7 marca 2017

Mali detektywi i Pan tu nie stał. Czy wszystkie planszówki porywają?


egmont

Dawno nie było u nas żadnej gry. To dość dziwne bo przecież planszówki zajmują u nas większą przestrzeń pokoju chłopców, jednak tak się jakoś złożyło, że ostatnio skupiliśmy się na innych aktywnościach. Dziś jednak mamy dla was recenzję dwóch gier. Jedna dla małych druga dla dużych, jedna nas zachwyciła, druga trochę mniej. 


Być jak Sherlock Holmes

Mali detektywi wydawnictwa Egmont, trafili do nas już dłuższy czas temu. Mieliśmy więc okazję żeby dokładnie grę przetestować i sprawdzić czy jej 'grywalność' nie skończy się po pierwszym razie. Jest to gra z gatunku tych, które mają za zadanie bawić, ale i uczyć. Jest to również gra kooperacyjna w związku z czym nie mamy do czynienia z rywalizacją. Mamy się poprostu świetnie bawić i wspólnie dążyć do rozwiązania zagadki.

Gra rozgrywa się na planszy, która przedstawia dom i znajdujące się w nim pomieszczenia. W magicznej skrzyni na strychu ukryto trzy przedmioty, a naszym zadaniem jest odgadnięcie jakie to przedmioty zostały tam schowane. W pozostałych pomieszczeniach domu rónież zanjdują się schowane przedmioty, z których każdy posiada parę. Eliminując kolejne pary powoli dochodzimy do rozwiązania zagadki. Jest tylko jeden mały szczegół - zegar tyka. Oprócz przedmiotów w domu schowane są również zegary, które odmierzają czas, pozostały do rozwiązania zagadki. Naszym zadaniem jet nie tylko odgadnąć jakie przedmioty zostały ukryte w skrzyni,ale również zmieszczenie się w czasie.

egmont

egmont


Mali detektywi w swoich zasadach przypomina klasyczne memo. Odkrywając pary obrazków, z każdym krokiem przybliżamy się do rozwiązania zagadki. Każdy gracz kolejno odkrywa dwa obrazki. Jeśli odkrył dwa takie same, odkłada je na specjalne miejsce na dole planszy. Jeśli obrazki nie są identyczne, z powrotem zostają zakryte. Jeśli wśród dwóch odkrytych obrazków znajduje się jeden zegar, przesuwamy wskazówki zegara znajdującego się na planszy o godzinę do przodu, jeśli mieliśmy trochę pecha i odkryliśmy dwa zegary, wskazówka zegara przesuwa się do przodu o dwie godziny,a  nam pozostaje coraz mniej czasu.

Zakończenie gry następuje wtedy gdy wskazówka zegara wróci na godzinę 12 , wtedy przychodzi czas na zgadywanie jakie przedmioty zostały ukryte w skrzyni. Robimy to oczywiście wspólnie. Może się również zdarzyć, że odgadniecie zagadkę wcześniej, oznacza to tylko tyle, że rewelacyjni z was detektywi.

egmont

egmont


Gra choć tak jak wspomniałam, przypomina klasyczne memo to dzięki wprowadzeniu elementu zegara i zagadki do rozwiązania nabiera ciekawszego wymiaru. Uczy zapamiętywania, dedukcji,a  przy okazji uzmysławia najmłodszym graczom po części upływa czasu. Dzięki upływającym 'godzinom' gra niesie ze sobą dreszczyk emocji i staje się ciekawsza niż tradycyjne memo,a  co za tym idzie jej 'grywalność' jest zdecydowanie lepsza. Nasza domowa skala atrakcyjności planszówki zakłada, że gra jest świetna, kiedy da się w nią zagrać bez znudzenia 2-3 razy pod rząd i ta taka właśnie jest.

Ale przecież Pan tu nie stał!


Waluta! Dolarki! Bony! Kupię! Sprzedam! Czincz many? Łapka do góry kto załapał się na czasy PRL-u ? Ja załapałam się na ostatnią dekadę i to nie pełną, ale kartki na żywność jeszcze pamiętam :) Jeśli też przyszło wam się załapać na tamte czasy to dzięki tej grze możecie się cofnąć w czasie, a jeśli urodziliście się już w latach dziewięćdziesiątych to możecie się przekonać jak 'interesujące' było życie w PRL-u :)



Pan tu nie stał. Cinkciarz. to również propozycja wydawnictw Egmont i jedna z gier z serii osadzonej w czasach PRL. Oprócz tej, wydane zostały również: Pan tu nie stał! oraz Pan tu nie stał. Demoludy.
Celem gry jest zdobycie jak największej fortuny wcielając się w postać cinkciarza i wymieniając pieniądze między sobą, a bankiem.

Gra bardziej przypomina karciankę bo to karty odgrywają tu główną rolę, a plansza to zaledwie kartonik o wymiarach 15x15cm. Karty symbolizują różne waluty, monety oraz pocięte gazety. Każdy z graczy dostaje na rękę po 6 kart waluty oraz 1 pociętą gazetę. Plansza zostaje położona na środku stołu, a po jej prawej i lewej stronie kładziemy po cztery karty waluty. Pozostałe karty lądują w stosie na planszy.


Gra składa się z kilkunastu rund, w których wszyscy gracze rozgrywają rundę w tym samym czasie. Każdy z graczy wybiera ze swoich kart minimum jedną i kładzie je przed sobą zakryte. Gdy wszyscy gracze wybiorą już karty, karty zostają odkryte. Ten gracz, który położył karty o najwyższej wartości ma prawo jako pierwszy dokonać wymiany.
Wymiana polega na tym, że gracz może swoje karty zamienić miejscami z tymi, które leżą po obu stronach banku lub kartami wyłożonymi przez innego gracza. Może również zrezygnować z wymiany jeśli uzna, że jest ona dla niego nieopłacalna.
Kolejni gracze dokonują wymiany na tej samej zasadzie.  Po każdej rundzie należy uzupełnić karty leżące obok banku do czterech.

Gra kończy się wtedy gdy karty w stosie na planszy się wyczerpią i następuje podliczenie punktów. Ważne jest by nie zbierać jakiejkolwiek waluty, ale starać się zebrać jak największą wartość konkretnie wybranej waluty bo wtedy mamy szansę na zdobycie większej ilości punktów.



Brzmi skomplikowanie? No cóż z przykrością muszę stwierdzić, że nas jakoś nie porwała. Chyba schyłek PRL-u nie odcisnął na nas specjalnego piętna bo raczej się w tej grze nie odnaleźliśmy. W grze liczy się 'kombinowanie' na wielu płaszczyznach więc na pewno nie jest ona przeznaczona dla dzieci i choć wydawca podaje, że gra jest od 10 lat to jakoś nie wyobrażam sobie dziesięciolatka grającego z zapałem w tą grę. Nasi chłopcy są na nią zdecydowanie za mali, a i nas nie przekonała do siebie choć z pewnością damy jej jeszcze kiedyś szansę :)

2 komentarze:

  1. Wygląda na bardzo ciekawą grę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie dziś grałam w Pan tu nie stał i nawet ją lubię. Trzeba trochę pomyśleć i kombinować, a w 4 grało się całkiem przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP