7 czerwca 2017

Matki z reklam (nie) istnieją


 

Rzadko oglądam telewizję, można by powiedzieć, że wręcz sporadycznie. Przeważnie są to wiadomości, tak żeby wiedzieć co się na świecie dzieje. Zero seriali, od czasu do czasu jakiś film. Nie zmienia to faktu, że telewizor wieczorami włączony jest często bo mąż coś ogląda bo dzieci chcą zobaczyć bajkę i wtedy właśnie widzę je... matki z reklam.


Uczesane, bez niedbałego koka na czubku głowy robionego w pośpiechu, z nienagannym makijażem od samego rana i wypielęgnowanymi dłońmi prosto od manikiurzystki. Zawsze uśmiechnięte, rozwiązujące wszelkie problemy świata przy pomocy zaledwie proszku do prania albo środka na komary. Zawsze zorganizowane, zawsze na czas, zdrowiejące po jednej tabletce.
Aktywne, radosne, będące na każde zawołanie swoich dzieci. Żyjące w pięknych, jasnych domach z dużymi ogrodami ewentualnie w mieszkaniach bez kredytu na wieki wieków. Otoczone gromadką uśmiechniętych dzieci, których plamy z ubrań spierze Zygmunt Chajzer.
Piękne, wszechwiedzące, obowiązkowo szczupłe i na wysokich obcasach. Bez problemu dzielące życie zawodowe z osobistym. Na wszystko mające czas.
Wkurzający widok bo przecież...

....matki z reklam nie istnieją

Ogarniamy. Pracę , dom, rodzinę, gotowanie, pranie, sprzątanie, zajęcia pozalekcyjne, zebrania w szkole, zakupy. Ogarniamy wszystko. Cały nasz dzień to jeden wielki deadline. Wiele z nas marzy o kilkudniowym wyjeździe do SPA, wakacjach na Maderze czy przygodzie życia. Jednak dla zdecydowanej większości, przygodą życia jest ciepła kawa, godzina z książką czy wyjście na zakupy z przyjaciółką.

Nie zawsze rano mamy czas na robienie makijażu, chorujemy jak każdy inny śmiertelnik, choć w przeciwieństwie do śmiertelników, przeważnie nie zwalnia nas to z obowiązków, a Zygmunt nie wpada trzy razy w tygodniu żeby zrobić nam pranie. Ba, nawet raz nie wpadnie. Od każdego poniedziałku zaczynamy kolejny raz dietę, której nie ma i odliczamy lata do spłaty kredytu. Nadal jesteśmy do dyspozycji naszych dzieci, ale bywają chwile, że mamy ochotę trzasnąć drzwiami i zostawić cały ten kociokwik. Buty na obcasie chętnie wymieniamy na trampki i po cichu marzymy żeby 40m kw rozciągnęło się w magiczny sposób. Jakoś tak zupełnie odwrotnie niż w reklamie...

Śmiejemy się do rozpuku kiedy nasze dziecko próbuje niezgrabnie zrobić pierwszy krok. Wzruszamy się na widok pierwszego koślawego 'koham mamę' (obowiązkowo przez h). Czujemy dumę z zapamiętanego przez przedszkolaka wierszyka jakby co najmniej właśnie obronił doktorat. Przytulamy, głaszczemy, wdychamy zapach małego ciałka próbując zapamiętać go na zawsze. Odpowiadamy na miliony nie zawsze prostych pytań niczym Wikipedia.

Czujemy ciepło na sercu kiedy w naszą dłoń wciska się maleńka, ufna rączka. Nagle okazuje się, że też potrafimy rozwiązać najważniejszy problem na świecie przy pomocy małego plasterka albo całusa. Ocieramy ukradkiem łzy wzruszenia gdy z samego rana jeszcze ubrane  w piżamę słyszymy "ślicznie wyglądasz mamusiu". Jeden mokry buziak na policzku sprawia, że czujemy się piękne, atrakcyjne, mądre, radosne i wszechmogące...

....jak matki z reklam.

3 komentarze:

  1. No wiadomo, że nie istnieją :)
    te wakacje na Maderze czy innej Teneryfie....ech, marzą mi się ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze dla mnie, to starać się wciąż być najlepszą wersją samej siebie. Ideały narzucane przez dzisiejszy świat mnie nie interesują ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. noo mnie zawsze niszczyły te piękne codzienne śniadania i stoły zastawione jak na śniadanie wielkanocne ;D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP