24 marca 2017

5 grzechów głównych. Do czego matki niechętnie się przyznają?



Do czego matki niechętnie się przyznają?
* Tekst (jak zwykle) przeznaczony dla osób z poczuciem humoru ;)

Kobiety uwielbiają plotkować. Chętnie opowiadają między sobą o przeróżnych rzeczach dotyczących ich życia. Również o blaskach i cieniach macierzyństwa. Są jednak rzeczy, o których rozmawiają niechętnie i do których wiele kobiet nigdy nikomu się nie przyzna. Jakie są główne grzechy matek, o których wiedzą tylko one? :)


1. Nie chciałam karmić piersią.

Przyznać się do tego, że swojemu ukochanemu, wyczekiwanemu maleństwu nie chciało się dać tego, co najbardziej drogocenne to tak jak strzelić sobie w kolano. Co tam w kolano, to jak strzelić sobie między oczy, choć w sumie nie wiem, czy taki strzał nie byłby lepszy i mniej bolesny niż społeczny ostracyzm, który cię czeka. Każda kobieta, która podjęła świadomą decyzję o niekarmieniu piersią woli wciskać bajki o braku pokarmu i wklęsłych brodawkach niż powiedzieć jasno i dobitnie, że nie chciała, żeby mały ssak przyczepiał się do jej cycków. Już samo karmienie butelką klasyfikuje cię jako matkę gorszego sortu, a jeszcze przyznać się, że zrobiło się to rozmyślnie i z premedytacją? To już lepiej strzel w to kolano.

2. Nie lubię się bawić z dziećmi.

Mój syn w ciągu siedmiu dni tygodnia tworzy średnio pięć gier. Rysuje do nich plansze, karty, wymyśla zasady, buduje światy z klocków lego i....robi wszystko, żebym z nim w nie grała. Ja natomiast robię wszystko, żeby się wymigać.

Ups, wróć to nie tak. Zacznę od początku.

Mój syn przez cały tydzień wymyśla kilka różnych gier i oczywiście chętnie towarzyszę mu w zabawie, rozpływając się w ochach i achach nad jego kreatywnością. Zostawiam zlew pełen garów, porzucam gotowanie obiadu i w ogóle zapominam o Bożym świecie pochłonięta zabawą z moim pierworodnym.

Przyznać się do tego, że nienawidzisz klocków lego i zabawy z dzieckiem w czasach kiedy zewsząd odczuwasz naciski na spędzanie jak największej ilości czasu ze swoim potomstwem to niezbyt rozsądne posunięcie. Na nic twoje tłumaczenia, że czytacie razem książki, chodzicie na spacery, na basen, rozmawiacie w drodze z/do szkoły czy przedszkola - nie bawisz się, bądź przeklęta!

3. Czekoladowa konspiracja

Pewnie, że wszyscy wiedzą, że jesteś na diecie, ale tylko wtajemniczeni wiedzą, że ta dieta obowiązuje tylko do momentu, dopóki dzieciątka czuwają. Kiedy pacholęta tylko zasną snem kamiennym, na światło dzienne wychodzą złe moce materializujące się w postaci czekolady, cukierków, chipsów i orzeszków. Ty, przykładna matka promująca zdrowe odżywianie eko-sreko, z przekonaniem twierdząca, że brukselka jest pyszna, pod osłoną nocy oddajesz się dzikiej żądzy podjadania. Nigdy przenigdy nie przyznasz się przed swoimi dziećmi, że te okruszki, które rano znalazły na dywanie, są dowodem na popełnioną przez ciebie dietetyczną zbrodnię. Tak samo nie puścisz pary z ust, jeśli przy okazji zakupów tudzież powrotu z pracy nieopatrznie zahaczysz o lokal ze złotym M ;) Choćby nie wiem co, tajemnicę zabierzesz do grobu.

4. Tego się nie zapomina.

Na sto zapytanych o poród kobiet mniej więcej dziewięćdziesiąt siedem uraczy cię opowieścią rodem z najkrwawszego horroru. Dowiesz się, że poród to krew, pot i łzy. Boli jak jasna cholera, a towarzyszącego przy porodzie partnera nie morduje się tylko dlatego, że nad wszystkim czuwa czujne oko personelu szpitalnego (wiecie za dużo świadków). Wszystkie te opowieści kończą się jednak dokładnie tak samo. Każda z tych matek na koniec poinformuje cię, że jak tylko zobaczysz dziecko, to ból odchodzi w zapomnienie, a widok maleństwa wynagradza wszystkie cierpienia. Prawda jest jednak taka, że wszystkie ukrywają przed tobą najbardziej przerażający fakt - tego się nie zapomina. Ten ból wwierca się w mózg na całe życie, nie ma siły, tego się nie da zapomnieć i nawet mam obawy czy jest w stanie to wymazać jakakolwiek amnezja. Zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że to niesamowite przeżycie, a widok maleństwa wynagradza ból.

To pisałam ja, która rodziłam juniora 27h bez znieczulenia, a na koniec zaliczyłam cc. To było 6 lat temu - pamiętam ten ból, jakby to było wczoraj.

P.S Ból porodowy, pomimo że nie ulatnia się z pamięci, na szczęście w większości przypadków nie ma wpływu, na posiadanie kolejnego potomstwa.

5. I że cię nie opuszczę.

Wspominałam już w tym poście o czasie spędzonym z dzieckiem? Wspominałam. Czujecie to ciśnienie, że musicie być zawsze na 100%, zawsze gotowe, aktywne i przeszczęśliwe z czasu, jaki spędzacie ze swoim maleństwem? Owszem coś tam się wspomina, że macierzyństwo to nie tylko cud miód i orzeszki, ale kto by się publicznie przyznał, że zaraz po tym, jak dziecię znika za progiem żłobka/przedszkola/szkoły spływa na ciebie wręcz ekstaza. Czujesz nieokiełznaną radość na myśl o kilku beztroskich godzinach bez wiecznego "Mamooooo!!!!!" Jakby co tęsknisz i oczywiście myślisz, co tam twoja kruszynka porabia w placówce, ale tak naprawdę odprawiasz wewnętrzny taniec radości-wolności ;)

A wy jakie grzeszki jeszcze mogłybyście wymienić?

11 komentarzy:

  1. Ja czekolady nie znoszę, ale czasem jem w tajemnicy chipsy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też nie jadam słodyczy, prawie żadnych, ale chipsem w ukryciu nie pogardzę :D

      Usuń
    2. Też nie przepadam za czekoladą, ale chipsy to co innego i jeszcze żelki bym dorzuciła :)

      Usuń
  2. Marzę o tym, żeby córka poszła szybko spać, czekoladę podjadam po katach i tak, nie lubiłam się bawić z dzieckiem, nie potrafie tego! Kolorować, czytać razem, grać w coś czy wyjść na spacer/rower-owszem, ale bawić się lalkami czy cuś? To nie ja :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię się bawić przez co ciągle mam wyrzuty sumienia, ale nawet jak próbuję się zmusić do zabawy to kiepsko mi to wychodzi i dzieciaki tylko się na mnie denerwują :)

      Usuń
  3. Nie cierpię chodzić z chłopcami na zakupy, to jest zmora, mają wiecej do przymierzenia niż ja i całkiem pstrokate gusta :O

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham żłobek!!! Poświęcam nawet ok 3h dziennie w korkach w aucie (po przeprowadzce) na dowóz i przywóz pociechy. Nie kocham za to chorowania co 2-3 tygodnie :( ale cóż, trzeba dziecko jakoś socjalizować ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham moje dzieci, ale czasem mam chęć gdzieś wybyć i posiedzieć w ciszy i samotności w aucie. Ostatnio wybyłam z domu z mężem na siłownię. Teściowa zajmowała się dziewczynkami. Przez chwilę przeszło mi przez myśl żeby odwołać trening i się zdrzemnąć w aucie albo w szatni :D Mąż się śmiał, a ja na serio miałam chęć zaszyć się gdzieś i po prostu na chwilę przymknąć oko, zwłaszcza, że młodsza budzi się w nocy po milion razy...

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny post,choć ja otwarcie przyznawałam się że nie chce karmić piersią. Jednak czekoladą nie lubie się dzielić

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny post, super napisany😊

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP