11 lutego 2016
dzieci, dziecko, okiem mpf, przedszkole
Na jednym z poczytnych i znanych portali z tematyki rodzicielskiej pojawił się artykuł. A dokładniej rzecz ujmując list czytelniczki. List samotnej matki, w którym przyznaje, że zaprowadziła do przedszkola swoje chore i jak sama napisała "nafaszerowane" lekami dziecko. List, w którym pisze o walce o przetrwanie, o złej szefowej, złym byłym już partnerze i złym świecie, który ją otacza i o dzieciach, które jej nie obchodzą.
Chciałabym, żebyście zaczęli od przeczytania tego listu (klik). Chciałabym też wierzyć, że list ten był napisany w dużych emocjach, których zresztą ta kobieta nie ukrywa. Chciałabym wierzyć, że zwyczajnie miała, tak jak każdy z nas, gorszy dzień. Że musiała sobie zwyczajnie ulżyć, bo coś tam poszło nie po jej myśli. Chciałabym wierzyć, że to o czym pisze to sytuacja ekstremalnie wyjątkowa.
Ale...no właśnie w to ostatnie uwierzyć nie potrafię.
Jestem mamą dwóch chłopców, jeden z nich chodzi do przedszkola. W zasadzie to chodzi albo nie chodzi, tak w kratkę, jak to w przedszkolu i jak to w okresie jesienno-zimowym. Kiedy musi zostać w domu, trochę się nudzi, mówi, że marnuje czas i że wolałby iść do przedszkola. Cieszę się, kiedy wyzdrowieje i znowu może rano wyruszyć, żeby spotkać się ze swoją grupą i paniami, które uwielbia. Niestety, chyba nie zdarzyło się, wchodząc do przedszkola albo już na salę, żebym nie usłyszała kaszlącego dziecka. I nie mówię tu o lekkim kaszelku, ale paskudnym oskrzelowym kaszlu. Wiem wtedy, że nie wracamy na długo.
List, do którego was odesłałam, mocno mnie zirytował. W jednym z komentarzy pod tym listem ktoś zarzucił komentującym, że nie mają empatii. Tylko żeby mieć empatię trzeba mieć jeszcze twardą dupę. Jakiś czas temu moja empatia kosztowała mnie sto złotych. Dla jednych mało dla mnie sporo. Jednak ta sytuacja nauczyła mnie, że na empatii można się ostro przejechać.
To nie jest tak, że zaraz pluję jadem na rodziców takiego dziecka. Nie, ja nawet poniekąd rozumiem, że w życiu bywa różnie, że są naprawdę różne sytuacje, nawet współczuję tej mamie, że jej się nie poukładało. Tylko do cholery jasnej czy to jest moja wina? Albo rodziców jakiegokolwiek innego dziecka w przedszkolu? Dlaczego my i nasze dzieci mają ponosić konsekwencje czyichś wyborów?
A pomyślałaś droga mamo, że nie jesteś jedynym samotnym rodzicem przyprowadzającym dziecko do tego przedszkola? Pomyślałaś o tym, że razem z twoim dzieckiem chodzą też dzieci z obniżoną odpornością, skrajne wcześniaki, których rodzice cieszą się, że ich dzieci wygrały walkę o życie i robią wszystko, żeby wygrały też walkę o zdrowie? Pomyślałaś o tym, że niektóre z nich przez twoje chore dziecko wylądują w szpitalu?
Pomyślałaś o tym, że twoja śmieciówka marzy się połowie innych mam, które co rano odprowadzają swoje dzieci do tej samej grupy? Problem w tym, że nawet o takiej śmieciówce mogą pomarzyć, bo ich dzieci ciągle chorują i nie mają z kim ich zostawić. Pomyślałaś o tym, że jeśli twoje dziecko pozaraża inne dzieci to dostanie rykoszetem bo zrobi się z tego błędne koło? Pomyślałaś w końcu, że takie "nafaszerowane" dziecko prędzej czy później rozłoży się na maksa i zamiast trzech dni wolnego będziesz musiała wziąć dwa tygodnie urlopu?
Żadne z dzieci w przedszkolu nie jest winne temu, że tobie coś w życiu nie wyszło. Myślisz, że jak jest pełna rodzina, to jest zawsze słodko - pierdząco? Że ludzie nie pracują na śmieciówkach? Że często nie mają do dyspozycji babci, cioci czy dobrego wujka, któremu można podrzucić dziecko. Że często jedno z nich pracuje tyle, że w zasadzie nie bywa w domu? Że tylko dlatego, że ktoś ma umowę o pracę, to pracodawca przyjmie jego każde zwolnienie z uśmiechem na ustach? Myślisz, że tylko tobie życie rzuca kłody pod nogi?
Ktoś powie, że nie rozumiem, bo mam pełną rodzinę i możliwość pozostania w domu, kiedy moje dzieci zachorują. Że nie mam empatii. Możliwe. Tylko że w momencie, kiedy chodzi o dobro mojego dziecka, nie ma miejsca na empatię i współodczuwanie. Liczy się ono. Chcę, żeby moje dziecko było zdrowe. Chcę mieć świadomość, że prowadząc je do przedszkola, zaprowadzam je w miejsce, w którym jest bezpieczne. Chcę, żeby miało szansę na rozwój i naukę. Zapisałam je do przedszkola, by z tego korzystało, nie po to, żeby siedziało w domu.
Ciebie nie obchodzi moje dziecko? A widzisz, bo mnie twoje tak. Interesuje mnie, bo jest mi go zwyczajnie żal. Jemu nie jest łatwo kiedy "nafaszerowane" lekami musi się zmierzyć z otaczającą je rzeczywistością. Żal mi też tych wszystkich dzieci, które pozaraża. Żal mi tych rodziców, którzy tak jak ty nie zawsze mają lekko, ale będą musieli wybłagać opiekę u pracodawcy, albo nie daj Boże zmierzyć się z powikłaniami u swoich dzieci. Może więc jednak mam odrobinę empatii....
(Nie) obchodzi mnie twoje dziecko
dzieci, dziecko, okiem mpf, przedszkole
Na jednym z poczytnych i znanych portali z tematyki rodzicielskiej pojawił się artykuł. A dokładniej rzecz ujmując list czytelniczki. List samotnej matki, w którym przyznaje, że zaprowadziła do przedszkola swoje chore i jak sama napisała "nafaszerowane" lekami dziecko. List, w którym pisze o walce o przetrwanie, o złej szefowej, złym byłym już partnerze i złym świecie, który ją otacza i o dzieciach, które jej nie obchodzą.
Chciałabym, żebyście zaczęli od przeczytania tego listu (klik). Chciałabym też wierzyć, że list ten był napisany w dużych emocjach, których zresztą ta kobieta nie ukrywa. Chciałabym wierzyć, że zwyczajnie miała, tak jak każdy z nas, gorszy dzień. Że musiała sobie zwyczajnie ulżyć, bo coś tam poszło nie po jej myśli. Chciałabym wierzyć, że to o czym pisze to sytuacja ekstremalnie wyjątkowa.
Ale...no właśnie w to ostatnie uwierzyć nie potrafię.
Jestem mamą dwóch chłopców, jeden z nich chodzi do przedszkola. W zasadzie to chodzi albo nie chodzi, tak w kratkę, jak to w przedszkolu i jak to w okresie jesienno-zimowym. Kiedy musi zostać w domu, trochę się nudzi, mówi, że marnuje czas i że wolałby iść do przedszkola. Cieszę się, kiedy wyzdrowieje i znowu może rano wyruszyć, żeby spotkać się ze swoją grupą i paniami, które uwielbia. Niestety, chyba nie zdarzyło się, wchodząc do przedszkola albo już na salę, żebym nie usłyszała kaszlącego dziecka. I nie mówię tu o lekkim kaszelku, ale paskudnym oskrzelowym kaszlu. Wiem wtedy, że nie wracamy na długo.
List, do którego was odesłałam, mocno mnie zirytował. W jednym z komentarzy pod tym listem ktoś zarzucił komentującym, że nie mają empatii. Tylko żeby mieć empatię trzeba mieć jeszcze twardą dupę. Jakiś czas temu moja empatia kosztowała mnie sto złotych. Dla jednych mało dla mnie sporo. Jednak ta sytuacja nauczyła mnie, że na empatii można się ostro przejechać.
To nie jest tak, że zaraz pluję jadem na rodziców takiego dziecka. Nie, ja nawet poniekąd rozumiem, że w życiu bywa różnie, że są naprawdę różne sytuacje, nawet współczuję tej mamie, że jej się nie poukładało. Tylko do cholery jasnej czy to jest moja wina? Albo rodziców jakiegokolwiek innego dziecka w przedszkolu? Dlaczego my i nasze dzieci mają ponosić konsekwencje czyichś wyborów?
A pomyślałaś droga mamo, że nie jesteś jedynym samotnym rodzicem przyprowadzającym dziecko do tego przedszkola? Pomyślałaś o tym, że razem z twoim dzieckiem chodzą też dzieci z obniżoną odpornością, skrajne wcześniaki, których rodzice cieszą się, że ich dzieci wygrały walkę o życie i robią wszystko, żeby wygrały też walkę o zdrowie? Pomyślałaś o tym, że niektóre z nich przez twoje chore dziecko wylądują w szpitalu?
Pomyślałaś o tym, że twoja śmieciówka marzy się połowie innych mam, które co rano odprowadzają swoje dzieci do tej samej grupy? Problem w tym, że nawet o takiej śmieciówce mogą pomarzyć, bo ich dzieci ciągle chorują i nie mają z kim ich zostawić. Pomyślałaś o tym, że jeśli twoje dziecko pozaraża inne dzieci to dostanie rykoszetem bo zrobi się z tego błędne koło? Pomyślałaś w końcu, że takie "nafaszerowane" dziecko prędzej czy później rozłoży się na maksa i zamiast trzech dni wolnego będziesz musiała wziąć dwa tygodnie urlopu?
Żadne z dzieci w przedszkolu nie jest winne temu, że tobie coś w życiu nie wyszło. Myślisz, że jak jest pełna rodzina, to jest zawsze słodko - pierdząco? Że ludzie nie pracują na śmieciówkach? Że często nie mają do dyspozycji babci, cioci czy dobrego wujka, któremu można podrzucić dziecko. Że często jedno z nich pracuje tyle, że w zasadzie nie bywa w domu? Że tylko dlatego, że ktoś ma umowę o pracę, to pracodawca przyjmie jego każde zwolnienie z uśmiechem na ustach? Myślisz, że tylko tobie życie rzuca kłody pod nogi?
Ktoś powie, że nie rozumiem, bo mam pełną rodzinę i możliwość pozostania w domu, kiedy moje dzieci zachorują. Że nie mam empatii. Możliwe. Tylko że w momencie, kiedy chodzi o dobro mojego dziecka, nie ma miejsca na empatię i współodczuwanie. Liczy się ono. Chcę, żeby moje dziecko było zdrowe. Chcę mieć świadomość, że prowadząc je do przedszkola, zaprowadzam je w miejsce, w którym jest bezpieczne. Chcę, żeby miało szansę na rozwój i naukę. Zapisałam je do przedszkola, by z tego korzystało, nie po to, żeby siedziało w domu.
Ciebie nie obchodzi moje dziecko? A widzisz, bo mnie twoje tak. Interesuje mnie, bo jest mi go zwyczajnie żal. Jemu nie jest łatwo kiedy "nafaszerowane" lekami musi się zmierzyć z otaczającą je rzeczywistością. Żal mi też tych wszystkich dzieci, które pozaraża. Żal mi tych rodziców, którzy tak jak ty nie zawsze mają lekko, ale będą musieli wybłagać opiekę u pracodawcy, albo nie daj Boże zmierzyć się z powikłaniami u swoich dzieci. Może więc jednak mam odrobinę empatii....
Etykiety:
dzieci,
dziecko,
okiem mpf,
przedszkole
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytałam ten list i bardzo mocno mnie zirytował. Inni rodzice nie walczą o przetrwanie, tylko ta pani. Tak jak napisałaś- błędne koło. Jeżeli każdy będzie myślał jak autorka listu, dzieci będą chorowały ciągle. Ktoś napisał, że przez takie akcje dziecko porządnie zachorowało, trafili do szpitala- tam załapało dodatkowe atrakcje, matka w zagrożonej ciąży niestety straciła dziecko, które jeszcze się nie narodziło...źle się dzieje, każdy patrzy tylko na czubek własnego nosa.
OdpowiedzUsuńMoja Młoda po kontakcie ze zwykłym katarem łapie infekcję, ropa cieknie, latamy po lekarzach, faszerujemy lekami...i ktoś mi powie, że przesadzam kiedy unikam kontaktu z przeziębionymi ludźmi..aj mogłabym pisać i pisać
Dokładnie, każdy patrzy tylko żeby mu było wygodnie i to wcale nie dotyczy wyłącznie samotnych rodziców bo znam sytuacje kiedy mama jest w domu z młodszym dzieckiem, a starsze zasmarkane idzie do przedszkola.
UsuńJa bałabym się posłać chore dziecko do przedszkola przede wszystkim ze względu na zagrożenie dla niego. Niedoleczona infekcja plus nowe zarazki mogą narobić biedy. Poza tym szanuję też innych rodziców i inne dzieci.
UsuńCzytałam także. Cóż mogę Ci powiedzieć. Mam takie samo podejście jak Ty. Jednak pracuję w przedszkolu i spotykam różne sytuacje. Ot, np. dziecko wymiotuje. Dzwonimy do taty. Tata odbiera: "A muszę po nią przyjść, bo chciałem się wyspać po nocce"... A przykłady można mnożyć. Też pracuję, ze stali nie jestem, a moje prywatne osobiste dziecko więcej siedzi w domu niż w p-lu. Potrafi iść 2 dni w miesiącu.
UsuńWiecie co, ja mam już powyżej uszu samotnych matek. Jako dzieciata mężatka ciągle słyszę, że mam dobrze, bo jesteśmy razem itd. Moja sąsiadka-samotna matka częściej ode mnie wychodzi z domu, lata na imprezy i ciągle narzeka na los samotnej matki. Mam tego dość! Tak jak napisałaś, życie we dwójkę wcale nie jest usłane różami, a jako dziecko samotnej matki wiem doskonale jak wygląda życie dziecka bez ojca. Moja mama patrząc na nasze sielankowe życie przeciera nieraz oczy ze zdumienia, wcale nie mam łatwiej niż ona - wbrew temu co się jej zawsze wydawało :P
OdpowiedzUsuńWszyscy rodzice mają problemy, chore dzieci i jakiegoś tam szefa. Zamiast się usprawiedliwiać trzeba się dostosować do sytuacji, bo tego wymaga dorosłość.
Fajnie, że pisze o tym ktoś kto ma jakieś porównanie. Każdy ma swoje problemy i nie oznacza to, że są one mniej ważne niż u innych.
UsuńZnam temat od podszewki. Walczyłam w przedszkolu nic nie dało, zwracałam uwagę rodzicom nic nie dało... Przeraża mnie egoizm niektórych matek!
OdpowiedzUsuńU nas w przedszkolu też właśnie ten temat był poruszany na zebraniu ostatnio bo niektóre dzieci nawet nie mają szansy pochodzić do przedszkola. Non stop są chore.
UsuńPs. W list nie mogę wejść (nie wiem dlaczego)
OdpowiedzUsuńDzięki za zwrócenie uwagi, już poprawiłam :)
UsuńJestem nauczycielka w przedszkolu... Z jednej strony rozumiem rodzicow ktorzy nie moga sobie pozwolić aby cały czas siedziec w domu z dzieckiem a wszystkie babcie ciocie itd sa daleko... I nie sa to tylko samotne matki. Ale z drugiej strony zawsze gdy usłyszę podejrzanie kaszlącej dziecko lub zobacze inne objawy prosze rodzica o informacje od lekarza ze dziecko jest zdrowe i moze uczęszczać do przedszkola. Rozmawiałam niedawno z panią pediatra i sama stwierdziła ze wypisuje takie przyzwolenia rodzicom gdy tylko dziecko nie gorączkuje i jej zdaniem juz nie zaraza innych dzieci. Wiec stad mamy takie pochorobowe kaszlącej dzieci w przedszkolach ... To chyba faktycznie błędne koło .
OdpowiedzUsuńJak ja Cię rozumiem. Córka chodzi do przedszkola, syn do 1 klasy. Rodzice czasami mają te placówki za przechowanie. Z racji tego że sytuacja z chorymi dziećmi w ich otoczeniu się nie zmienia staram się działać zapobiegawczo i w okresach jesienno zimowych podaje coś na odporność. Córka ma obniżoną odporność i gotuje się we mnie jach w szatni widzę tylko kaszlace dzieci. Przedszkole stara się pilnować ale wiadomo że ktoś zawsze im umknie (boże dzięki za prywatne przedszkola)
OdpowiedzUsuń~paniZprzedszkola~
UsuńWypowiem się z perspektywy nauczyciela w przedszkolu prywatnym, w którym czesne wynosi 650 zl. Rodzice dzieci myślą, że skoro płacą mogą wszystko. Dziecko (lekarzy) dusi się od kaszlu tak, że o mało nie zwymiotuje, rpdzice twierdzą, że kaszel jest alergiczny i po rozmowie ze mną, na drugi dzień dziecko jest w przedszolu. Za chwilę kaszlących jest już kilkoro. Ja ogólnie bardzo pluję jadem na rodziców przyprowadzających do przedszka chore dzieci. Wręcz się we mnie gotuje. Ale autorkę listu, mamę będącą w sytuacji podbramkowej jako tako jestem w stanie zrozumieć, bo boi się, że straci pracę, a tym samym środki do życia. Dla samotnej matki tragedia. Ale rodzice zamożni, których stać byłoby nawet na niańkę? Wrrr..I potem pół grupy kaszlącej, panie też i tak jak ktoś napisał - jedno wielkie błędne koło..Ahh szkoda słów..
Też mam czasem wrażenie, że w prywatnych wbrew pozorom postawa rodzica jest jeszcze bardziej roszczeniowa.
UsuńCzasem Polka idzie z lekkim kaszlem czy katarem do przedszkola, bo inaczej nie chodziłaby do niego wcale. Jednak gdy tylko ten kaszel czy katar zaczynają się robić poważne czy pojawia się gorączka to zostaje po postu widzę, ze coś ją bierze, to zostaje w domu. I dzisiaj została. Pochodziła 1,5 tygodnia, bo całe ferie też przechorowała.
OdpowiedzUsuńNa początku miałam dylemat czy puszczać z tym lekkim kaszlem, ale kiedyś po wizycie u pediatry, któa stwierdziła, że to nic poważnego i moze do przedszkola chodzić to chodzi. Niestety w szatni często słychać dzieci z kaszlem jak u gruźlika, a i panie często przychodzą prawie chore do pracy.
Posyłanie dziecka chorego do przedszkola to myślenie o własnej d... I może ja mogę (teraz) zostać w domu z dziećmi, może i mam babcie w razie co, może i mąż czy ja dostaniemy dniówkę, ale nasza dniówka dzięki takiej matce to jakby jej nie było- bo wydamy ją na leki, a inni, co nie mogą zostać z dzieckiem w domu, a są bardziej odpowiedzialni to jeszcze na opiekunkę.
Dokładnie tak jak piszesz, czasem ten lekki katar to rzeczywiście jeszcze pozostałość po chorobie, albo nic szkodliwego,ale jak słyszę te gruźlicze dźwięki wydobywające się z małych płuc to mnie przerażenie bierze. W życiu bym z takim kaszlem dziecka nie wysłała.
UsuńJestem nauczycielka przedszkola. Odkąd pracuje w przedszkolu na okrągło jestem chora - domyślacie się dlaczego. Wymówki rodziców powalają na kolana - nie mam z kim zostawić, mąż w delegacji, katar alergiczny, ropny katar od urodzenia. Ale to nic w porównaniu z tym jak dzwonie do rodzica bo dziecko ma 37,5 a rodzic mi mówi że tak często jest! I czy jest na pewno chore, bo on właśnie kończy ważny projekt w pracy. Albo mówię że wymiotuje a rodzic się pyta czy dużo? Średnio minimum raz w tygodniu dzwonie do jakiegoś rodzica bo dziecko jest chore - i niestety bardzo często okazuje sie w wywiadzie z dzieckiem że w nocy wymiotowalo, albo że rano dostało czopka bo miało gorączkę. To jest świadome zostawienie bomby w przedszkolu, i to bardzo często na okrągłe 11 godzin. A najgorsze sa pretensje rodzicow kiedy my jesteśmy na zwolnieniu, bo same jesteśmy chore albo nasze dzieci. Dzieci które zaraziły się od tych przeprowadzonych chorych do przedszkola. Eh...
OdpowiedzUsuńTo mnie najbardziej rozwala, że ci rodzice nie biorą pod uwagę, że dziecko i tak powie prawdę :)
UsuńJa już przestałam mamadu dawno czytać by się nie denerwować. Nie wiem na ile w tych artykułach jest prawda pisana, a ile gra się na emocjach by portal był poczytniejszy.
OdpowiedzUsuńNapiszę od siebie tylko tyle. Jeśli ktoś czyta mojego bloga wie, że prowadzę żłobek. Mam po kokardy takich rodziców przyprowadzających chore dzieci i bezczelnie machających nam przed oczami lewym zaświadczeniem od lekarza. I co ja mam takiemu zrobić?! Choć jestem pielęgniarką nie mogę postawić diagnozy, nie mogę wezwać lekarza bo kto za to zapłaci?! Mam dosyć rodziców uważających, że temperatura 37,5 stopnia i gil zielony to nie początek choroby. Mam dosyć rodziców leczących dzieci komosą, tudzież jaglanką i innymi wymyślnymi cudami co się czasem dla psa do zjedzenia nawet nie nadają. Tak, tak takie historie wysłuchuje i widzę. Potem chorujemy też my - opiekunki.
Jako matka dbam o moje dziecko (chodzi przecież do tego żłobka). Jeśli przykład ma iść z góry to niech idzie, ale to nic daje. Ja huham, dmucham, wzmacniam dziecku odporność, jeśli trzeba idę na zwolnienie choćbym do firmy musiała dołożyć bo tak się to czasem to kończy, ale szlag mnie trafia. Teraz mój syn przez takich rodziców od 6 dni ma temperaturę 39 stopni. Ktoś sprzedał mu wstrętnego paszkwila i nikt nie wie co to jest. Współczuje rodzicom, którzy są w trudnej sytuacji, ale kto z nas ma dziś łatwo?! Każdy żyje na kredyt, większość ma rodziców po kilkaset kilometrów od siebie i żadnej bliskiej osoby pod ręka - taki świat. Nikt nikogo nie szanuje, liczę się ja i nikt więcej.
Powoli też odnoszę wrażenie, że ten portal chce wyłącznie zasłynąć kontrowersjami. W ogóle portal dla rodziców promujący takie listy to dla mnie żenada.
UsuńKwestia przedszkola mnie jeszcze nie dotyczy, ale trochę rozumiem co piszesz. W ciąży miałam bardzo obniżoną odporność i zarażałam się wszystkim od wszystkich. Prosiłam moich uczniów, by, jeśli są chorzy, informowali mnie - odrobilibyśmy te zajęcia w innym terminie (byłam lektorką norweskiego). Praktycznie nigdy się to ni zdarzało, a wielokrotnie ludzie przychodzili z całą paczką chusteczek na zajęcia i "szczekającym" kaszlem. Czasem myślę, że czasem tacy ludzie "po prostu nie kumają", ostatnio moja znajoma, której córki nie pamiętam inaczej jak z wiszącym gilem (sorry) i pokasłującej, powiedziałam mi, że: "jej córka nigdy nie chorowała".
OdpowiedzUsuńDla niektórych jak nie trafiła do szpitala to znaczy, że nie chorowała. Powiem ci, że często spotykam się z takimi opiniami, że skoro dziecko nie brało antybiotyku to to nie była choroba.
UsuńTez mam w domu przedszkolaka i nigdy nie zaprowadziłam go chorego. Kropka i tyle. Choć wiem, że są ludzie którzy tak robia. Nie mnie oceniać ich pstepowanie. Wiem że jest gro ludzi, że ich dzieci choruja tylko przez wekend, potam niby jest ok. Ale chyba tylko dla nich.
OdpowiedzUsuńKurcze, a moi to przeważnie minimum tydzień,a najczęściej dwa :)
UsuńPrzeczytała list i zgrzałam się z miejsca. Tak jak piszesz, ja wchodząc do przedszkola nie pamiętam dnia żeby, któreś z maluchów kaszlało czy sargało nosem. Nie chodzi o lekki kaszelek, tylko pogłos prawie urywających się płucek dziecka. Nie chodzi mi o katarek, który w sumie nie jest katarkem tylko reakcja organizmu na zmianę temperatury po wejściuz dworu- nie, chodzi o okrutny katar i widok dziecka, któremu wielki gilon zwisa z nosa. Szlag mnie trafia jak to widzę i słyszę, bo przed oczami mam wizję mańki przelewającej się z jednej kanapy na drugą. Mam wizję chruchlającej i zasmarkanej córci podłączonej przez kilka dni pod pieruński inhalator i wlewanie hektolitrów syropów w ten mały organizm. Na końcu mam wizję l4, urlopu opiekuńczego i kupy zaległości...
OdpowiedzUsuńChciałabym wierzyć, że rodzice odstawiają przeziębione dzieci do przedszkola w ekstremalnych przypadkach, chciałabym... jednak mam wrażenie, że niektórzy po prostu nie myślą... ufff.. ciśnienie mi podskoczyło- kawa jest już zbędna.
Niektórzy to zwyczajnie pozbywają się dzieci z domu żeby mieć spokój, a przedszkole niech się martwi.
UsuńWypowiem się ze strony samotnej matki, którą byłam 4 lata. Trzeba chcieć ruszyć dupę a nie siedzieć i płakać nad swoim losem. Było mi bardzo ciężko, wychowawczy płatny wtedy 400 zł i pomoc moich rodziców w kwestiach finansowych. Nie chciałam tak żyć, otworzyłam firmę z minimalnym wkładem. Sprzedawałam ubrania dziecięce na allegro, miałam mały zus, praca w domu więc odchodziły mi opłaty najmu. Kokosów na tym nie zbiłam ale miałam na godne życie moje i mojej córki. Nie musiałam się martwić kiedy zachorowała, że nie mam na leki.
OdpowiedzUsuńKwestia chorób - hmmm w szkole jest identycznie, prowadzane są dzieci z grypą żołądkową, rodzice odbierają ze świetlicy o godzinie 16 (tak wracają z pracy). Ja wszystko rozumiem tylko dlaczego moje dzieciaki mają przez to cierpieć.
Dokładnie, w szkole niespecjalnie się cokolwiek zmienia. A jak w domu jest więcej niż jedno dziecko to zaraz jedno od drugiego łapie.
UsuńNiestety każdy z nas dźwiga swój krzyż. Każdy ma mniejsze i większe problemy. Każdy mierzy się ze światem, w którym przyszło mu żyć. Taka nasza ludzka pogmatwana natura - zawsze nam źle ;) i wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma!
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o choroby.... mieszkam z teściową, która bawi swojego wnuka (syn brata męża), gdy nie jest w przedszkolu. Ostatnio przywieźli go do nas, gdy miał zapalenie oskrzeli. Mój roczniak się zaraził - męczyliśmy się 3 tygodnie z różnego typu infekcjami, po jego pobycie. Szwagierka była oburzona jak śmiemy jej mówić, żeby chorego dziecka nie przywoziła... tłumacząc się, że my myślimy, że w pracy może zwolnienia przynosić (pracuje w budżetówce)... Dziecko jej wyzdrowiało po 2 tygodniach i w tedy poszła na urlop! Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia sytuacja, która dzieje się u nas w domu - nie w przedszkolu! :O
O podobnych sytuacjach też już słyszałam. Zresztą sama kiedyś doświadczyłam braku wyobraźni. Byliśmy umówieni ze znajomymi. Przyjeżdżamy do nich z naszym wtedy półrocznym synem, a tam ich dzieciaki z ospą. No nic tylko ubić.
Usuńwstrzasną mie ten wpis lucka głupota niezna granic z spotykam się z chorymi dziećmi nagminnie w przedszkolu w poniedzałek była unas zabawa karnawałowa którą ja jako 3 klasowa pomagałam zorganizować córka niestety w nocy miała stan podgorączkowy i musała zostać w domu owszem mogłam jej dać parecetamol i posłać na te 2 godziny co inne matki na korytarzu mi sugerowały dwie dziewczynki pszyszły chore z goraczka a jedna z zatruciem pokarmowym bo bal i było by im przykro no matko o tym że przychodza po 3 dniach antybiotykowym leczeniu to wiem i to te same dzieci non stop na lekach my zaliczyły szpital ale w przedszkolu uchodze za nad opiekunczą katar to nie powód by nie chodziła nawet mi to pani powiedzała ja 3 miesadze z nogami do góry leżałam w szpitalu ni nie dam sobie w kasze dmuchać Gosi B
OdpowiedzUsuńZa miesiąc kończy mi się urlop macierzyński. Wykorzystam jeszcze zaległy wypoczynkowy i tyle z mojej kariery zawodowej na najbliższy czas. Tu gdzie mieszkam nie ma publiczynczy żłobków, prywatny - kosztuje. Do tego doliczyć dojazdy do pracy i pewnie leki, bo żłobki to takie same wylęgarnie chorób jak przedszkola i po mojej pensji. W związku z tym wolę zostać z dzieckiem w domu, robić za pełnoetatpwą house manager, spotykać się z "bezpiecznymi" - zdrowymi dzieciakami moich koleżanek, które sytuacją podobną zostały zmuszone do pozostania z maluchami w domu. Tylko na co nam te studia były?
OdpowiedzUsuńDla satysfakcji ;) też mam kilka takich nieużywanych papierów w szafie :)
UsuńJak czytam takie rzeczy to podnosi mi się ciśnienie. Mimo, że Antek jeszcze jest ze mną w domu to nie wyobrażam sobie posłać chore dziecko do żłobka czy przedszkola. Wystarczy wyjrzeć poza czubek własnego nosa :/
OdpowiedzUsuńA niektórzy nie potrafią niestety :(
UsuńKażdy na swój sposób przeżywa różne problemy życiowe, jakie go spotykają. Wszystko jest relatywne - to co dla jednej mamy jest orką na ugorze, dla innej będzie codziennością lub wręcz marzeniem o lepszych czasach. Szanujmy siebie i swoje dzieci. Tak jak napisałaś - empatia empatią, ale nie kosztem całej grupy ludzi małych i dużych. Nikt nikomu nie zawinił a cały świat nie może dostać rykoszetem za to, że jednej mamie jest ciężko. Jakkolwiek ciężko by nie było...
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Bo w sumie to ja rozumiem, ale tu chodzi o moje dziecko, a tak jak napisałam, tam gdzie chodzi o dziecko tam walczę jak lwica i nie ma zmiłuj.
UsuńUważam, że nic nie usprawiedliwia wysłania dziecka na takie MĘCZARNIE! Tak męczarnie, bo dziecko chore, nafaszerowanie często nie je, nie pije, snuje się właściwie niewiele rozumiejąc z tego co się dzieje wokół niego i z nim. Ja matka trójki dzieci, chodzących do żłobka i przedszkola ponoszę tego ogromny koszt! Koszt ich lawinowego chorowania i jeśli już uda mi się je wyleczyć i odczekać kilka dni po zakończonej antybiotykoterapii chciałabym aby dzieci nie wróciły do kaszlących, smarkających i najzwyczajniej chorych dzieci. A wysyłając chore dziecko do placówki ktoś nie myśli zupełnie o pozostałych tylko o sobie, więc czemu ja mam myśleć o tej osobie?!
OdpowiedzUsuńSama wiem jak się czuję kiedy jestem chora więc niby dlaczego moje dziecko będąc chore miałoby się czuć lepiej? Masz rację, to jest dla dziecka męczarnia.
UsuńMoże nie powinnam się wypowiadać, bo moje dziecko nie chodzi jeszcze do przedszkola ale zaryzykuję... Mam wrażenie, że autorka tego listu nie widzi nic prócz własnego nosa i próbuje wmówić wszystkim dookoła, że ona ma w życiu najgorzej. Nikt nie ma idealnie i bajecznie, a wręcz przeciwnie- wszyscy w jakiś sposób zapier*** żeby żyło nam się dobrze i bezproblemowo. Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za swoje życiowe niepowodzenia i stara się w jakiś sposób z nimi poradzić. Wystarczy przestać zasłaniać się wszystkim dookoła i zacząć działać, a nie obwiniać wszystkich dookoła za swój los.
OdpowiedzUsuńCo do kwestii zdrowia to ja z synek nie chodzę w odwiedziny do innych, gdy jesteśmy przeziębieni i tego samego wymagam od naszych znajomych.
Co do ostatniego zdania to u nas jest dokładnie tak samo. Ja nie nigdzie moich zasmarkanych dzieci nie ciągnę i też nie chcę żeby ktoś mi zarazki do domu przynosił.
UsuńU nas w przedszkolu niestety też nagminnie pojawiają się takie sytuacje. Wkurza mnie to...
OdpowiedzUsuńalexanderkowo.pl
No i właśnie tak to jest. Co mnie obchodzą inni. Nie wiem czy ten problem jest do rozwiązania. Gdyby w przedszkolach był system kontroli wstępnej (chociaż tak na oko) przeprowadzanej przez przedszkolną pielęgniarkę, czy dziecko jest zdrowe, takie chorusy byłyby od razu wychwytywane i wysyłane do domu. Ale dziecko to dla przedszkola realny pieniądz, więc co ich to. Nawet nie wiem czy pielęgniarka jest na etacie w przedszkolach. Przyprowadzania chorusków były, są i obawiam się, że będą.. niestety. Chyba, że taki rodzic zrozumie wreszcie, że tak naprawdę największą krzywdę robi swojemu dziecku, nie zostawiając go w domu, w ciepłym łóżeczku. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńWiesz, w przedszkolu to chyba nawet nie ma pielęgniarki. A panie to sobie mogą, rodzic wymaga i rodzic ma postawę roszczeniową. Dopóki w rodzicach coś się nie zmieni to obawiam się, że będziemy się bujali z chorobami w przedszkolach jeszcze bardzo długo :(
UsuńNie rozumiem takich matek. Ok jest jej samej napewno ciężko ale czy ona nie rozumie tego że nie dość że inne dzieci będą również chore ale pomijając to bo to oczywiste ale to jej dziecko męczy się nawet będąc na lekach nie patrzy na to że leki działają jakiś czas i wtedy co? Z gorączką po prostu super ale ważne że ona nie będzie musiała mieć stresu w pracy ale czy warto narażać zdrowie i życie własnego dziecka? Zamiast pisać listy o tym jaka jest pokrzywdzona i wszyscy są źli to może lepiej poszukać innej pracy? Nie przeglądać poradniki jak być ohh i ahh a oferty pracy? Można pracować i szukać czegoś lepszego chyba że woli krzywdzic własne dziecko i czekać na oklaski.
OdpowiedzUsuńWitam, nie będę oceniała postępowania tej pani, gdyż z zasady staram się tego nie robić. Powiem tylko krótko, że życie bywa przewrotne i to co dajemy do nas wraca z mniejszym lub większym natężeniem. Jednak też nie o tym chciałam pisać lecz zaapelować do wszystkich matek, które puszczają dzieci chore do przedszkola, aby zaprzestały tej praktyki. Sięgam pamięcią do naszych przedszkolnych początków i o zgrozo przypominam sobie jak wyglądał nasz pierwszy rok. Na dziesięć miesięcy roku przedszkolnego moje dziecko przechodziło łącznie może miesiąc!! To był rok nieustających chorób, przeziębień, faszerowania lekami, nieprzespanych nocy, płaczu i stresu!! Jednym słowem koszmar!!! Na nic zdały się prośby, apele, rozmowy z dyrekcją.
OdpowiedzUsuńKobiety, matki chorych dzieci nie wysyłajcie swoich pociech do przedszkola!! Pomyślcie jeśli nie o własnym dziecku, to o innych dzieciach!!
Dobrze, że o tym piszesz, temat jakże trudny, ale ważny i potrzebny!! Brawo za odwagę!! ;)
Pozdrawiam :)
Zgadzam się z Twoją wypowiedzią.. Kobieta pisząc o empatii i zrozumieniu tak jakby sama była jej pozbawiona. Szkoda mi jej, ale z drugiej strony w takiej sytuacji jest wiele ludzie, wiele w jeszcze gorszej.. Dlaczego więc przez trudną sytuację jednostki, dodatkowo cierpieć ma cała grupa ludzi??
OdpowiedzUsuńOj kochana! Świetny tekst! Co tu duzo pisać - zgadzam sie z Tobą w zupełności! Zawsze biore pod uwage fakt, że moje dziecko może zarazic inne dzieci samo źle się czując , gdy w tej placówce siedzi! Wkurza mnie jak słyszę "bo Ty jesteś w domu to możesz sobie na to pozwolić, by dziecko zostawić". Nóż mi się w kieszenie otwiera! A Ty , która tak mówisz zostawic na dzień , dwa nie możesz, za to potem miesiąc będziesz dziecko z wszystkich powikłań leczyć!
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać, wszystko zostało napisane. W 100% zgadzam się z Tobą.
OdpowiedzUsuńCo tu dużo komentować, trafiłaś w sedno! :-) Całkowicie się z Tobą zgadzam!
OdpowiedzUsuńŚwietny post! Na zebraniu w przedszkolu w okolicach Bożego Narodzenia panie prosiły, żeby nie przyprowadzać dzieci nafaszerowanych lekami, bo rodzice robią im w ten sposób krzywdę, bo to dziecko jeszcze silniej odczuwa wszystko co je otacza, wszystko mu przeszkadza, męczy się strasznie w tej rozkrzyczanej przedszkolnej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem argumentu, że muszę iść do pracy, bo jestem samotną matką i nie mam z kim zostawić dziecka. My (rodzice Tosi) jesteśmy razem, mieszkamy razem i często przychodzi dzień, w którym Tosia zachoruje, a żadnemu z nas nie pasuje, żeby zostać z nią w domu, ale któreś zostaje. Nasi pracodawcy wiedzą, że mamy dziecko i, że to dziecko (jak każde dziecko) częściej lub rzadziej choruje. Poza tym wychodzimy z założenia, że lepiej zostać z nią dzień lub dwa w domu, niż potem faszerować antybiotykiem albo spędzać dwa tygodnie w szpitalu.
Cóż u mnie to samo, na bal karnawałowy przyszły wszystkie dzieci, zdrowe, chore i te bardzo chore, bo przecież takiej okazji nie można przepuścić. I co - drugi tydzień chorujemy, kaszel i katar nie minął, a już się ucho zaczęło. Tym razem jakiś trudny wirus, bo nawet mnie, co ostatnio jakie 10 lat temu miała gorączkę, dopadł. Ale niestety nikogo cudze dzieci, cudze sprawy nie obchodzą. Każdy martwi się tylko o siebie.
OdpowiedzUsuńMam 3 synów. Miewam gorsze dni i to norma. Co gorsza, nie mamy blisko żadnej babci, czy cioci, a mąż prowadzi własny biznes i nie zawsze może zostać z dziećmi w domu. A jednak, chore dzieci zostają w domu. Po pierwsze dlatego, że są chore i źle się czują, po drugie dlatego, żeby nie pozarażać innych. Im dłużej chore dziecko chodzi do przedszkola/szkoły, tym gorzej się to zazwyczaj kończy. Praca jest ważna, rozumiem. Ale zdrowie dzieci o wiele ważniejsze. Bardzo dobry wpis!
OdpowiedzUsuńA gdyby podejść do problemu z drugiej strony- gdyby jakimś cudem Matka Polka zaczęła swoją latorośl od młodu hartować i gilami zanadto się nie zamartwiać a zamiast tego odciągać od tableta serwując w zamian bitwę śnieżkami czy gonitwę po kałużach to może-tak jak to jest w krajach skandynawskich i np.w Irlandii-zarażanie i gonitwy po lekarzach zeszłyby na margines? Ze zgrozą patrzę na tabuny dzieciaków rozdrażnionych i płaczliwych bo mamcie nakładają im- LATEM (!) czapeczkę z nausznikami żeby słońce zanadto nie zaszkodziło! Dziecka przed chorobą całkowicie nie możemy odizolować ale uwierzcie mi hartowanie to same korzyści, przede wszystkim dla malucha!!! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimie latorośl Matki Polki do 4 rż nie miała nawet kataru, nie kichnęła i nie prychnęła, odkąd tylko stanęła na nogach ku rozpaczy babci biega bez kapci, a chorowanie zaczęło się dopiero jak stanął w progach zerówki (przy okazji zarażając młodszego brata). Co do czapki latem to co niektórym nadgorliwe mamusie nie zakładały i słoneczko za mocno przygrzało więc czapka latem ma akurat dwa oblicza. A jeśli wysyłanie chorych dzieci do przedszkola nazywamy hartowaniem to ja za takie hartowanie dziękuję bardzo.
UsuńNiepotrzebnie odbierasz mój komentarz jako atak. Określenie Matka Polka (nie MPFanaberie)odnosi si do każdej z nas,również do mnie samej bo lubimy często stawiać się na piedestale choć żadna z nas idealną matką nie jest. Uczymy się przy dziecku wszystkiego,również radzenia sobie z infekcjami. Próbuję zachęcać do hartowania a w naszym kraju traktowane jest to jako brak troski o dziecko (doświadczam tego nieustannie) ale-jak zaznaczyłam-dziecka przed chorobą nie zawsze uchronimy.W wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym układ odpornościowy dziecka dopiero się kształtuje więc nie unikniemy chorób całkowicie ale możemy młodemu organizmowi pomóc w walce. Wcale nie zachęcam posyłania do przedszkola dzieci chorych ale nie nazywajmy kataru chorobą! Ja z kolei która dziecko hartuje od maleńkości jestem dość podejrzliwie traktowana przez panie z przedszkola bo rajtek pod spodniami brak, bo czapka na głowie tylko gdy naprawdę zimno a sam katar to nie problem. Ale trudno, a mały choruje raz na rok i nie narzekam :) Obawiam się,że samym narzekaniem niewiele zdziałamy. Naprawdę zachęcam- hartujmy maluchy! Jeszcze raz pozdrawiam!
UsuńOk, masz dużo racji i w pełni zgadzam się jeśli chodzi o hartowanie, ale trzeba by sprecyzować co uważamy za chorobę bo znam masę ludzi, którzy moje dzueci, które aktualnie wg mnie są chore, uznaliby za zdrowe tylko dlatego, że nie biorą antybiotyków i nie mają temperatury. Wiele razy słyszałam stwierdzenia typu: moje dziecko choruje raz do roku. A po dłuższej rozmowie okazuje się, że dzieciak co drugi tydzień lata z glutem po pas i gruźliczym kaszlem, ale skoro jest osluchowo czysty i nie dostał antybiotyku to w przekonaniu rodziców jest zdrowy i nie zaraża.
UsuńWitaj, jestem tu pierwszy raz ale wiem już nie ostatni:) Mój starszy synek prawie 3,5latekma autyzm, nie chodzi jeszcze do przedszkola ale jeździmy do osrodka na terapie gdzie jest mnóstwo innych dzieci...młodsza córka ma 2 latka... wiem o czym mowa... odkąd zaczęła się jesień u nas ciągle choróbska... Synek łapie a córka zaraża się od niego... ja nie pracuję, bo jestem ustawodawczym opiekunem synka ale... fakt jest taki, że jak syn choruje to nie ciągnę go na zajęcia bo ani żadnej współpracy nie ma, ani mu się stan zdrowia przez to nie polepszy wręcz przeciwnie ani nie chcę zarażać innych, szkoda że inni o tym nie myślą. Denerwuje mnie ten fakt od bardzo dawna i to w wielu miejscach...przedszkola, szkoły, ośrodki rehabilitacyjne i sporo innych. Ja staram się być tolerancyjna, wyrozumiała ale czasem nóż się w kieszeni otwiera:/
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: www.mroofc-owy.blogspot.com
Przede wszystkim będę się bardzo cieszyć jeśli zostaniesz na dłużej :) Powiem szczerze, że jestem w szoku czytając, że nawet do ośrodków rehabilitacyjnych zagląda nieodpowiedzialność i lekkomyślność w postaci nieogarniętych rodziców. Niestety dopóki coś się nie zmieni w tych rodzicach będziemy pewnie walczyć z wiatrakami.
UsuńTo jest niestety temat rzeka... odpowiedzialność za siebie,za swoje dziecko przerasta jak widzę na co dzień niektórych rodziców.. nie mówiąc już o tym, że o innych nie pomyślą.. Sami terapeuci nieraz upominają żeby nie przyprowadzać chorych dzieci bo to jest bez sensu... nie da się z takim dzieckiem pracować, bo ono nie jest w stanie się skupić niezależnie już od jego choroby, zaburzenia itp. a niektórzy wraz ciągną to dziecko aby zajęcia nie przepadły. Mój syn ostatnio chorował przez ponad trzy tygodnie, ciągle łapał infekcje... drobne ale u autystycznego dziecka malutki katarek jest jak koniec świata a dla nas rodziców jeszcze gorzej:/ przyznam się że bałam się już po kompletnych wykurowaniu się mojego Miśka pojechać na zajęcia, żeby za chwilę znowu nie było choróbska... ale co zrobić? na siłę nikomu się nie wytłumaczy...
UsuńMasakra! Ja rozumiem, że różne sytuacje się dzieją, rozumiem, że ktoś może drżeć o swoją posadę, że może nie mieć wsparcia w mężu czy rodzicach i nie ma z kim chorego dziecka zostawić, ale jest to podejście czysto egoistyczne, w stosunku do własnego dziecka najbardziej, czy niektórzy rodzice nie widzą, ze jest coś takiego jak powikłania po niedoleczonych chorobach?, egoistyczne w stosunku do innych rodziców, którzy jednak nie mają zaburzonych priorytetów i najważniejsze jest dla nich zdrowie własnego dziecka, egoistyczne dla innych bąbelków które mogą coś złapać. Ciekawe jaka byłaby reakcja tej samej mamy, gdyby odprowadziła dopiero co wyleczone swoje dziecko do przedszkola i zdejmując mu buciki widziałaby obok drugie dziecko, ledwo żywe, zasmarkane, z kaszlem, którego mamusia przyprowadza do przedszkola!? No chyba krew by ją zalała! Masakra, ależ się zdenerwowałam!
OdpowiedzUsuńAle teraz już spokój ,mamy piątek, nie ma co się denerwować głupotą i egoizmem innych ;)
Zapraszam w moje skromne progi:
fochzprzytupem.blogspot.com :)
Aż sobie skomentuje! Podzielam Twoją irytację. Mamy to samo. Człowiek stara się uważać i jak dziecko choruje to od razu rezygnuje z pobytu (u nas akurat w żłobku). A dla innych? No żart. W domu? Co tam - dziecko choruje? Jaki problem - twarde jest! Da radę! Musi się uodparniać! Po co się zastanawiać czy ten dzieciak będzie miał łatwy i przyjemny dzień z mega gilem i kaszlem, który chociażby utrudni codzienną drzemkę...
OdpowiedzUsuńEmpatii to ktoś powinien nauczyć tę kobietę co ten list napisała...
Pozdro
Tata Chichotki.