Nie chcę ich w kawiarniach i restauracjach, nie chcę w sklepach i w kościele, nie chcę, żeby wrzeszczały, pałętały się pod nogami, marudziły i wyły na całe gardło. Nie chcę, żebyś je tam zabierał. Kochasz je ponad życie? Świetnie, ale ja nie muszę. Mnie zwyczajnie dzieciaki wkurzają!
Jakiś czas temu natrafiłam w internecie na dyskusję czy powinny istnieć restauracje tylko dla dorosłych, do których dzieciom byłby wstęp wzbroniony. W pierwszej chwili poczułam niesmak. Jestem mamą, podwójną mamą, a moje dzieci są dla mnie najważniejsze na świecie. No właśnie dla mnie. Nie dla zakochanej pary, która przyszła do restauracji zjeść romantyczny obiad, nie dla innej matki, która wreszcie wyrwała się na zakupy, żeby choć chwilę odsapnąć od swoich pociech, nie dla pracownika korpo, który wyrwał się na kawę, ale i tak na stoliku trzyma laptopa, bo ma do wysłania milion maili i nie dla starszej pani, która przyszła się pomodlić w zadumie. Ich moje dzieci nie interesują, oni chcą mieć święty spokój i mają do tego prawo.
Kwestia kościoła jest prosta, chcesz mieć spokój? Nie wybieraj mszy dla dzieci, choć i na niej niektórzy rodzice pozwalają swoim pociechom na zbyt wiele. Tak czy inaczej, msza dziecięca to nie jest najlepsze rozwiązanie, jeśli do skupienia potrzebujesz spokoju. Z galerii handlowej dzieci nie da się usunąć. Sama zawsze robię zakupy z dziećmi. Nie zostawię ich samych, a podrzucić nie ma komu. Tyle że to ode mnie zależy czy moje dzieci będą ganiały się między wieszakami, irytując Bogu ducha winnych klientów, zrzucając przy tym z tych wieszaków ubrania, czy będą spokojnie towarzyszyć mi podczas kupowania. To ja jako rodzic jestem odpowiedzialna za ich zachowanie i to na mnie spoczywa obowiązek zaopiekowania się nimi tak, żeby nikomu nawet w tak prozaicznej czynności nie przeszkadzały. Zapanuj nad swoim dzieckiem i nie wciskaj, że się nie da bo to ty je wychowujesz i to ty wyznaczasz mu granice.
A co ze wspomnianą restauracją czy kawiarnią? Przecież rodziny z dziećmi też chcą wyjść na obiad czy lody i spędzić w ten sposób czas poza domem. Jednak tak samo chcą wyjść ci, którzy dzieci nie mają lub mają, ale chcą od nich odpocząć. Czyli na przykład ja :) O ile, kiedy idę z moją rodziną na obiad dzieci przy stoliku obok absolutnie mi nie przeszkadzają ( o ile nie włażą na stolik i nie wyją wniebogłosy) to kiedy idę tylko z mężem wolałabym, żeby przy stolikach obok siedziały same zakochane pary patrzące sobie głęboko w oczy tak jak my ;) niż rozhisteryzowany dwulatek. Tak wiem, brzmi okrutnie i pewnie nie jeden rodzic się oburzy, ale taka jest prawda i nie wmówisz mi, że kiedy wreszcie wyrwiesz się ze ślubnym na coś, czego sama nie musiałaś ugotować, to rajcuje cię wyjące przy stoliku obok dziecko. Owszem ono się w ten sposób komunikuje, jest małe, nie rozumie i w ogóle, ale co cię tak naprawdę to obchodzi. Ty chcesz mieć romantyczną randkę, a nie domowe przedszkole.
Idealnym rozwiązaniem byłyby właśnie miejsca, gdzie ukochane dzieciątka nie miałyby prawa wstępu. Chcesz mieć spokój i romantyczne randez vous? Idziesz właśnie w takie miejsce i problem rozwiązany. Wiem, zaraz odezwą się przeciwnicy, co to powiedzą, że trzeba też stworzyć lokale, do których nie będziemy wpuszczać starych, biednych, lesbijek albo tych, co zarabiają najniższą krajową. Nie moi drodzy tu nie chodzi o jakąś segregację ani o to, żeby nagle jak grzyby po deszczu wyrastały lokale, gdzie wasze dzieci byłyby niechciane, ale, mimo że jestem mamą, czasem mam ochotę odpocząć od dzieci. Od swoich i od twoich też.
Amen siostro!
OdpowiedzUsuńZgadzam się i ja ;)
OdpowiedzUsuńNie da się nie zgodzić! Wiele restauracji zabiega o to żeby przychodziły rodziny z dziećmi, są kąciki do zabawy. Nie da się wszystkim dogodzić. Tylko w Polsce to taki straszny problem i wywołuje obustronnie święte oburzenia. Jakoś na świecie to jest naturalne, na pizze, burgera możesz iść z dzieciakami, a na wykwintna kolacje, np na sushi idziesz bez nich. Proste, logiczne.
OdpowiedzUsuńJak zdarzy mi się wyjść w godzinach wieczorno-popołudniowych w ramach relaksu, to chcę odpocząć od dzieci, nie tylko swoich;)
OdpowiedzUsuńPracuje w jednym z CH na terenie stolicy (nie w sklepie, a w sprzedaży jednej z usług). Dzieci w ogóle nie znają granic ani dobrego zachowania wśród ludzi. Rodzice nie próbują nawet uspokajać swoich rozdartych i rozwytych dzieci, które mogą i pół godziny wymuszac. A człowiek obok musi się próbować skupić na swojej pracy...
OdpowiedzUsuńJa zgadzam się z Tobą i przybijam Ci piątkę
OdpowiedzUsuńPopieram :) Mnie osobiście bawią dzieciaki, sama ich nie mam :) nie przeszkadzają mi jak biegają, wrzeszczą, ale zgadzam się, że fajnym pomysłem byłyby takie knajpki. Oby tylko zbyt dużo ich nie było i cała reszta nie chciała też wprowadzić takiego zakazu, bo wtedy będzie raczej krucho :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio byla w duzym markecie.......chodzę sobie spokojnie, szukam produktów a tu za chwilę krzyki, piski, nawoływanie......Mam dziecko, ale autentycznie te hałasy innych dzieci mnie wkurzały! Starzeję się?
OdpowiedzUsuńMasz rację, że to od wychowania zależy czy dziecko jest mile widziane w restauracji, galerii, itd. czy nie. Byłam w tym roku na wakacjach w hotelu, w którym były dwa baseny z osobnymi wejściami. Pierwszy z nich był przeznaczony głównie dla dzieci, pełno różnego rodzaju zjeżdżalni, sztuczne fale, jakieś fontanny, tory przeszkód, itd. Naprawdę bomba! Jednak dla mnie i mojego męża to nie było to. No bo co niby mielibyśmy tam robić? Był jednak jeszcze jeden basen, taki bardziej leczniczy. Bicze wodne, masaże, sauna, ścieżka z kamieni, trzy baseny z wodą o różnej temperaturze i rwąca rzeka, którą było widać z zewnątrz i która zachęcała dzieciaki. Przed wejściem na basen i w środku było pełno kartek informacyjnych, mówiących o tym, że należy zachować ciszę, że to strefa relaksu, dla dorosłych! Niestety nie wszyscy byli w stanie to zrozumieć. Niektórzy rodzice przychodzili z dziećmi i co chwilę je uciszali. Dla ludzi korzystających z basenu to było ok, bo dzieciaki były cicho, ale podejrzewam, że te dzieci nie czuły się tam wtedy zbyt dobrze. Jednak pewnego dnia z basenu postanowiła skorzystać bardzo głośna rodzinka. Wrzucali dzieciaki do wody, przekrzykiwali się i mieli wszystko gdzieś. Po krótkiej chwili cały basen był już tylko ich. Nikt nie wytrzymał.
OdpowiedzUsuńDzieci są jak bąki własne śmierdzą mniej. Niestety obce dzieci mnie wkurzają, zwłaszcza w sytuacjach które opisałaś - idę z małżem do knajpki, pogadać i pogapić się na siebie w kontekście innym niż zawalone zabawkami m2 - nie chcę aby mój spokój był zakłócany przez cudzą dzieciarnię.
OdpowiedzUsuńTak, powinny być miejsca z plakietką "dzieciom wstęp wzbroniony".
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńWszystkimi czterem łapkami się pod tym podpisuję...! Moje chrześniki uwielbiane - siedemnastolatek i dwunastolatka - były chowane "starym sznytem" i jesteśmy z nich dumni...! Do listy miejsc zabronionych dodałbym jeszcze moje uwielbiane terytorium zawodowe - WIDOWNIĘ! Byłam świadkiem - międzynarodowy poważny festiwal tetr;lny!!!!!!!!!!!!-prowadzenia siedmiolatki przez korpo Mamcię na "Makbeta" pełnego przemocy, rozbieranych ostrych scen, z agresywną muzyk....
PROSZĘ WYBACZYĆ PONIŻSZE OKREŚLENIE - BYŁAM TAM ZAWODOWO I NIEJAKO PRACOWAŁAM WTEDY, CHOĆ PRZY OKAZJI BYŁAM WIDZEM
BACHORZU NIE ZAMYKAŁĄ SIĘ GŁOŚNA JADACZKA PRZEZ 90 MINUT, MAMUSI PROTESTUJĄCEJ NA SPEKTAKL TYŻ!
FANABERIO, masz całkowitą rację! Tak, powinny być miejsca z plakietką "dzieciom wstęp wzbroniony".
Ostatnio mialam wizyte dziecka (1,5r) u lekarza. Wizyta miala byc okolo godz 11 wiec gdy wszystko sie przeciaglo do godz 14 moja mala zaczela non stop plakac i ze zmeczenia i z widoku lekarzy ktorych panicznie sie boi. Bylismy odsylani na badania do roznych gabinetow a ona non stop ryk... stalismy w poblizu drzwi jakiegos innego gabinetu z ktorego wyszla jakas wielmozna dokturka i z wielkimi pretensjami ze dziecko drze sie na caly korytarz i ze pracowac nie moze bo ja glowa boli od tego wrzasku... jakos wtedy bylam bardziej zajeta dzieckiem niz tym co mowi ale teraz jak o tym mysle to krew mnie zalewa...to niby co mialam zrobic zakleic tasma buzie dziecku? Troche wyrozumialosci... to szpital wiec sa rozni pacjeci, nawet male dzieci ktore nie wiedza co sie dzieje i reaguja placzem i to nie jest kwestia wychowania dziecka.
OdpowiedzUsuńPopieram w 100%! Człowiek pracuje w hałasie, idzie na kawę, obiad, lunch u ma ochotę odpocząć. No ale k**** się nie da bo dookoła lata pełno małych rozwydrzonych bestii. Przykro mi, ale nie lubię dzieci. Jednak chyba bardziej niż do dzieciaków mam niechęć do ich rodziców. Bo to właśnie rodzic jest odpowiedzialny za dzieciaka, który włazi na stół albo kopie wszystkich dookoła. Szlak mnie trafia kiedy rodzic ma dosłownie w dupie zachowanie dzieciaka, ale nie wytrzymuje i sama zwracam uwagę najpierw dzieciakowi a potem rodzicom.
OdpowiedzUsuńCiężki temat. Najważniejsze chyba to z czym wielu ma problem, zrozumieć, że Twoje dzieci są najważniejsze na świecie i interesują... tylko Ciebie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń