5 kwietnia 2016

Aborcja? Dopuszczam.


ustawa antyaborcyjna


Nasz miłościwie nam panujący aktualnie rząd postanowił zabrać się za ustawę antyaborcyjną, a właściwie dokładnie rzecz ujmując za zaostrzenie tejże ustawy. I znowu jak to zwykle bywa społeczeństwo się podzieliło: na zwolenników, a właściwie zwolenniczki, które twierdzą, że ich macica to ich własność i na przeciwniczki, które hołdują ochronie życia poczętego. Są jeszcze tacy, którzy stoją gdzieś pomiędzy i dopuszczają wyjście awaryjne. Aborcja od zawsze budziła kontrowersje, czy więc nie lepiej byłoby zakazać jej zupełnie?

"W roku 2004 Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu niejednogłośnie orzekł, że "nienarodzone dziecko nie jest uznawane za ‘osobę’ bezpośrednio chronioną art. 2 Konwencji [prawo do życia], a nawet jeśli nienarodzone ma ‘prawo’ do ‘życia’ to jest ono implicite ograniczane przez prawa i interesy matki." (źródło)

Mamy prawo o decydowaniu o tym jaką mamy fryzurę, czy nasze ciało zechcemy ozdobić tatuażami albo kolczykami, czy chcemy zadbać o nie zdrowo się odżywiając czy pokatować je wcinając chipsy i popijając piwem. Nasze ciało, nasze wybory. To my będziemy ponosić ewentualne konsekwencje naszych wyborów. Inaczej ma się sprawa gdy w tym ciele zaczyna kiełkować nowe życie. Czy o tym życiu też mamy prawo decydować?

Ktoś powie "powołałem do życia to mam prawo to życie odebrać". No to się ciesz, że teraz twoi starzy nie latają za tobą z siekierą (sorry taki żenujący żart prowadzącego). Aborcja to nie usunięcie pieprzyka czy wycięcie wyrostka, to nie decyzja o tym czy mają ci odessać tłuszcz z tyłka i wpompować w cycki czy może wyprasować kilka zmarszczek. Decydując się na aborcję, chcesz czy nie chcesz decydujesz nie tylko o swoim życiu nawet jeśli życiem tego nie nazywasz.

To jedna strona medalu. Strona, w której aborcję traktuje się jako środek antykoncepcyjny, wyjście z niezręcznej i kłopotliwej sytuacji, usunięcie konsekwencji chwilowej słabości, 'naprawę' młodzieńczego błędu. Nie dam sobie wmówić, że wśród pikietujących w ubiegły weekend kobiet nie było takich, które chciałyby liberalizacji prawa aborcyjnego. Które chciałyby żeby i u nas zapanowała taka mała Szwecja, która nota bene nazywana jest aborcyjnym rajem. 
Jednak medal ma zawsze dwie strony.

No właśnie, jest też druga strona medalu, ciemniejsza, smutna, okupiona cierpieniem i łzami. Strona, o której obecnie rządzący zapomnieli. Nie każda kobieta to ladacznica, która aborcję chce traktować jako zastępstwo antykoncepcji. Nie każda leci na zabieg jak na skrzydłach (choć wątpię, że w ogóle jakakolwiek tak robi), pozbywając się niechcianego problemu, a potem idzie z koleżanką na kawę. Niektóre kobiety muszą stanąć przed strasznym wyborem, wyborem, który często staje w opozycji do ich sumienia, wartości i religii, którą wyznają. Wyborem, który być może jest najtrudniejszym wyborem w ich życiu.

Według obecnych ustawodawców jak i również według Kościoła nikt nie dał nam prawa do decydowania o życiu poczętego dziecka. Ale tak samo nikt mi, ani wam drodzy ustawodawcy nie dał prawa do decydowania o życiu jakiejkolwiek kobiety. Zaostrzając tak radykalnie tą ustawę nie tylko decydujecie o życiu płodu, ale również o życiu jego matki.

Powiem szczerze, że mam nadzieję, że ta ustawa to jakiś żart, że tą ustawą ktoś chce przykryć coś innego co próbuje nam się 'przemycić' pod nosem, żebyśmy w tym cały zamieszaniu i emocjach tego nie zauważyli. W głowie mi się nie mieści, że w ogóle komuś do głowy mogło przyjść coś takiego. 
Dotychczas ustawa dopuszczała przeprowadzenie aborcji w trzech przypadkach:
- wad rozwojowych płodu
- jeśli ciąża powstała w wyniku gwałtu
- gdy zagrożone było życie matki
Te trzy przypadki to był swego rodzaju kompromis, pomiędzy prawem moralnym, prawem do życia i prawem wyboru.

Nie jestem zwolenniczką aborcji. Jestem wierząca. Jestem też mamą dwójki zdrowych, fantastycznych chłopców. Nie wiem jednak czy byłabym w stanie urodzić dziecko z gwałtu bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nie wiem czy gdybym dowiedziała się, że moje dziecko, które w sobie noszę ma ciężkie wady rozwojowe, których nie da się wyleczyć i które nie dadzą mu szansy choćby na w miarę normalne życie to zdecydowałabym się na jego urodzenie, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Wiem jednak, że gdybym usłyszała, że kolejna ciąża z jakiegoś powodu zagraża mojemu życiu to pomimo bólu, cierpienia i absolutnej niezgody z własnym sumieniem i wyznaniem zawalczyłabym o swoje życie. Egoizm? Wygoda? Nie. Troska i odpowiedzialność za dwie istoty, które czekałyby na mnie w domu i które o wiele bardziej potrzebowałyby mnie, niż to nienarodzone dziecko. Wy swoją ustawą zrobilibyście te dzieci sierotami.

A o moją macicę i moje sumienie nie musicie się martwić.





6 komentarzy:

  1. Lepiej tego nie ujęłabym:) Ładne logo;)

    OdpowiedzUsuń
  2. otóż to, podzielam twoje zdanie. Mam nadzieję, że ta ustawa to jakiś żart i nie dojdzie do jej podpisania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie ujęte :) Podzielam Twoje zdanie. Jeśli aborcja to tylko "widzimisie" danej osoby to jestem na NIE, natomiast, gdy w grę wchodzi ratowanie życia kobiety lub przyjście na świat dziecka martwego lub ciężko schorowanego , tu jestem za aborcją.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja się przyznaje, że wg mnie to może być od ręki zawsze, jak znieczulenie u dentysty. Nie moja sprawa, czy ktos sobie skrobie, czy nie. Każdy powinien mieć wybór i tyle. A i przyznaje, że jak słyszę o tłumach chętnych by adoptować dziecko, to mnie krew zalewa, bo wytyczne w naszym kraju dla rodziców adopcyjnych są takie, że ta kolejka bardzo szybko sypie się jak domek z kart i dzieci latami kiblują w domach dziecka...
    I jeszcze jedno klauzula sumienia. Co z tego, że na dzień dzisiejszy aborcja jest dopuszczalna w chyba 3 przypadkach, skoro w praktyce niemożliwe jest jej wyegzekwowanie? równie dobrze można zakazać całkowicie. Pamiętam historię młodej dziewczyny, która umarła, bo nie chcieli jej za bardzo leczyć, bo w ciąży była i nie chcieli zaszkodzić dziecku. To, ze umarła kobieta, a wraz z nią jej dziecko juz nie miało znaczenia....

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się. Ochrona życia (a dla mnie jest to życie i to w dodatku jest życie dziecka) powinna się zaczynać od pierwszej sekundy po zapłodnieniu. Ale kiedy zagrożona jest matka, łamie się podstawową zasadę leczenia: "przede wszystkim nie szkodzić". No. To tyle w kwestii tego, jakie podejście mają pomysłodawcy.

    Nie jestem za tym, by kobieta miała prawo potraktować swoje ciało jak chce, niezależnie od tego, czy nosi w sobie dziecko, czy też nie. Ale w tych przypadkach, które już istnieją, wydaje mi się to oczywiste! Ona podejmie decyzję. I tu nie chodzi o jakiś egoizm. Tylko o to, by miała wybór. A jak wybierze, to już inna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się w szczególności z tym, że ta cała afera wygląda na zasłonę dymną dla jakiejś nowej "lepszej zmiany" w prawie. Ciekawe tylko co mają w zanadrzu jeszcze bardziej kontrowersyjnego niż ten projekt...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP