Moje lepsze dziecko.


Patrzę na moje dzieci, które w tej chwili kiedy ja próbuję się skupić i napisać cokolwiek sensownego, wariują jak dzikie osły, skutecznie uniemożliwiając mi zebranie myśli. Patrzę i mam ochotę obu jednakowo wysłać w tym momencie w kosmos żeby choć przez chwilę mieć odrobinę spokoju. Jeden i drugi irytują mnie w dokładnie taki sam sposób i obu tak samo mam ochotę się w tym momencie pozbyć.
Cztery lata temu kiedy leżałam w szpitalu wiedząc, że może nie za moment, nie za godzinę, ba nawet nie za dziesięć godzin, ale w końcu tak czy inaczej urodzę drugiego syna, zastanawiałam się nad tym czy będę umiała go kochać tak samo jak tego, którego z drżeniem serca i wszelkimi maminymi obawami zostawiłam w domu. Czy będzie dla mnie tak samo ważny, czy to samo będę czuła przytulając go, nosząc na rękach, złoszcząc się na niego?
Wariują nadal kompletnie nie zwracając uwagi na moje upomnienia i prośby o chwilę ciszy. Jeden prowokuje drugiego, nakręcają się nawzajem, a we mnie wzbudzają coraz większą frustrację. Dawno powinni już spać, ale dziś mecz, a oni uwielbiają oglądać mecze z tatą więc pozwoliliśmy. Już żałuję. 
Wróciłam ze szpitala. Na widok synka, który został w  domu do oczu napływają mi łzy. Mamusia już jest przy tobie. Przytulam go, całuję. Był sam, no dobra był z nim tata i babcia, ale to nie to samo, mnie z nim nie było, muszę mu to wynagrodzić. Przecież to on jest ten pierwszy, ukochany mamusi synuś. Kocham go nad życie. 
Stworki powoli się uspokajają chyba po setce upomnień i dzikich szaleństwach trochę wytracili ze swojej niespożytej energii. Patrzę jak powoli się wyciszają, kładą obok siebie na tapczanie, uspokajają się. Już mnie nie irytują, to był tylko chwilowy stan. Patrzę na nich i zastanawiam się czy przez te cztery lata coś się zmieniło. Czy nadal boję się, że nie będę umiała kochac ich tak samo?
Nie, teraz jestem już mądrzejsza, teraz już wiem, że to zwyczajnie niemożliwe. Każdego kocham bezwarunkowo- to nie podlega dyskusji- ale każdego trochę inaczej. Starszy to wrażliwiec, ale odziedziczył chyba po mamie niechęć do okazywania uczuć. Młodszy to mały, pyskaty, mądrala, ale jednocześnie pieszczoch, który wymaga mnóstwa czułości. Każdy jest inny, każdy inaczej okazuje swoje uczucia, każdy wymaga innego rodzaju uczuć.
Nie ma lepszego i gorszego dziecka, lepszej i gorszej miłości – jest po prostu inna.
TOP