10 maja 2018
okiem mpf
Nie od dziś wiadomo, że wraz z pierwszymi oznakami wiosny czyli wtedy gdy temperatura przestanie zamrażać krew w żyłach, budzą się ze snu potwory. Zimowe potwory. Potwory, które całą zimę skrzętnie pracowały na to, by wraz z budzącą się do życia przyrodą również zbudzić się ze snu i wyczłapać ze swoich nor, budząc ogólny postrach na ulicach miast, wsi i osad wszelakich. Potwory, które niestrudzenie aczkolwiek z marnym efektem, każdego roku próbują przybrać ludzką postać by z końcem jesieni na powrót zakopać się w swoim barłogu.
Mówiąc mniej obrazowo: Idzie lato baby zaczynają się odchudzać.
Oczywiście nie odstając jakoś specjalnie od żeńskiej braci, również i ja postanowiłam wkroczyć na ścieżkę walki z pozimowymi kilogramami. W tym celu przeszłam na jedyną słuszną w moim przypadku dietę (który to już raz) czyli 'żryj mniej' (polecam) oraz pokonując swoje wewnętrzne demony wykupiłam karnet na siłownię, która do tej pory jawiła mi się niczym otchłań piekielna. Oczami wyobraźni widziałam tam wyłącznie dwudziestolatki w rozmiarze xs wyciskające po 100kg i to jedną ręką. Dzięki Bogu moja wizja zupełnie nie znalazła odzwierciedlenia w rzeczywistości o czym napiszę wam innym razem, a do siłowni zapałałam miłością bezgraniczną i postanowiłam zarazić nią męża.
Jak wiadomo, zawsze w kupie raźniej więc wymyśliłam sobie, że kiedy dzieci przebywają w placówkach możemy sobie wspólnie raźnym krokiem chadzać na siłownię gdzie nasze spocone ciała krok po kroku będą przybierały wymarzone powabno-atrakcyjne kształty. A że mój małżonek o siłowni ma jeszcze gorsze zdanie niż ja na samym początku, musiałam umiejętnie wytoczyć argumenty, które przekonałyby go do ruszenia tyłka z domu. Przystąpiłam więc do ataku:
Próba nr 1. Argumenty dla normalnych ludzi.
-Kochanie słuchaj poszedłbyś ze mną na siłownię. Zawsze to raźniej jak się idzie z kimś. Wcale byś się nie nudził, tam naprawdę czas leci błyskawicznie.
Oczywiście, że nie musisz się odchudzać, zwyczajnie dotrzymałbyś mi towarzystwa, a przed naszym wyjazdem w góry poprawiłbyś kondycję.
Co? Nie no ja wcale nie twierdzę, że ty masz złą kondycję, dobrą masz, to ja mam kiepską, a ty byś sobie ćwiczył obok mnie. To co pójdziemy razem?
Nie dał się.
Próba nr 2. Na sknerę.
- Kotek kupię ci ten karnet na siłownię. Teraz jest promocja, za taki karnet jak mój zapłacimy tylko x złotych. Jak przeliczysz to na ilość wejść to naprawdę wychodzą grosze. To się opłaca.
Że co, że ile na rok wychodzi? No wychodzi, ale nie musisz zaraz na rok tego przeliczać. Że za drogo? Przecież to tyle co jeden bilet na mecz.
Aaaaa, że na meczu też dawno nie byłeś? No cóż.
Klęska.
Próba nr 3. Na seks.
Słuchaj bo jakbyśmy razem na tą siłownię chodzili to wiesz, po powrocie moglibyśmy też razem brać prysznic...
Na moment zobaczyłam ten błysk w oku....a potem chyba coś mu odcięło zasilanie bo błysk zniknął. Koniec końców stwierdził, że prysznic to on może ze mną wziąć bez tego wcześniejszego pocenia się na siłowni.
Kicha po całości.
Próba nr 4. Na obce baby.
- Kotek ty wiesz jakie tam dupy chodzą na tą siłownię? Pójdziesz to sobie chociaż popatrzysz. Młode, ładne, zgrabne.
Nie łyknął. To mu się akurat chwali.
Próba na5. Na litość.
- No weź nie bądź taki. Co ci zależy. Przecież to tylko z korzyścią dla ciebie....
Jakby mnie nie słyszał.
Tak więc moi drodzy, wykorzystałam już wszystkie możliwe argumenty jakie przyszły mi do głowy. Małżonek pozostaje totalnie niewzruszony i za żadne skarby nie daje się przekonać. W związku z powyższym mam do was pytanie. Jak do jasnej cholery zaciągnąć męża na siłownię????????????????
Jak zaciągnąć męża na siłownię?
okiem mpf
Nie od dziś wiadomo, że wraz z pierwszymi oznakami wiosny czyli wtedy gdy temperatura przestanie zamrażać krew w żyłach, budzą się ze snu potwory. Zimowe potwory. Potwory, które całą zimę skrzętnie pracowały na to, by wraz z budzącą się do życia przyrodą również zbudzić się ze snu i wyczłapać ze swoich nor, budząc ogólny postrach na ulicach miast, wsi i osad wszelakich. Potwory, które niestrudzenie aczkolwiek z marnym efektem, każdego roku próbują przybrać ludzką postać by z końcem jesieni na powrót zakopać się w swoim barłogu.
Mówiąc mniej obrazowo: Idzie lato baby zaczynają się odchudzać.
Oczywiście nie odstając jakoś specjalnie od żeńskiej braci, również i ja postanowiłam wkroczyć na ścieżkę walki z pozimowymi kilogramami. W tym celu przeszłam na jedyną słuszną w moim przypadku dietę (który to już raz) czyli 'żryj mniej' (polecam) oraz pokonując swoje wewnętrzne demony wykupiłam karnet na siłownię, która do tej pory jawiła mi się niczym otchłań piekielna. Oczami wyobraźni widziałam tam wyłącznie dwudziestolatki w rozmiarze xs wyciskające po 100kg i to jedną ręką. Dzięki Bogu moja wizja zupełnie nie znalazła odzwierciedlenia w rzeczywistości o czym napiszę wam innym razem, a do siłowni zapałałam miłością bezgraniczną i postanowiłam zarazić nią męża.
Jak wiadomo, zawsze w kupie raźniej więc wymyśliłam sobie, że kiedy dzieci przebywają w placówkach możemy sobie wspólnie raźnym krokiem chadzać na siłownię gdzie nasze spocone ciała krok po kroku będą przybierały wymarzone powabno-atrakcyjne kształty. A że mój małżonek o siłowni ma jeszcze gorsze zdanie niż ja na samym początku, musiałam umiejętnie wytoczyć argumenty, które przekonałyby go do ruszenia tyłka z domu. Przystąpiłam więc do ataku:
Próba nr 1. Argumenty dla normalnych ludzi.
-Kochanie słuchaj poszedłbyś ze mną na siłownię. Zawsze to raźniej jak się idzie z kimś. Wcale byś się nie nudził, tam naprawdę czas leci błyskawicznie.
Oczywiście, że nie musisz się odchudzać, zwyczajnie dotrzymałbyś mi towarzystwa, a przed naszym wyjazdem w góry poprawiłbyś kondycję.
Co? Nie no ja wcale nie twierdzę, że ty masz złą kondycję, dobrą masz, to ja mam kiepską, a ty byś sobie ćwiczył obok mnie. To co pójdziemy razem?
Nie dał się.
Próba nr 2. Na sknerę.
- Kotek kupię ci ten karnet na siłownię. Teraz jest promocja, za taki karnet jak mój zapłacimy tylko x złotych. Jak przeliczysz to na ilość wejść to naprawdę wychodzą grosze. To się opłaca.
Że co, że ile na rok wychodzi? No wychodzi, ale nie musisz zaraz na rok tego przeliczać. Że za drogo? Przecież to tyle co jeden bilet na mecz.
Aaaaa, że na meczu też dawno nie byłeś? No cóż.
Klęska.
Próba nr 3. Na seks.
Słuchaj bo jakbyśmy razem na tą siłownię chodzili to wiesz, po powrocie moglibyśmy też razem brać prysznic...
Na moment zobaczyłam ten błysk w oku....a potem chyba coś mu odcięło zasilanie bo błysk zniknął. Koniec końców stwierdził, że prysznic to on może ze mną wziąć bez tego wcześniejszego pocenia się na siłowni.
Kicha po całości.
Próba nr 4. Na obce baby.
- Kotek ty wiesz jakie tam dupy chodzą na tą siłownię? Pójdziesz to sobie chociaż popatrzysz. Młode, ładne, zgrabne.
Nie łyknął. To mu się akurat chwali.
Próba na5. Na litość.
- No weź nie bądź taki. Co ci zależy. Przecież to tylko z korzyścią dla ciebie....
Jakby mnie nie słyszał.
Tak więc moi drodzy, wykorzystałam już wszystkie możliwe argumenty jakie przyszły mi do głowy. Małżonek pozostaje totalnie niewzruszony i za żadne skarby nie daje się przekonać. W związku z powyższym mam do was pytanie. Jak do jasnej cholery zaciągnąć męża na siłownię????????????????
Etykiety:
okiem mpf
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
My to oboje z mężem całkiem niesportowi, więc przynajmniej żadne z nas drugiego nigdy na siłownię nie zaciągnie ;)
OdpowiedzUsuńchyba jak zaciągnąć siebie przede wszystkim ;d
OdpowiedzUsuńHahaha :D bardzo fajny wpis, mi najbardziej przypadł do gustu sposób na seks :D
OdpowiedzUsuńWażne, że próbowałaś. Ale w sumie jak będzie chciał chodzić na siłownie, to sam pójdzie. Na siłę go nie zmusisz choćby nie wiadomo co.
OdpowiedzUsuńZasada numer jeden drogie Panie - nie zmuszać! :) Jak już mam Wam podpowiedzieć, to najlepiej gościa podpuścić. "A ten Twój kolega z pracy to tak super wygląda"... Gwarantuję, że wpadnie w sidła. Mojej żonie się tak właśnie udało ;)
OdpowiedzUsuńU mnie jest dość poważny problem. Mąż prowadzi działalność. Jednoosobową. Nie ma opcji chwytu na kumpla :)
UsuńCo do pozostałych jego kumpli...hmmmm....jakoś nie przychodzi mi do głowy wzór do naśladowania w kwestiach sportowych ;)
Nie da się siłą, musi samemu tego chcieć :P
OdpowiedzUsuńObawiam się, że po dobroci nie da rady :D
UsuńHaha tego nie widzialam :))))
OdpowiedzUsuńU nas odwrotnie. Mąż chce zaciągnąć mnie
OdpowiedzUsuńmój mąż już się wybiera na siłownię od 2 lat...
OdpowiedzUsuńMój mąż już trochę chodzi na siłownie i oboje jesteśmy bardzo zadowoleni z efektów ^^
OdpowiedzUsuńJa swojego namówiłam, że od nowego roku zaczynamy we dwójkę :)
OdpowiedzUsuńNajlepiej siła :) Jak zobaczy, że masz więcej siły od niego to pójdzie sam :)
OdpowiedzUsuńMój niby od nowego roku zacznie ^^
OdpowiedzUsuńI co dziewczyny? :) mój facet w koncu wybrał się na tą siłownie, zobaczymy tylko na jak długo :)
OdpowiedzUsuń