7 stycznia 2016

Mam sześć lat i (nie) idę do szkoły







Jednym z pierwszych postów na tym blogu był post o reformie oświaty. To było trzy lata temu i tak się składało, że reforma zaczynała tyczyć się mojego starszego syna. Ci co mnie znają, wiedzą, że nie jestem zwolenniczką sześciolatków w szkołach i absolutnie nie podobało mi się to, że oświata wyciąga łapy po moje dziecko.


Na szczęście w skutek splotu różnych okoliczności, a dokładnie w skutek podzielenia rocznika 2008 na dwie części oraz tego, że Starszak urodził się w październiku, dziecię moje powędrowało w progi szkolne jako siedmiolatek. No może nie do końca, bo wcześniej chodził dwa lata do zerówki. Jednak tą 'właściwą' edukację rozpoczął mając lat siedem.

Jeśli chodzi o Młodego pogodziłam się już z  tym, że będzie musiał wkroczyć w progi szkolne rok wcześniej. Co prawda młody mając lat 4,5 potrafi już trochę czytać, liczyć i pisać, a do tego jest całkiem nieźle rozgarnięty więc obawa o niego była dużo mniejsza. Mimo to, z zadowoleniem odebrałam informację, że najprawdopodobniej też wkroczy w szkolne progi jako siedmiolatek. 

Dlaczego? Nie dlatego, że uważam, że sobie nie poradzi. Oj ten to sobie poradzi w życiu na pewno. Tego jestem pewna. Nie dlatego, że uważam, że jest niedojrzały emocjonalnie bo w przeciwieństwie do Starszaka rewelacyjnie odnajduje się w grupie, formuje z niej bandę i staje na jej czele, a potem umiejętnie nią zarządza. Zresztą pisałam już kiedyś o tym, że Młody będzie prezesem (klik).

Nie chcę żeby poszedł do szkoły jako sześciolatek bo:
- nic mu to nie da
- nie zdobędzie z tego tytułu lepszej pracy
- będzie zapierniczał rok dłużej do emerytury
- na pewno nie będzie od tego mądrzejszy

Absolutnie nie przekonują mnie argumenty, że za zachodzie to dzieci idą do szkoły już mając pięć lat i krzywda im się nie dzieje, a nasze przecież nie są głupsze. Oczywiście, że nasze dzieci nie są głupsze, ale system oświaty już tak. Może i materiał, który nasze dzieci przyswajają jest bardziej rozbudowany, ale sposób kształcenia jest u nas nastawiony na zapamiętywanie. I to nie na zapamiętywanie na wieki wieków amen, ale na zapamiętywanie w systemie zakuć, zdać, zapomnieć. A na studiach jeszcze zapić.

U nas dziecko nie ma poznać, dotknąć, poczuć i zrozumieć. U nas ma po prostu zapamiętać, a że z materiałem nauczyciel musi pędzić jak opętany bo inaczej się nie wyrobi, to zapamiętywanie wiąże się z ryciem na pamięć. Skoro chcemy się porównywać do zachodnich szkół to porównajmy nasze sale biologiczne, fizyczno-chemiczne czy jakiekolwiek. Porównajmy jakie sposoby uczenia są tam, a jakie u nas.
W Polskich szkołach zabija się kreatywne myślenie. Jeśli myślisz inaczej to jesteś wyrzutkiem, nie mieścisz się w normach, testach, statystykach.

Moje dziecko przez pierwsze półrocze pierwszej klasy nie nauczyło się jeszcze niczego, no może poza tym, że podszkoliło pisanie. Idąc do szkoły umiał czytać, znał litery, umiał wykonywać działania matematyczne. Całe pół roku nauczycielka wyrównuje różnice bo klasa jest mieszana. Jedne dzieci pędzą jak szalone z materiałem inne się zwyczajnie nudzą. Cały ich szkolny czas wypełniony jest nauką literek i cyferek (o sorry cyferek nie, bo dopiero doszli do 7). Poza tym nie nauczyli się w zasadzie niczego.

Żeby było jasne nie mam pretensji do nauczycielki bo akurat synu miał szczęście i trafił na naprawdę fantastycznego pedagoga, ale ten pedagog ma związane ręce. Ma materiał, który ma przerobić więc za przeproszeniem zapier.....la jak ruski samochodzik. Na inne rzeczy nie ma czasu.

Maluchy śmigają z ciężkimi tornistrami, po brzegi wypełnionymi książkami pomimo, że w szkołach są szafki i niestety tylko pozorna możliwość zostawienia w nich podręczników. Lekcje wychowania fizycznego to fikcja odbywająca się raz w tygodniu przez godzinę. Druga godzina to w przypadku Starszaka wyjazd na lodowisko. Ale godzin miało być cztery. Gdzie są dwie pozostałe?

Po tym jak cofnięto ustawę o sześciolatkach (choć czy to takie pewne to ja pewna nie jestem) podniosły się głosy oburzenia wśród rodziców bo się ogłupia ich dzieci, bo nie pozwala się na rozwój, bo dziecko chciało już iść do szkoły. Ten ostatni argument najbardziej mnie rozwala. No to ja się pytam dlaczego zanim nie zaczęto mieszać kilka lat temu w szkolnictwie, to w szkołach nie było lawiny sześciolatków??? Rodzice zawsze mieli wybór i zawsze mogli posłać dziecko do szkoły w wieku lat sześciu. Więc dlaczego nie posyłali?

Czyżbyśmy byli głupsi niż nasze dzieci teraz? Chyba raczej nie. A może nasi rodzice byli bardziej przewrażliwieni, niegotowi w przeciwieństwie do ich dzieci? Oooo to to na pewno nie. Przypominam, że byliśmy pokoleniem trzepaka, a do szkoły maszerowaliśmy sami, a nie pod eskortą rodzica. Więc dlaczego?

Żeby nie było, nie jestem matką kwoką, byłam, ale wyrosłam. Zwłaszcza gdy Młody poszedł do przedszkola, a ja poczułam potężny powiew wolności i spokoju przez kilka godzin dziennie. Jestem totalną zwolenniczką zerówek i jeśli miałyby wrócić do szkół podpisałabym się pod tym obiema rękoma, ale co do systemu oświaty w tym kraju zdania nie zmienię. No chyba, że zmieni się sam system.

Na koniec dodam, że według przeprowadzonych badań Finlandia ma najlepiej wykształconych obywateli, a warto zaznaczyć, że naukę rozpoczyna się tam w wieku lat siedmiu. Jaki z tego wniosek? Nie wiek jest ważny, ważny jest system edukacji. Dzieci spokojnie mogą rozpoczynać naukę później ważne jest to, jak są uczone. 





23 komentarze:

  1. Dokładnie tak samo uważam:) A osobiście tylko dodam, że jako mama sześciolatka, który jest w szkole czuję się zmanipulowana! I jest mi z tego powodu przykro. Od samego początku to rodzic powinien decydować, w jakim wieku jego dziecko rozpoczyna edukację szkolną. Nie byłoby tego całego zamieszania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to rzecz nie podlegająca dyskusji. Wszyscy wiemy, że nie o dzieciaki chodzi. Ja jednak daje młodą jako 6 latke, ale tylko dlatego, żeby była pierwszy rok z starszym w jednej szkole, bo będzie czuła się pewniej.On za rok gimnazjum - kolejna chora reforma swoją drogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, jeden rodzic chce tak inny inaczej dlatego powinien być wybór. A co do gimnazjów to z całym szacunkiem dla tych którzy je kończyli, ale dla mnie jest to największa porażka polskiego szkolnictwa. Głupszego tworu to już nie można było wymyślić.

      Usuń
  3. Popieram Twoje zdanie w 100% (kiedyś nawet dyskutowałyśmy na ten temat u mnie), ale martwi mnie jedna rzecz. Nie podobają mi się zmiany wprowadzane w szkołach praktycznie z dnia na dzień. Szkoła potrzebuje dobrych kilku lat na odnalezienie się w nowej rzeczywistości po każdej nawet najmniejszej reformie, a w tej sytuacj coś mi mówi, że to nie jest ostatnia reforma szkolnictwa jaka nas czeka w najbliższym czasie. Powrót do 8-klasowej podstawówki, 4 klasy nauczania początkowego i nie wiadomo co jeszcze wymyślą (nowa matura???) to duże zmiany do których trzeba czasu i ogromu przygotowań. Problemem nie jest przecież posłanie 6-latków do pierwszej klasy, ale to co je tam czeka. Współczuję nauczycielom zerówek, bo będą się musieli nieźle nagimnastykować żeby nie powtarzać tego samego za rok (m.in. znaleźć nowe książki spośród tych, które odrzucili w tym roku). No i będzie też pewnie mniej miejsc w przedszkolach dla trzylatków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi przedszkolami to też nie do końca prawda. Gdzieś przeczytałam, że w Polsce do przedszkoli idzie bodaj 1/3 trzylatków, do tego ciągle się słyszy, że gdzieś tam przedszkole zamknęli czego ja już zupełnie nie rozumiem bo skoro jest popyt...
      Ale pomijając przedszkola to jak dla mnie zerówki powinny wrócić do szkół. Widzę po starszym synu, że zerówka dała mu bardzo dużo. Choćby obeznanie ze szkołą, z zasadami tam panującymi i mimo, że koniec końców do pierwszej klasy poszedł do innej szkoły to mniej więcej już wiedział jak to w szkole jest.
      No i to wprowadzanie zmian z dnia na dzień to też głupota bo zamiast zrobić porządną reformę szkolnictwa powoli i rzetelnie to u nas robi się na szybko i jak zwykle za przeproszeniem od dupy strony ;)

      Usuń
    2. Może dlatego zamknęli, że było w miejscu gdzie w okolicy mało rodzin z dziećmi. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie wozić dziecka do przedszkola daleko gdzieś, bo nikt nie będzie wychodzić z dzieckiem z domu o 3 w nocy by zdążyć do przedszkola i do pracy.
      W poznaniu ok 1600 dzieci nie będzie miało miejsca w przedszkolu. Prywatne o ile jest kosztuje sporo. Tak samo jak żłobek. U mnie w okolicy przedszkola są dwa państwowe, dwa prywatne. Do poznania gdybym miała wozić to tez tylko do prywatnego, bo państwowe mają komplet chętnych i na listę rezerwowych nawet. A kilka przedszkoli wie już, że nie będą prowadzić rekrutacji, bo nie będzie wolnych miejsc.
      A osobiście od lat nie słyszałam o tym by zamykają jakieś przedszkole w poznaniu albo miejscowości pod.
      No ostatni raz za Frankiewicza.

      Usuń
    3. Nie mogę się z tobą niestety zgodzić do końca. Nie neguję tego co napisałaś, ale z moich doświadczeń wygląda to zupełnie inaczej. Mój syn pomimo, że ja nie pracowałam, a on miał 4 lata gdy szedł do przedszkola, dostał się bez problemu. W jego grupie jest przynajmniej kilkoro dzieci dowożonych i to nawet po 20 km tylko dlatego, że przedszkole ma dobrą opinię (żeby nie było państwowe). Są dzieci, które mają 2,5 roku i za przeproszeniem srają w pieluchę, a przecież skoro jest tyle czekających trzylatków to o lepiej byłoby przyjąć trzylatka niż takiego zapieluchowanego dwulatka. O żadnej liście rezerwowych też nie słyszałam. Z mojego doświadczenia teorie na temat przedszkoli są mocno przesadzone.

      Usuń
  4. POPIERAM!!! Co dokłądnie o tym myślę czytałaś u mnie wczoraj, ale Ty dopełniłaś mój tekst! Co z tego, że w innych krajach dzieci chodzą do szkoły mając lat 5?? Nie miałabym nic przeciwko gdyby w naszych szkolach było tak jak tam, ale u nas jest tak jak piszesz!!!!! Zabijaja kreatywne myślenie na rzecz zakuwania bzdur, które w życiu się do niczego nie przydają :( Skończyłam studia i nic z nich nie mam :( Wczoraj córka miała zadanie z tekstem z matematyki!!! Rozumiesz to? Jeszcze miała do niego rysunek zrobić! SZEŚCIOLATKA!!!! Za chwilę całki bed a chyba przerabiać jak tak dalej pójdzie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nikt nie zna dzieci tak jak rodzice, więc ten wybór powinno się zostawić właśnie im. Bez nakazów, ciągłych zmian, kombinowania. 6-latki miały iść do szkoły - źle, teraz znowu 7-latki i też źle. Nigdy nie będzie pełnego zadowolenia i zawsze znajdzie się jakieś "ale". Szkoda tylko, że te zmiany (częste i często niepotrzebne) uderzają w dzieci, rodziców i w nauczycieli. Jakby już nie mogli zostawić tego tak jak było, tak normalnie: 7-latki do szkoły, a jak ktoś chce dziecko wysłać wcześniej, to po prostu wysyła. Teraz w szkołach jest masa dzieciaków, które poszły tam na siłę, bo musiały. Dla części z nich wyszło to na plus, dla części było kompletnie bezsensowne. Jeszcze pewnie nie raz coś się w tej sprawie zmieni, ja się już w każdym razie pogubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz to uważasz tak jak ja, że to rodzic najlepiej zna swoje dziecko, ale jak czytałam tu i ówdzie o wycofaniu sześciolatków ze szkół to wszędzie spotykałam się z komentarzami, że rodzice to chcą opóźniać swoje dzieci i to oni nie są gotowi na reformę. A co do samej reformy to powiem ci szczerze, że ja tez teraz do końca teraz nie wiem gdzie mój młodszy będzie chodził i kiedy.

      Usuń
  6. Ja się cieszę, że mnie to póki co nie dotyczy. Może jak już Młoda będzie szła do szkoły to się to wszystko unormuje

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie podejmuję na razie tego tematu, bo strasznie mnie przeraża. Wiem, że kiedyś będę musiała się tym martwić, ale póki co wolę nie myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana, te porównania z innymi krajami... Najpierw niech zobaczą jak wyglądają przedszkola skandynawskie, a jak wyglądają nasze... To są dwa różne światy! I dobrze mówisz - edukacja przygotowuje do schematycznego myślenia, dzieci są traktowane jak maszyny na produkcji... A zmiany zaczyna się od tyłka strony...

    OdpowiedzUsuń
  9. mnie to dotyczy bezpośrednio córa z czerwca 2010, w przedszkolnej zerówce radzi sobie dobrze (ogarnia literki które pani z nimi omawia, cyfry do 9, dodaje do 20) - nastawiona na to że idzie od września do szkoły. Teraz mamy wybór i musimy się nad tym porządnie zastanowić - więcej plusów dostrzegam w pozostawieniu jej w przedszkolu, ale najlepszym rozwiązaniem byłaby zerówka w szkole - czeka nas zapewne zebranie z Panią Dyrektor bo bardzo jestem ciekawa jej zdania

    OdpowiedzUsuń
  10. Obserwuję ten temat trochę z boku ponieważ nasz najstarszy ma dopiero 3,5 roku. Wiem że cofnięcie reformy to też problemy w przedszkolach, dlatego cieszę się że nie będę musiała się z tym bałaganem zmierzyć. Już nie wiem co jest lepsze...

    OdpowiedzUsuń
  11. cieszę się ze zmian a właściciwe do powrotu sprzed lat. Nie ma co się śpieszyć , przyspieszać, gnać. Ważne są emocje, rozwój w swoim tempie. Niech się dziecko wyszaleje, wybawi. Zdązy jeszcze być dorosłe. Jakoś ja dałam radę kiedy w wieku 7 lat poszłam do szkoły nie znając praktycznie literek i jakoś skończyłam 2 kierunki na studiach i pracuje na stanowisku kierowniczym. Wszystko ma swój czas, ale trzeba trafic w odpowiedni moment i nie przyciskać, nic na siłę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Też uważam, że to dobra decyzja. Fakt, że mnie nie dotyczy, przynajmniej teraz, bo mieszkam za granicą, ale może wrócę do Polski, kto wie. We Włoszech dzieci idą do szkoły od sześciu lat i to już od dawna, więc tutaj nikogo ta sprawa nie bulwersuje. Osobiście wolałabym, żeby Gaja poszła do szkoły w wieku siedmiu lat, lecz tutaj moje życzenia raczej nie wpłynę na zmianę reformy szkolnictwa :).

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się tylko z ostatnio akapitem. Ważny system uczenia. Teraz znów biedne dzieci dostaną w tylek. Znów będą różnice, znów będzie trzeba wyrównać poziom i znów jedne dzieci będą ryc inne się nudzić. A wystarczyło zająć się właśnie sposobem nauki a nie wiekiem jej rozpoczęcia. Dla mnie to po prostu chore ze najpierw się coś robi, azotem cofa zamiast doskonalić to, co jest.
    Dzięki tej wspaniałej sprawie moja córka będzie trzy lata w zerowce, a syn się nie dostanie do przedszkola.
    Dzięki tej wspaniałej sprawie córka pójdzie do szkoły mając 7 lat, ale co z tego?
    Każdy płacze ze biedne dzieci bla bla. To dlaczego was tylko wiek interesuje, a nie sposób uczenia? Napisałaś tutaj o sposobie uczenia i co? Dzieci poleć do szkoły w wielu 7 lat, ale sposób uczenia się nie zmienił. I to jest powód do radości? Nie, o nie. To porażka. System się nie zmienił, w tym momencie bez różnicy czy 6, czy 7 lat. Wiec jaka poprawa, jakie ulepszenie?
    Bo dzieci będą dłużej w przechowalni zamiast korzystać z możliwości swojego mózgu? Mam wrażenie że rodzicom wcale nie chodzi o to by dzieciom było lepiej, ale by im rodzicom było lepiej. Przecież przedszkole to wygoda w porównaniu do szkoły.
    Źle się stało.
    Jeden głupi rząd wprowadził sześciolatki do szkoły, ale nie zorganizował wszystkiego tak, jak to powinno być, a drugi głupi rząd to wszystko wycofal, zamiast korzystać z szansy i być tym kto poprawi system, ulepszy itd
    A ciemny naród wszystko kupi. Emerytury tez.
    Przykre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu nie do końca zrozumiałaś co miałam na myśli. Rozumiem twoje oburzenie choć nie do końca dlaczego twoja córka miałaby być trzy lata w zerówce. Dwa to rozumiem bo mój syn też tak chodził, ale trzy? W każdym razie chodziło o to, że skoro już się nikt za tą reformę wziąć nie potrafi i nie chce to zdecydowanie wolę żeby moje dzieci rozpoczynały naukę w wieku lat siedmiu. Wolę również dlatego ponieważ uważam, że dzieciństwo jest od zabawy,a nie od chodzenia do szkoły. Dlatego też przytoczyłam przykład Finlandii gdzie mimo, że system jest wręcz idealny to dzieci i tak zaczynają naukę dopiero w wieku 7 lat.

      Usuń
  14. To może by zacząć szkole mając 10 lat, wtedy będą do niej szły dziec jtmpd zdecydowanie mają więcej zainteresowań niż zabawa.
    Przepraszam, rozumiem o co chodzi Tobie, zgadzam się z tym tak samo jak z tym, że moim zdaniem bez różnicy czy 6, czy 7 lat, byle cały rocznik nie pół i byle w klasie jeden rocznik, nie dwa.
    A jak się czegoś nie umie, to się nie rusza, wiec nie wiem po co ta zmiana.kolejne dzieci będą dotknięte eksperymentem, którego nikt nie będzie umiał ogarnąć.
    No i ponieważ się znamy, to przyznam się ze argument o dzieciństwie i tym ze kiedyś było od 7 i wyszliśmy na ludzi jest tyle wart jak taki ze kiedyś nikt nie miał łazienki w domu były latryny i wyszli ludzie obudzi.
    Do tego zdj sprawy robi się temat taki jak z aborcji, a faktyczne dobro dzieci jest hen daleko i chyba nie jest brane pod uwagę, a przynajmniej wydaje mi się, że państwo E raczej o tym nie myślą.
    I sorry za sposób pisania, coś zrobiłam w telefonie i zdarza się znów, że cuda piszę, albo kiepskim polskim.

    OdpowiedzUsuń
  15. a ja własnie dziś zwróciłam się z prośbą do moich czytelników, by dali znać, jakie są ich doświadczenia z sześciolatkami w pierwszej klasie, bo moje własne dziecko poszło we wrześniu do szkoły, jako własnie 6-latka i mam w planach napisać taki research'owy wpis.

    I powiem Ci, że nie dziwię się, że Twój siedmioletni syn nudzi się w pierwszej klasy, bo materiał, na którym bazują skrojony jest na miarę "mniej zdolnego" lub, dyplomatyczniej, sześciolatka, który nie potrafił na dzień 01.09 ani czytać, ani pisać, nie znał liczb ani liter.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestem ofiarą gimnazjum i nowej matury. Tak, ofiarą. Moje dziecko w tym roku kończy 6 lat i moim marzeniem jest posłaniem jej do zerówki w szkole. Z różnych powodów ( a główny to wychowawcy z jej grupy). Niestety zerówek szkolnych brak, modlę się o to, żeby do września powstały. Szkoła w takiej formie nie będę dziecku roku dzieciństwa odbierać ;) Jeszcze ma czas na naukę i pójście do pracy..nie chcę, żeby zrobiła to rok wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja się baardzo cieszę, ze te biedne dzieci już nie muszą iść do szkoły jako sześciolatki. Uważam, że mogą mieć nawet ten sam program co w pierwszych klasach, ale niech oni będą jeszcze w tym przedszkolu. Chodzi mi o takie poczucie bezpieczeństwa. Przecież to są jeszcze maluszki.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP