Na samym wstępie chciałam wyjaśnić, że to nie jest tak drodzy Panowie, że ja wam chcę tym postem, mówiąc kolokwialnie, dosrać. To nie jest tak, że nagle obudziła się we mnie orędowniczka żeńskiej części narodu próbująca zbawić świat. To nawet nie jest tak, że liczę na to, że ten post cokolwiek zmieni.
Wręcz przeciwnie, jestem przekonana, że z głuchym łoskotem odbije się od waszych umysłów i wróci ze zdwojoną siłą w postaci zdziwionego: Ale o co ci chodzi?
Jestem przekonana, że ten post nie wniesie niczego nowego w wasze życie, a na bank nie spłynie na was z jego powodu cudowne olśnienie. To jest post z serii tych, kiedy człowieka zwyczajnie szlag trafia i musi bo inaczej się udusi. Sorry padło na was.
Za mniej więcej dwa tygodnie walentynki. Przez jednych uwielbiane bo zachodnie i z wielkiego świata, przez drugich nazywane amerykańską fanaberią. Jeśli chodzi o mnie, jedni i drudzy mają po trosze racji. Z jednej strony, żeby się kochać i wyznawać sobie miłość to niepotrzebne są do tego żadne walentynki czy inne noce Kupały. Z drugiej strony, żyjemy w takim zabieganiu, że na co dzień nie zwracamy często uwagi na drobne gesty i czułości. Niekiedy nie mamy czasu ze sobą chwilę porozmawiać, a co tu dopiero mówić o flircie, uśmieszkach i buziaczkach.
Skoro już ktoś to cholerstwo przywlókł do Polski, skoro rozlazło się to niczym świńska grypa w 2009 roku, skoro twoja żona, dziewczyna, kochanka aż kwiczy na sam widok tej daty w kalendarzu (nawet jeśli nie kwiczy na głos to miej pewność, że kwiczy wewnętrznie) to do jasnej cholery ściśnij pośladki i weź coś zrób.
Tylko teraz uwaga, skup swoje szare komórki, bo mimo, że się starasz i próbujesz udowadniać na co dzień, że jest inaczej, to jednak wierzę, że je masz i czytaj dalej ze zrozumieniem.
To, że są walentynki to nie znaczy, że twoja ukochana od samego rana będzie czekała na zielsko, które przytargasz po drodze z pracy czy spożywczaka. Nie będzie czekała, bo ona zwyczajnie wie, że je przytargasz. Nie będzie to dla niej żadna niespodzianka i zaskoczenie. Zielsko jest fajne, ale z zaskoczenia, dajmy na to np. 25 kwietnia. Dlaczego wtedy? A no właśnie dlatego.
Wiesz już, że zielsko to nie jest to, na co czeka twoja Pani. Nie 14 lutego. Zielsko to taki sam prezent zapchajdziura jak dla ciebie skarpetki i woda po goleniu. Chciałbyś z okazji każdej okazji dostawać skarpety? No, czyli się rozumiemy.
Teraz skup się jeszcze bardziej. Twoja żona, dziewczyna czy kochanka nie czeka również na nowe koronkowe gacie, seksowny biustonosz, gorsecik czy nie daj Boże wszystko razem. To nie jest prezent dla niej. To jest prezent dla ciebie. Ty podbudujesz swoje samcze ego i doznasz samozadowolenia bo przecież prezent kupiłeś, a wieczorem zażądasz grzecznie poprosisz swoją wybrankę żeby przywdziała dla ciebie te fatałaszki i będziesz miał z tego kupę fun'u.
Nie zdajesz sobie jednak sprawy jak ona się dla ciebie poświęca. Próbowałeś się kiedyś wbić w gorset? A próbowałeś dopiąć do niego pończochy? To jak spróbujesz, to wtedy pogadamy bo na razie i tak nie masz pojęcia o czym do ciebie mówię.
Nie zdajesz sobie jednak sprawy jak ona się dla ciebie poświęca. Próbowałeś się kiedyś wbić w gorset? A próbowałeś dopiąć do niego pończochy? To jak spróbujesz, to wtedy pogadamy bo na razie i tak nie masz pojęcia o czym do ciebie mówię.
Skoro już wiesz, że zielsko i gacie odpadają, to jak mniemam czujesz w tym momencie, że jesteś w czarnej dupie. Wytrąciłam ci z ręki twój podstawowy oręż, zbiłam twoje wszelkie argumenty i...nie dałam nic w zamian.
No właśnie, nie licz, że na końcu tego postu znajdziesz cudowną radę na to jak olśnić twoją partnerkę bo taką radę, jestem o tym święcie przekonana, ona dała ci już sama. Podała ci ją na tacy, tylko ty zaślepiony wizją ciebie samego pędzącego do domu z kępą zielska, zwyczajnie to przegapiłeś. I to nie był jakiś pie......ny przekaz podprogowy. Ona ci to powiedziała jasno i otwarcie.
Ok, zgodzę się, że do pewnego momentu kobiety łudzą się, że facet się domyśli i wysyłają tylko delikatne sugestie. Jednak przychodzi moment, w którym zdają sobie sprawę, że ich sugestie rozbryzgują się w twoim umyśle jak komary na masce rozpędzonego samochodu i wtedy zwyczajnie walą wprost.
Ok, zgodzę się, że do pewnego momentu kobiety łudzą się, że facet się domyśli i wysyłają tylko delikatne sugestie. Jednak przychodzi moment, w którym zdają sobie sprawę, że ich sugestie rozbryzgują się w twoim umyśle jak komary na masce rozpędzonego samochodu i wtedy zwyczajnie walą wprost.
Niestety komunikacja z kobietą to nie jest wasza najmocniejsza strona (nota bene pamięć też nie). Niby coś tam słyszałeś, niby coś mówiła, ale i tak koniec końców nie wiesz o czym była mowa. Dla odmiany gdy kumpel powie ci o wyjściu na piwo precyzyjnie zapamiętasz gdzie, kiedy i z kim, i choćby skały srały nie zapomnisz.
I teraz uwaga! Tak jak wspomniałam wcześniej nie znajdziesz tu odkrywczego sposobu na to jak zadowolić twoją panią. Dlaczego? Bo ty to wiesz! Tadammmm!! Zdziwiony? Wiesz, że ona nie chce tego cholernego zielska i że wie, że je kupisz. Wiesz, że nie marzy o gorsecie z milionem haftek bo zanim go pozapina to się spoci jak przy treningu na siłowni. Wiesz, że chce żebyś poświęcił jej zwyczajnie trochę swojego cennego czasu. Żebyś choć raz na kilka lat wysilił swój mózg i zaplanował coś oryginalnego. (Pisząc oryginalnego nie mam na myśli żebyś tym razem zamiast róż kupił jej tulipany. Wymagam bardziej skomplikowanego procesu myślowego). Coś co spowoduje, że odnajdzie w tobie na nowo tego młodego chłopaka, który nosił ją na rękach, a ty w niej tą młodą, uśmiechniętą dziewczynę, a nie dostawcę żywności.
Wiesz, ale nic z tym nie robisz. Dlaczego? Bo tak ci jest wygodniej. Dużo łatwiej jest skoczyć po kwiaty w drodze do domu czy wpaść przy okazji jakiejś kawy z klientem, do galerii i kupić koronkowe majty niż wysilić mózg i poświęcić trochę czasu, prawda?
P.S Teksty MP zaleca się ludziom z dużym poczuciem humoru ;)
P.S Teksty MP zaleca się ludziom z dużym poczuciem humoru ;)
A ja jakoś nigdy Walentynek specjalnie nie obchodziłam. Ani mnie one ziębią, ani grzeją. Dla mnie ważniejsze dni do tego typu świętowania to rocznica zaręczyn i rocznica ślubu. Chociaż nie powiem, "zielsko" zawsze miło dostać ;)
OdpowiedzUsuńBrawo :) Podeślę Małżonowi, niech poczyta :)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że wyciągnie wnioski? ;)
UsuńJeszcze czekoladki, które potem i tak sam zje :)
OdpowiedzUsuńTo mój mąż aż takim samobójcą nie jest :)
Usuńto mój tata :) Mam zawsze prócz prezentu głownego dostaje ptasie mleczko wedla. Juz bez te foliowej banderoli> Tata wręcza i czeka stojąc cały czas obok :)
UsuńZreszta mój tata to ogólnie mistrz. Pamietam sytuacje przedrozwodową w domu, bo tata dał mamie w prezencie odkurzacz i nie kumał o co była cała awantura :)
My nie obchodzimy, zielska żadnego nie dostałam już ho ho, za to ładne "chabazie" dostałam na urodziny, co z tego jak padły po 3 dniach ... mnie się takie rzeczy wyjątkowo nie trzymają :) ale czekoladka nie pogardzę <3
OdpowiedzUsuńJa zielsko dostałam całkiem niedawno, zupełnie bez okazji. I takie zielsko jest super inne zielska są zwy zajnie przewidywalne.
Usuńfajna notka
OdpowiedzUsuńhttp://eskucinska.blogspot.com/2016/02/podsumowanie-styczen.html
Nie oczekuję prezentu na Walentynki. Tzn fajnie jest dostać coś drobnego, nawet czekoladowe serduszko, ale z romantycznej kolacji to bym się ogromnie ucieszyla:).
OdpowiedzUsuńA no właśnie, tylko że to kosztuje i tu nie chodzi o pieniądze. To kosztuje czas i odrobinę kreatywności, a to już wyższa szkoła jazdy :)
UsuńI właśnie zainspirowałas mnie do postu walentynkowego. Masz 100 % racji, ale...
OdpowiedzUsuńI ja dobrze wiem, jakie jest to ale i z premedytacją go tu nie zamieściłam. "Ale" już było teraz pora na drugą stronę mocy ;)
UsuńJa tam wolę zielsko bez okazji ;)
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńBiedni ci mężczyźni... :(
OdpowiedzUsuńA niby dlaczego tacy biedni? Mój się nieźle uśmiał :)
UsuńŚwietny wpis - taki humor uwielbiam :) Mój też zazwyczaj przytarga zielcho (choć zamiast tego wolałabym wino)idziemy do kina, albo na jakąś kolacyjkę (chyba, że sama ją przygotowuję). Brakuje w tym trochę tej spontaniczności sprzed lat.
OdpowiedzUsuńA no właśnie, brakuje spontaniczności wszystko musi być ustalone, poukładane i najlepiej niezmienne od lat.
UsuńOj biedni są ci nasi faceci, ale ...sami sobie winni, bo tak jak napisalaś : jak kumpel coś powie, gdzieś zaprosi to pamietają każdy detal, a jak Ty mówisz głośno, wyraźnie i dużymi literami to działa u nich tzw pamieć wybiórcza :)
OdpowiedzUsuńA no właśnie. Jak ma wyjść ze znajomymi na piwo to cały w skowronkach, a zaplanować spontaniczne wyjście z żoną to już jest ponad jego siły. Chyba będę musiała poprosić kumpli mężowskiego żeby w takim razie jeszcze mu gotowali i prali gacie skoro tak świetnie się razem bawią.
UsuńA to dobry pomysł jest! Niech sobie wzajemnie robią takie pralnicze usługi :)
UsuńCzytając Twój wpis uświadomiłam sobie, że my walentynek nie obchodzimy już kawał czasu. Kurde bloacha, autentycznie. Ani gaci ani badyli nie jestem sobie w stanie przypomnieć, a grzebie już dość głęboko w pamięci. No nic, idę Staremu powiedzieć, ze bedzie miał okazję, żeby mi perfumę kupić :]
OdpowiedzUsuńLepiej powiedz jego kumplowi, a ten niech mu powtórzy, będzie większa szansa, że przyjmie do wiadomości ;)
UsuńJeżeli chodzi o kwiaty to dla mnie zawsze są mile widziane. Mimo tego, że takie oklepane i mało oryginalne to sprawiają mi największą radość. Do tego czekoladki, dużo czekoladek... A skoro dużo czekoladek to z wiadomych względów skąpa bielizna odpada ;)
OdpowiedzUsuńCzekoladkami to by mnie nie zawojował, ale spontanicznym wyjściem na kebaba i spacerem na pewno, ale to jest akurat zbyt skomplikowany proces myślowy dla faceta, choć mój już przyjął do wiadomości, że z zielskiem ma się nie pokazywać :)
UsuńJa nie dostaję ani zielska, ani czekoladek, a o gorsecie (nie żebym chciała) mogę sobie pomarzyć :P Zwyczajnie Walentynek nie obchodzimy, może kiedyś, kiedy mieliśmy naście lat- teraz jesteśmy na to za starzy. My to nawet o rocznicy ślubu, którą mamy cztery dni wcześniej, zapominamy :) Taki z nas mało świętujący typ
OdpowiedzUsuńJak wy jesteście za starzy to my już powinniśmy sobie miejsce na cmentarzu rezerwować :D
UsuńMąż przeczytał i co usłyszałam: "Przecież ja Ci kupuję kwiaty" ahhhh zostawię to bez komentarza.
OdpowiedzUsuńSpoko, mój zakumał dopiero jak 'delikatnie' uniosłam głos i posłałam spojrzenie z serii tych, które zabijają. Ale czy dotarło i czy wyciągnie wnioski to nie jestem pewna.
UsuńU nas wypada druga rocznica ślubu w Walentynki także tego... 2 lata temu sprawa prezentu była załatwiona, teraz dobrze byłoby wymyślić coś ekstra! Ale u nas w sumie tyczy się to obu stron ;)
OdpowiedzUsuńJoanna Janaszek
Wiesz, ja uważam, że to tak czy siak dotyczy obu stron, niestety najczęściej dotyczy tej żeńskiej.
UsuńChyba każda kobieta kocha kwiaty
OdpowiedzUsuńDobre! U nas Walentynki są obchodzone symbolicznie. Nie ma z tej okazji wielkiej imprezy i mega drogich gadżetów. Rok temu wybraliśmy się do Maca na walentynkową kolację, ale akurat babcia miała wolne i mogła zostać z Młodą. Nie powiem, że nie lubię tego dnia, ale jakoś specjalnie też nie szaleję.
OdpowiedzUsuńZaakceptuję nawet kolację w Mac'u byle wyprodukował to w swoim umyśle sam bez żadnej pomocy :)
UsuńMaca ja sama wymyśliłam :)
UsuńJa do walentynek podchodzę z dużym dystansem i cieszę się nawet na same kwiaty, dla mnie liczy się relacja z partnerem na co dzień a nie jedynie raz w roku.
OdpowiedzUsuńMój już na szczęście żadnego zielska mi nie przynosi. W ogóle do walentynek podchodzimy z dystansem, na spokojnie. Kiedyś, jak zaczynaliśmy, to owszem - były serduszka, różyczki i w ogóle. Teraz i to niepotrzebne :) I może jakaś nieczuła jestem, ale w tyłku mam walentynki i nie kwiczę, chociaż kwiczałam :D
OdpowiedzUsuń...aczkolwiek ja do majtek koronkowych nic nie mam. Mogę dostać również na walentynki, tylko nie czerwone;)
OdpowiedzUsuńWalentynki za dwa tygodnie? Naprawdę? :-p Jezu, znowu trzeba będzie przeżyć ten zalew czerwonych serduszek i wszędobylskiego plastykowego badziewia. Totalna głupota. Swoje święto powinniśmy przeżywać codziennie poprzez okazywanie sobie wzajemnego szacunku, ciepła, zrozumienia i uczucia. Coraz więcej osób widzę pluje na Walentynki. Fajnie, że nie dajemy się zwariować ;-)
OdpowiedzUsuńHehe.. dobrze napisane :)
OdpowiedzUsuńŚwietne te żaby, ciekawe gdzie można takie kupić. :D
OdpowiedzUsuńMy pierwszy raz od ponad dwóch lat wyjdziemy z tej okazji z domu tylko we dwoje! Już się nie mogę doczekać!
OdpowiedzUsuńTen zwrot "przecież kupiłem CI kwiaty" powtarza się w większości domów - w moim również co zazwyczaj mnie rozbawia :) No kupuje! Trzeba mu przyznać : P
OdpowiedzUsuńWspaniały tekst:) Śmiałam się czytając, bo wszystko wydawało mi się tak oczywiste, że aż zabawne. Jednak w rzeczywistości to chyba bardziej na miejscu byłyby łzy;) ?
OdpowiedzUsuńA żabki przecudne. Są taką wisienką na torcie w tym poście:)