11 października 2017

Rodzicu zluzuj majty




Co miesiąc 58 zł. Przez 9 miesięcy w roku, co daje kwotę 522 zł rocznie. Opłat dodatkowych nawet nie liczę. Tyle mniej więcej kosztują zajęcia z tańca, na które chodzi mój syn. Właśnie leci czwarty rok tych zajęć. Przez cztery lata uzbierałaby się już niezła sumka. Powiecie pewnie, że nie można tego przeliczać na pieniądze, bo przecież zyskał konkretną umiejętność - potrafi tańczyć.
Otóż nie, nie potrafi. Dlaczego więc chodzi na te zajęcia i dlaczego od czterech lat 'wyrzucamy' pieniądze?

Do napisania tego artykułu skłonił mnie pewien post, który zobaczyłam na tablicy Pani Doroty Zawadzkiej. Jedna z mam opisywała tam sytuację swojego syna, który chodzi na basen i sprawia mu to ogromną frajdę, jak zauważa jego mama. Jednak mama zauważa również, że syn zawodowym pływakiem nie będzie, że nie ma do tego predyspozycji, że jeśli chodzi o umiejętności, odstaje od innych uczestników zajęć. Mama pyta więc, jak wytłumaczyć synowi, że to pływanie to nie jego bajka.

Kilka dni temu byłam świadkiem dość smutnej i zarazem zabawnej sytuacji. Młodszy syn gra w piłkę nożną. Pojechaliśmy z nim na turniej. Normalnie w odróżnieniu od reszty rodziców, stoimy zawsze gdzieś z boku, żeby nie przeszkadzać dzieciakom. Tym razem, z pewnych powodów (nie są istotne dla sensu tego artykułu, więc pozwólcie, że nie będę tego rozwijać) podeszłam do miejsca, gdzie odbywały się rozgrywki, w celu zrobienia synowi zdjęcie i kiedy próbowałam uchwycić moje pędzące za piłką dziecko, do moich uszu dobiegły okrzyki dwóch tatusiów, w których najwyraźniej buzował nadmiar testosteronu. Stali oni przy linii boiska i krzyczeli do swoich synów: "Blokuj go!, "Co ty robisz?", "Nie tak!, Obiegnij go z lewej!". Jeden z chłopców ze łzami w oczach stanął na środku boiska i krzyknął: "No przecież gram!". Wtedy na szczęście wkroczył trener i rozemocjonowanym tatusiom powiedział kilka słów do słuchu, dzięki czemu resztę turnieju, co prawda nadal w linii boiska, ale przeczekali już w pokornej ciszy.

Te trzy sytuacje, mojego syna, który chodzi cztery lata na tańce i nie potrafi tańczyć (nie to nie jest wina nauczyciela), syna pani, która zastanawia się jak zniechęcić syna do basenu i tych chłopców, którzy grając, czują presję swoich ojców, pokazują, że dzieci to tylko dzieci. One nie chcą spełniać naszych pragnień, oczekiwań, niezrealizowanych marzeń. One chcą się bawić, bez dzikiej rywalizacji, chorej ambicji. Mój syn chodzi na taniec, bo to lubi. Jemu samemu nie przeszkadzają jego braki taneczne. On to kocha i choć zajęcia powodują, że musi przebywać w szkole do późnej godziny, za nic by z nich nie zrezygnował.

Chłopiec pani z postu u Pani Zawadzkiej kocha pływanie, a jego mama powinna zrozumieć, że nie z każdego musi być Michael Phelps. Jej syn jest szczęśliwy, lubi pływać i skoro jemu nie przeszkadza, że jest słabszy w tym co robi, od reszty uczestników zajęć, to trzeba mu pozwolić to robić, bo to mu sprawia przyjemność.

Chłopcy grający w piłkę, nie chcą realizować niezrealizowanych marzeń swoich tatusiów, nie chcą realizować ich ambicji, choć każdy tata w swoim synu widzi następcę Lewandowskiego. Chłopcy chcą grać, chcą się bawić. Dla nich to radość z zabawy, z kontaktu z rówieśnikami, z przebywania na świeżym powietrzu. Z czasem sami poczują ducha rywalizacji, powiew ambicji, a może wcale nie, może zawsze będą to robić dla przyjemności, a może zwyczajnie rzucą to za rok czy dwa.

Pozwólmy dzieciom decydować. Wiem, czasem te zajęcia nie są tanie i gdzieś nas tam męczy, że 'wyrzucamy' pieniądze, ale czy na pewno? Może mój syn nie umie tańczyć, ale dzięki tym zajęciom ma szerszą wiedzę na temat sztuki, jaką jest taniec, otworzył się na ruch, na inne dzieci. Może synek tej pani nie zdobędzie złota na olimpiadzie, ale przecież pływać się nauczył. Może ci dwaj chłopcy nie pojadą w przyszłości na mistrzostwa świata, ale też, zamiast siedzieć przed komputerami jak wielu ich kolegów, biegają, bawią się, śmieją, przebywają z rówieśnikami, korzystają ze sportu. Ta beztroska w połączeniu z niewątpliwym zdobywaniem wiedzy, nawet jeśli nie spełnia ona naszych oczekiwań, jest warta każdych pieniędzy. Wyluzujmy, odłóżmy ambicje na bok i dajmy naszym dzieciom się cieszyć.

13 komentarzy:

  1. Świetny wpis.Mój syn trenuje piłkę nożną już 4 lata , sam chciał i cieszę się bardzo że sprawia mu to radość.Lubi jak jeżdżę z nim na mecze , bo mówi że przenoszę mu szczęście 😀 za treningi nic nie płacę tylko dojazd jest we własnym zakresie.Córeczka chodzi na breakdance , koszt za miesiąc to 50 zł.Też nie idzie jej najlepiej ale bardzo lubi te zajęcia , więc wspieram ją .Nie zmuszam dzieci do niczego , same sobie wybrały to co ich interesuje .Jak byłam dzieckiem to nie miałam takich możliwości , więc spełniam marzenia dzieci 👍

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego jak moja córka powiedziała, że treningi z piłki jej się nie podobają, to nie poszła więcej! Teraz chodzi na badmintona i jest zadowolona :) Z tańcy ja jej pomogłam zrezygnować, tzn, ona zapomniałą, że się zaczynają od nowego roku, a ja jej nie przypomniałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas o tańcach żaden nie zapomina. Chyba by mi nie wybaczyli jakbym ich nie zapisała :D

      Usuń
  3. hm... ja uwielbiam gotowac i bardzo to sobie chwalę, ale kucharki w sheratonie ze mnie nie bedzie ;) Podobnie jest z dziećmi, skoro mają pasje nie ograniczajmy ich. Mój syn chodzi 3 rok na karate, które bardzo bardzo lubi. Nie wróżę mu czarnego pasa, ale ma z tego radość - a ta radość jest właśnie bezcenna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dziecię wczoraj mi powiedziało, że na pewno wygrałabym Master Chef'a. Ten to dopiero we mnie wierzy :D :D :D

      Usuń
  4. Mądry, potrzebny tekst!
    Oby zajrzeli tu Ci rodzice, którym da do myślenia :-)
    Córka od kilku lat trenuje judo, na zawody nigdy nie jeździ. Lubi judo, nie lubi zawodów. Sama wybrała ten klub sportowy (widziała zajęcia w dwóch).
    Przez kilka lat trenowała pływanie. Nie dla sukcesów, ale dla podstawowych umiejętności i frajdy, jaką jej to sprawiało. W ubiegłym roku zmieniliśmy basen na większy, zmienił się instruktor, przyjemność zamieniła się w żmudny trening, więc odpuściliśmy.
    Uwielbiała plastykę, więc zorganizowaliśmy zajęcia plastyczne we własnym domu (dla grupy podobnych dzieci). Potem z panią plastyczką wyjeżdżała na obozy artystyczne. Nie chodziło o wykształcenie następcy Picassa, czy Matejki. Tworzenie, kreatywność, przebywanie z podobnymi, no i przyjemność - to cele takich zajęć.
    Nie podobała jej się lektorka i grupa z angielskiego (w szkole językowej), to już chcieliśmy zrezygnować, ale padła propozycja zmiany grupy (i lektorki), więc skorzystaliśmy - to był strzał w dziesiątkę!
    Cokolwiek robimy (my, czy nasze dzieci) powinno sprawiać nam przyjemność i przynosić satysfakcję. A gdy mamy dar / talent - wtedy przyniesie nam tez coś innego :-)
    A ten dar / talent nie zależy od woli dziecka / rodzica, ani od ciężkiej pracy, ani od umiejętności nauczyciela / trenera, ani od... ceny zajęć.
    Ale się rozpisałam....
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Patrząc na mojego 3 latka wiem jedno. Jego ulubione zabawy to sprawa najważniejsza, bo to on ma być zadowolony i uśmiechnięty :-) Prosty przykład: wychodząc na plac zabaw Adaś mógłby spędzić cały dzień zjeżdżając bądź budować tunele dla autek z piasku, a nie lubi spędzać dużo czasu na huśtawce... a ja uwielbiałam za czasów mojego dzieciństwa się huśtać.. To co mam go teraz zmusić do tego aby robił to co ja lubiłam? Nie wiem jaki sport przypadnie mu do gustu, ale chciałabym aby trenował, a co jeśli będzie chciał chodzić np na zajęcia plastyczne zamiast kopać piłeczkę? Dlatego tak jak piszesz nie spinać się i pozwolić dziecku żyć po swojemu. A jeśli to co robi nie wychodzi mu to sam zrozumie, że albo traktujemy to jako zabawę, albo sam postanowi zmienić swoje zajęcie :-) Dzieci nie są po to aby spełniać nasze chore ambicje, albo niespełnione marzenia. Dzieci są po to abyśmy mogli kochać je bezgranicznie i cieszyć się ich szczęściem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś powiedziałam, że jedyne do czego'zmuszę' dzieci to nauka pływania. Nie muszą być mistrzami, ale mają umieć utrzymać się na powierzchni. No to trafił mi się za karę obiekt, który z jednej strony wodę uwielbia z drugiej dostaje w niej histerii. Chce, ale chyba bardziej to się jednak boi no i pływać nadal nie potrafi. Nie zmuszam, oswajam, a i tak wiem,że w końcu przyjdzie czas, że się nauczy.

      Usuń
  6. Karola w sedno tarczy, nie zawsze nasze dziecko ma być kimś sławnym, ma mu to sprawiać satysfakcję. Brawo Ty.

    OdpowiedzUsuń
  7. O tak :) Mój Krzyś chciał bardzo chodzić na piłkę nożną, choć nie wykazywał takich skłonności wcześniej - nie grał w piłkę na podwórku, nie kopał piłki z tatą. Po prostu chciał iść, pewnie gdzieś usłyszał, że koledzy chodzą. Pojechaliśmy na zajęcia po czym sam stwierdził, że jednak to nie to, ale chciałby gdzieś chodzić na zajęcia sportowe. Szukałam więc dalej. W końcu też trafiliśmy na zajęcia taneczne i to jest strzał w 10. Nie wiem jeszcze czy będzie tam jakoś specjalnie wybitnie uzdolniony, ale mu się podoba. I o dziwo nie przeszkadza mu nawet fakt, że póki co jest tam jedynym chłopcem w grupie kilkudziesięciu dziewczyn! :D Najważniejsze, że to lubi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Tymek też był długo jedynym chłopcem w grupie co mnie zdziwiło bo w zerówce na tańce chodziło właśnie więcej chłopców. Teraz grupa jest już bardziej wymieszana.

      Usuń
  8. Siedzę i ryczę... Ta pieprzona cebula.. Dobra, 0iszem komenta. Już gotowy jestem. O!

    No to tak. 4 lata i tańczyć nie umie? Matka! Bo ty w domu dawaj dana dana, to szybciej załapie co i jak.

    Ok. Żart na rozgrzewkę poszedł. Niezły nie?

    Powiem Ci coś. Ka zacząłem latać na Taekwondo w wieku 8 lat. Nigdy nie byłem jakoś specjalnie wyróżniającym się zawodnikiem, chociaż epizod w kadrze Polski zaliczyłem. Lubiłem to jak cholera. Treningi 3-4 razyvw tygodniu obto za darmola. Pięknie! Tylko co z tego, jak po blisko 10 latach trenowania, dalej nie byłem dobry. Poszedłem do liceum. Nowe wyzwania: laski, tańce, jaranie trawki i inne zajawki. Treningi poszły w odstawke. Dopiero na studiach odkryłem, że brakuje mi lania po ryjach, dlatego zaczalem trenowac k1 i boks. Po kilku treningach trener mi powiedzial, że w ciagu dwóch lat robi ze mnie mp, bo mam zajebiste warunki. Wysoki, lekki i z niezlym jebnięciem z łapy. Ale byłem juz za stary.. To tak, jakbym w wieku 21 lat zaczynał od nowa, więc dalem sobie spokój.
    Do czego zmierzam.

    Twój syn może nie być dobrym tancerzem, ale nauczy się podstaw. Bedzie wiedział co to rytmika, praca nóg, balans.. I może przyjść taki moment, że znajdzie się na innych zajeciach, nie wiem, salsy? I po kilku zajeciach bedzie kotem! Bo ma te pieprzone podstaw, bo matkę, która nie pieprzy mu za uchem, a weź się za naukę! Bo chce to robic i lubi to!

    Nie można być od razu kimś. Warto sobie stawiać małe cele. Ja tak robiłem i dzieki temu z zawodów przywozilem i po 5 medali. Nie stawiałem sobie za cel mistrzostwa swiata, ale np. Skakac wyżej, kopać mocniej itp.

    Krzyczacy ojciec na dziecko, ktore gra w piłkę? Co to za autorytet? Wczoraj ogladałem kabaret młodych panów i dokładnie taką scenkę przedstawili.

    Dobra zanim zacznę wstęp komentarza..

    Nie zniechecaj dziecka, nawet jesli nie zostanie tym kim Wade Robson.. Też tańcowałem.. Znam..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie napisane. Tak na marginesie z matką to akurat to biedne dziecko nie potańczy bo ja niewielu rzeczy nie lubię tak w życiu robić jak tańczyć :D Zapał do tańców to oni chyba jednak po tatusiu mają :D

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)

TOP