Większość rodziców zapytanych o to kim chciałoby żeby zostało jego dziecko, odpowie, że chce aby wyrosło na dobrego człowieka. Żeby szanowało ludzi, było wrażliwe na cudzą krzywdę i umiało pomóc drugiemu człowiekowi w potrzebie. Żeby było dobrze wychowane, umiało ładnie podziękować i przeprosić kiedy zajdzie taka potrzeba. Zaraz potem dodadzą, że chcieliby, aby ich dzieci skończyły dobrą szkołę, studia i znalazły dobrze płatną pracę, najlepiej na jakimś wysokim stanowisku.
Niedawno koleżanka dała mi do przeczytania tekst, nota bene bardzo dobry, który traktował poniekąd o dobrym wychowaniu i to właśnie ten tekst po pewnym czasie stał się bodźcem do napisania mojego tekstu. Odkąd mam dzieci, siłą rzeczy sporo czasu spędzam w towarzystwie również innych latorośli. Mam okazję obserwować inne dzieci i to jak zachowują się na co dzień, jak odnoszą do siebie nawzajem, jak wypracowują swoją pozycję w grupie.
Już od pierwszych lat życia widać, że tak jak wśród dorosłych, tak i wśród dzieci wyraźnie kształtują się różne postawy i charaktery. Dzieci nie dzielą się tylko na grzeczne i niegrzeczne choć zapewne wielu z nas taką właśnie uproszczoną charakterystykę stosuje. Dzieci bazując na tym co wynoszą z domu i na tym co oferuje im otoczenie kształtują swoje zachowania w grupie i poza nią.
Mam dwóch synów. Dwa różne charaktery. Starszy wycofany, wstydliwy, często sprawiający wrażenie odludka. Przez osoby trzecie postrzegany jako grzeczny i ułożony (strasznie to brzmi) chłopiec. Nie odpyskuje pani na ulicy i nie przepchnie się na początek kolejki. Młody natomiast buńczuczny, pyskaty kombinator. Taki trochę mały cwaniak. Są chwile kiedy łapię się za głowę i zastanawiam co z niego wyrośnie, i już ze strachu przed tym, że kiedyś wejdzie w wiek nastoletni obgryzam paznokcie. Z drugiej strony, kiedy obserwuję otoczenie, stwierdzam, że to nie o niego powinnam się bać. Młody sobie poradzi. Młody przez życie przejdzie rozpychając się łokciami, jak mu życie napluje w twarz to on się odwdzięczy i da mu po gębie. Wyrzucą go drzwiami, wejdzie oknem i zawsze to on będzie miał ostatnie słowo. Zresztą już kiedyś o tym pisałam (klik).
Żyjemy w takich czasach, że bycie miłym chłopcem i grzeczną dziewczynką niestety się nie opłaca bo krwiożercza rzeczywistość przeżuwa takie jednostki i wypluwa z impetem. W dzisiejszych czasach człowiek musi rozpychać się łokciami, dążyć do celu i iść po swoje. Może nie po trupach, może nie za wszelką cenę, ale jeśli nie walczysz, nie umiesz wypracować sobie pozycji, nie wierzysz w siebie i nie masz o sobie wysokiego mniemania to nie masz na co liczyć. Będziesz tylko maleńkim nic nieznaczącym trybikiem.
Wróćmy do wstępu. Czy chcę żeby moje dzieci wyrosły na dobrych ludzi? Czy chcę by były dobrze wychowane? Oczywiście. Ale chciałabym żeby miały też charakter, żeby umiały walczyć o swoje, żeby czasem potrafiły dać życiu w pysk, żeby umiały eliminować przeszkody, żeby umiały iść po to co im się od życia należy. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wtedy będą miały też i tą dobrą pracę i dobre stanowisko.
Czasem mam wrażenie, że wychowałam mojego syna za dobrze. Kiedy widzę jego kolegów, którzy od małego mają wdrukowane bycie zawsze 'the best'. Kiedy widzę jak segregują grupę na silniejsze i słabsze jednostki, i te słabsze eliminują ze swojego otoczenia. Kiedy widzę jak go 'zadeptują', jak ginie w tym dziecięcym wyścigu szczurów bo głupia matka wtłukła mu do głowy, że nie zawsze trzeba wygrywać, to czuję do siebie żal. Może nie tego trzeba było go uczyć. Może trzeba było mówić, że wygrana to jedyna słuszna opcja? Że bycie mądrym nie wystarczy, że trzeba jeszcze wyjść z założenia, że reszta jest zwyczajnie głupsza?
Ostatnio byłam świadkiem jak dwóch chłopców w wieku mojego syna zwyczjanie bez żadnego powodu naśmiewało się z niego, a on chciał się z nimi bawić. Wdrukowałam mu, że ludzie z zasady są dobrzy, a przecież wcale tak nie jest. W takich sytuacjach kłócą się we mnie wtedy dwie osobowości, ta która chciałaby żeby jej syn był dobrym, kulturalnym, miłym człowiekiem i ta, która chciałaby żeby jej syn miał w sobie coś z 'bestii'. Spiera się we mnie piękna idea drugiego policzka i chęć krzyknięcia "synu daj mu w ryj"!
I może nie znajdzie się nikt kto mnie zrozumie, ale czasem chciałabym żeby w tym moim małym chłopcu było trochę więcej drania...
Karola u mnie jest dokładnie to samo, a ja wychodzę z założenia, że niech się dzieje wola losu. Jak już będą dorośli, to każdy znajdzie swoje miejsce. Jeden będzie Prezesem, a drugi kulturalnym i grzecznym idealnym mężem. I niech tak będzie, bo i jeden i drugi będzie szczęśliwy ze swoim życiem. Każdy znajdzie sobie otoczenie bezpieczne dla niego. Najważniejsze, to żeby czuli spełnienie i radość z życia. Żeby presja oczekiwań jaki ma być nie istniała, bo wtedy psychika siada, a przecież życie widzimy tak, jak nasza psychika nas kieruje. A zdrowie psychiczne jest najważniejsze i od niego zależy nasze istnienie. D
OdpowiedzUsuńKas....ja Cię rozumiem....mam dokładnie to samo....
OdpowiedzUsuńKurcze mam identycznie. Starszy taki wrszliwy i boje sie ze zawsze go ktos urobi a mlodszy to cwaniak. Nie wiadomo o ktorego bardziej sie martwic. W gruncie rzeczy latwiej w zyciu tym niegrzecznym. Masz racje
OdpowiedzUsuńMańka to taka mieszanka idealna, mam wrażenie. Z jednej strony potrafić być grzeczna jak anioł i swoją kulturą (nie wiem skąd się tego wszystkiego nauczyła) potrafi rozłożyć na łopatki. Z drugiej strony, jak ktoś jej nadepnie na odcisk to potrafi odpyskować, przywalić i generalnie jest pozamiatane. Miłym, grzecznym i potulnym osobowościom jest ciężej. Jak to mówią? Masz miękkie serce, miej twardą dupę :) albo lepiej: pokaż siłę! Nie masz siły? Pokaż charakter! Nie masz charakteru? To pokaż cycki :D
OdpowiedzUsuńDoskonale to rozumiem, każdy rodzic mimo, że się nie przyzna myśli podobnie. Chcesz dla dziecka jak najlepiej, widząc jak działa społeczeństwo wszystkie zasady i normy w pewnym momencie zaczynają się ze sobą kłócić
OdpowiedzUsuńJa do tego samego wniosku doszłam gdy zniszczyliśmy w Daśku tą tzw niegrzeczność: bo tak nie można, nie rób, nie przystoi itp...Widzę po Niuńku, że on w życiu bardziej się odnajdzie, choć mnie pyskaty jest, ale za to ma siłę żeby wp...ić i uzyskać to na czym mu zależy. Ten świat nie jest dla odludków tylko przebojowych wszystko chcących ludzi, niestety...
OdpowiedzUsuńMam to samo, dwóch synów, zupełnie różnych jeden rozrywkowy i świetnie umiejący się odnaleźć w każdym towarzystwie, drugi wyciszony, spokojny, odludek i wiesz co gdy był młodszy miałam takie same wątpliwości jak Ty ale przetrwał okres dziecięcych niezrozumiałych zachowań innych dzieci i teraz jest już nie odludkiem a indywidualnością która mądrze wybiera znajomych i ma swoje zdanie a nie pędzi za grupą i lansem...tak że, bądź dobrej myśli, bardzo dobrze wychowujesz syna!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst!!! Nawet nie wiesz ile juz odbyłam rozmów z moja małolatą o tym, że musi się nauczyć walczyć o swoje, rozpychac się łokaciami i nie dać sobie wejśc na głowę! Młodszy sobie poradzi-masz to jak w banku! Nad starszakiem musisz pracować wkłądac do glowy możliwie jak najwięcej, jak ja młodej :)
OdpowiedzUsuńJa Ciebie doskonale rozumiem i uważam tak samo! I nawet wiesz, nie staram się za bardzo kształtować w moim dziecku wrażliwości, jakkolwiek strasznie i nagannie to brzmi. Ja byłam wybitnie wrażliwym dzieckiem, przez co miałam strasznie trudne dzieciństwo. Potrafiłam płakać nad tym, jacy ludzie są źli, mieć zepsute kilka dni przez kotka, który leżał rozjechany na drodze, każda złośliwa uwaga rówieśników była dla mnie powodem do wielu dni zamknięcia się w sobie, itd. I nie chcę takiego dzieciństwa dla mojego syna. Staram się go uczyć szacunku dla innych i tego, że zawsze trzeba postępować dobrze, ale też tego, że jak go ktoś uderzy to ma prawo oddać i że nie ma się co zbytnio roztkliwiać nas światem.
OdpowiedzUsuń