrzucili ją do kosza, albo przeznaczyli na makulaturę to nic by się nie stało. Obowiązkowe książeczki zdrowia wycofano w 2002 roku, a te które po tej dacie otrzymaliśmy w szpitalach były drukowane przez firmy farmaceutyczne i bardziej spełniały rolę gadżetu niż książeczki zdrowia.

Prawda jest taka, że na ogół w książeczkach neonatolog wypełniał dwie pierwsze strony dotyczące urodzenia dziecka i przebiegu porodu, a później świat o niej zapominał. W niektórych przypadkach jeśli rodzice książeczkę zabierali ze sobą były w niej uzupełniane poszczególne wpisy o szczepieniach ewentualnie bilansach dziecka. Podejrzewam, że lekarzy którzy naprawdę wnikliwie uzupełniali książeczki było niewielu, a na pewno my na takiego nie trafiliśmy.

W tym roku w życie wchodzi nowa, ujednolicona i obowiązkowa książeczka zdrowia. Często, nie tylko ze strony lekarzy, ale i rodziców pada zarzut o biurokracji. Fakt, lekarz będzie miał więcej wypełniania, a co za tym idzie więcej pracy. Jednak jako rodzic uważam, że pomysł z obowiązkową książeczką zdrowia, jeśli tylko będzie naprawdę sumiennie wypełniana przez lekarzy i rodziców, jest rewelacyjny.

Jako rodzic wiem, że dziecko choruje zawsze wtedy (albo chociaż przeważnie wtedy), kiedy jest na to najmniej odpowiedni moment, a co za tym idzie nie zawsze trafia wtedy do swojego pediatry. Często ląduje w prywatnych gabinetach, na ostrym dyżurze czy zwyczajnie u pierwszego lekarza, u którego jest wolny termin, o specjalistach nie wspominając. Wiem, że gdybym miała hejterów zaraz po tym co za chwilę napiszę rzuciliby mi się do gardła, ale mimo, że dbam o swoje dzieci i kocham je nad życie to nie zawsze pamiętam dokładne daty ich chorób, a tym bardziej nazwy wszystkich leków, które przyjmowali.

Nie, nie jestem wyrodną matką, po prostu moja pamięć bywa zawodna i nie wmówisz mi, że twoja nie bywa. Choćby ostatnio taka sytuacja. Syn starszy korzystał jakiś czas temu z pewnego leku. Minęło trochę czasu i okazało się, że musi skorzystać z niego ponownie. Niestety od tego czasu pojawiły się w domowej apteczce jeszcze dwa podobne leki, w podobnych opakowaniach, podobnym, ale nie takim samym działaniu i weź tu teraz człowieku sobie przypomnij, który to był właśnie TEN. Oczywiście chyba nie muszę wspominać, że sytuacja miała miejsce w święta późnym wieczorem.

Jedno zerknięcie w książeczkę uprościłoby sprawę i zaoszczędziło nerwów. Tak samo, takie jedno spojrzenie pomogłoby lekarzowi, który na co dzień nie opiekuje się naszym dzieckiem. Jednolity wzór książeczki zdrowia dziecka również pomoże w odszukaniu niezbędnych informacji. Oczywiście system informatyczny ułatwiłby sprawę, ale po pierwsze jak widać nie potrafimy go wprowadzić, a po drugie nic by nie pomógł w takiej sytuacji jak ta, którą opisałam powyżej. Myślę, że idealną sytuacją byłoby gdyby książeczki i system informatyczny działały równolegle.

Najbardziej śmieszy mnie to, że jeszcze dobrze nie rozpoczęło się funkcjonowanie książeczek, a już większość marudzi, że są złe. A może dajmy im szansę i zobaczmy jak będą funkcjonowały i jak do ich wypełniania przyłożą się lekarze? Jedno do czego mam zastrzeżenia to brak informacji. Oczywiste jest, że wszystkie dzieci urodzone od początku tego roku otrzymają książeczki zdrowia dziecka w szpitalach, ale co z dziećmi starszymi? Co z tymi, które do tej pory funkcjonowały bez książeczek? Czy również otrzymają książeczki czy też nie? Jeśli nie, to dlaczego? A jeśli tak, to w jaki sposób nastąpi ich przekazanie? Tego niestety nie udało mi się dowiedzieć.



15 komentarzy:

  1. Ja jestem za książeczkami! Zdarzało się, że zaglądałam do książeczki zdrowia dziecka, bo o czymś zapomniałam. Prawda jest taka, że posiadam również swoją, dzięki temu wiem na co byłam szczepiona jako dziecko! A poza tym im więcej informacji na temat zdrowia tym lepiej chyba!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, takie książeczki to nie głupi pomysł, bo faktycznie matka nie wszystko jest w stanie pamiętać! Może i jesteśmy wielozadaniowe, ale głowa nie jest aż tak pojemna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja cała trójka posiada książeczki które są w mojej torebce. Każde z dzieci jest uczulone na jakiś antybiotyk tam jest w nich zawarta informacja (zapamiętanie nazw graniczy z cudem). U nas się sprawdzają:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja uważam, że to świetny pomysł. I naprawdę ci, którzy marudzą o zwykły notes, który ma im pomóc, są żenujący. Rozumiem, gdyby to było coś co wymagac będzie dodatkowych pieniędzy i czasu, ale przecież to zwykła książeczka, która pomoże nam skupić to co nie pamiętamy a jest bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uważam, że książeczki są super sprawą. Sama posiadam jeszcze na pamiatkę swoją i faktycznie, sumiennie wypełniana nie tylko przez lekarza, ale także przez rdziców jest bardzo ważnym dokumentem

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja o tym nie wiedziałam. Prawda jest taka, że te "książeczki" ze szpitala to bardziej ulotki reklamowe. Byle nie był to taki niewypał jak kilka lat temu te bloczki, które przypominały recepty. Pamiętasz? Nie wiem czy ktokolwiek tego używał. A swoją książeczkę z dzieciństwa mam do dziś i jest o wiele lepsza niż te, które mają nasze dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem za książeczkami - to dobra i przydatna rzecz (jak dla mnie).
    Zawsze gdy wybieram się do lekarza (raz zdarzyła się wizyta na pogotowiu) książeczka MUSI być. Moja pamięć jest zawodna a w książeczkę spojrzę i wszystko wiem. Notuję tam wszytko co dotyczy zdrowia moich córeczek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomysł obowiązkowych książeczek jest trafiony. Sama miałam plan, żeby każdą wizytę, lek, objawy zapisywać w zeszycie... Jakoś nie wyszło, bo zawsze wszystko z znienacka, szybko, szybko. A potem się zapomina. Jak najbardziej popieram!

    OdpowiedzUsuń
  9. W naszej książeczce nawet położna wpisała to co powinna ale wiem, że do standardów to nie należy. Jestem jak najbardziej za takimi zmianami i muszę się dowiedzieć czy mamy wymienić naszą obecną książeczkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdzieś mi się to obiło o uszy, ale dzięki za przypomnienie tematu - muszę go zgłębić :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też jestem za. Czasem trzeba podac na wizycie lepi, które brało się do tej pory, albo takie, które dziecko bierze w przypadku leczenia specjalistycznych schorzeń. Rodzic może o czymś zapomnieć, a taka książeczka to spore ułatwienie. Co do starszych dzieci to wydaje mi się, że zostaną niestety pominiete bo prawo nie działa wstecz niestety.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moje dzieci mają wszystko wpisane do książeczki i jeszcze mi się nie zdarzyło żeby lekarz o nią nie zapytał, więc nie rozumiem o co chodzi. Nie były obowiązkowe, ale lekarze na ogół i tak z nich korzystali, bo tak jest wygodniej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Uważam że to świetna sprawa, a argumentację mam taką samą jak Ty. Informacje o szcczepieniach i lekach są bardzo ważne więc warto mieć je gdzieś spisane. Ja akurat dla mojej Bestyjki mam książeczkę, którą dostałam w szpitalu i przy każdej wizycie u lekarza pierwsze co słyszę to pytanie o książeczkę także u nas świetnie się sprawdza. Nie wyobrażam sobie nie mieć w niej zapisanych informacji o szczepieniach i o przyszłych szczepieniach bo wiem że łatwo jest zapomnieć o takich sprawach, szczególnie jak wizyty szczepienne nie są już takie częste, czyli u starszego dziecka. Inną sprawą jest fakt że dostawałam do głowy jak widziałam tą naszą książeczkę bo co druga strona była reklamą. Na szczęście reklamy były dwustronne więc pousuwałam tylko strony reklamowe i teraz mamy praktyczną książeczkę, połowę cieńszą ale za to bez zbędnych obrazków mówiących o tym bez jakiego kremu pupa mojego dziecka będzie cierpieć.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bardzo skrupulatnie prowadziłam naszą książeczkę. U nas nie było innej opcji, bo Filip w ciągu tygodnia potrafił mieć po 4-5 wizyt u różnych specjalistów, w różnych miastach.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo się cieszę, że wprowadzają książeczki. Kiedyś były i nikomu nie wadziły. Ja sama mam gdzieś swoją starą i jest to super pamiątka :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP